Kultura
Hejka, tu Lenka w krainie patostreamów, czyli o YouTubie dla dzieci i młodzieży
„Siemano, tutaj Ela i chciałbym Wam powiedzieć dzisiaj jak to jestem głupia za to. Oddałam konto na NK i chcę teraz je zwrócić. Mieliśmy się tylko wymienić [...], a osoba... Powiedzieliśmy sobie loginy i hasła i ja powiedziałam prawdziwy, a on – fałszywy” – mówi przez łzy wyraźnie zdenerwowana Ela, ośmioletnia, początkująca youtuberka, autorka filmu „POMUSZCIE MI ODZYSKAĆ KONTO NA NK proszę”, który kilka lat temu, w 2014 roku, odbił się szerokim echem (nie tylko) w przestrzeni internetu. O jasnych, ciemnych i mrocznych stronach internetu opowie kulturoznawca oraz filmoznawca dr Karol Jachymek z Uniwersytetu SWPS.
„On się nazywa Kamil Fortuniak. Będę mówiła jego imię, bo on to gnój, pantoflarz, nierób, jełop. [...] Youtuberzy, proszę Was, pomóżcie mi. [...] Ja na tych grach miałam... Na pierwszej grze, w „Awatarii”, miałam piętnasty level. W „Wiewiórkach” miałam dziewiąty level. Na „Ostatecznej” to ja miałam jedenasty level, prawie bym miała dwunasty. [...] Strasznie zapracowałam, a tego nie chcę już stracić” – błaga.
Apel ośmioletniej Eli porusza w najprostszy z możliwych sposobów. Oto jesteśmy przecież świadkami ważnego momentu w życiu dziewczynki. Chwili, w której, jak można dojść do wniosku, dotąd rozpoznany przez nią świat prostych zasad i klarownych konsekwencji, uległ daleko idącemu przeformułowaniu. Młoda youtuberka sama ma zresztą tego całkowitą świadomość. „Na przykład dajecie login i hasło prawdziwe, a on daje fałszywe i co robicie? No co? Policja? No przecież sami chcieliście” – stwierdza rezolutnie Ela. „Tam są wszystkie moje dane. Moje sekrety. [...] I jeszcze jak on to ogląda, no to jest mi bardzo go żal. On jest jakimś gnojkiem. Ośmiolatkę oszukać? To jest wstyd!” – szlocha.
Tym, co najbardziej przeraża w zaistniałej sytuacji, nie jest jednak zachowanie wspomnianego przez dziewczynkę, rzekomego Kamila Fortuniaka (lat piętnaście), który, mówiąc najzupełniej wprost, zdecydował się oszukać dziecko. Wygłoszone w internecie, poruszające wyznanie ośmioletniej Eli spotkało się bowiem przede wszystkim z niewyobrażalną wręcz falą hejtu i niewybrednych opinii, jednocześnie prowokując powstawanie kolejnych parodii i przeróbek, chętnie tworzonych przez rozbawioną internetową publiczność. Pod reuploadem filmiku, oryginalny materiał został wszak usunięty ze stron serwisu YouTube, można więc przeczytać chociażby takie oto komentarze: „hahahahahahahahah beka hahahahahahah xDD” (Ola Brzozowska), „Kretynka i tyle” (Asia S.), „Dam ci rade pójdź do sklepu i KUP SOBIE MÓZG albo odwiedź dobrego lekarza” (VooFy), „Z cyklu dlaczego aborcja powinna być legalna ;)” (OesteerTM) czy „1. Idź do łazienki 2. Weź żyletkę 3. U lewej ręki przejedź mocno żyletką po żyle 4. Problem rozwiązany” (Painter)”.
Podobna sytuacja spotkała również dziesięcioletnią autorkę filmu „Jak zostać syreną? H2O”. Tym razem ta młoda youtuberka, fanka serialu „H2O”, ma zwykłe, dziecięce marzenie. Chciałaby zostać syrenką. Zupełnie jak bohaterki jej ulubionego programu. „Dzisiaj nawet chcę być syreną. To chyba niemożliwe, bo ja już próbowałam z internetu różne sposoby i żadna z nich się nie udała” – stwierdza zrozpaczona ku radości komentujących. „No nie wiem, co ze mną się dzieje. H2O, pomóżcie mi. Ja nie mogę nawet, ten, nie mogę być syreną. Ja już noszę go z rok, naszyjnik, prawie i już mi się oberwał. Ja nie mogę jakoś nie wiem. Pomóżcie mi, żeby być syreną. Proszę! Do redakcji to jest. Proszę!” – mówi zdenerwowana. „W H20 mają sztuczne ogony. I to chyba prawda. Bo ja nie mogę się nigdy stać. Czyli nie istniejecie chyba? Ale trochę w Was wierzę, powiem Wam szczerze. Przez Was najadłam się strachu” – powątpiewa w prawdziwość historii przedstawionej w jej ukochanym serialu. „Ja za chwilę na zawał zejdę. Mam dziesięć dopiero lat, a już się denerwuję. Co będzie za osiemdziesiąt?” – rozpacza na oczach kilkumilionowej publiczności.
Nie trzeba nawet dodawać, że także i w jej przypadku przestrzeń internetu nie okazała się najbardziej przyjaznym miejscem. Pod reuploadem oryginalnego filmiku, w maju 2018 roku materiał ten miał już ponad 1599000 obejrzeń, zupełnie przypadkowi użytkownicy sieci zdecydowali się więc na umieszczenie chociażby takich oto komentarzy: „Załóż kąpielówki i pływaj w misce xd Na pewno zadziała...” (Mrówka), „Zrobiłem to co mówiłaś i co? JESTEM KONIEM! KONIEM KURWA! WEŹ TO NAPRAW INACZEJ DO SĄDU!“ (HappyOrange), „Obetnij se nogi i przyłusz se ogon ryby“ (szara myszka MSP), „Ha ha ha ha ha :D Ona ma raka“ (Flotis F5) czy „Idź lepiej do psychola! Coś z głową masz nie tak“ (Niagara 221).
O hejcie w internecie
Hejt w internecie, zwłaszcza w serwisie YouTube, nie jest oczywiście jakkolwiek nowym zagadnieniem. Zjawisko to doczekało się bowiem niezliczonej wręcz liczby różnych opracowań, których autorzy próbowali zgłębić istotę tego fenomenu z punktu widzenia wielu dyscyplin. Mówiąc jednak w skrócie: hejt to nic innego, jak tylko mowa nienawiści mająca miejsce w przestrzeni internetu. Do jego głównych przyczyn można natomiast zaliczyć (pozorną) anonimowość i brak bezpośredniości, trudności w radzeniu sobie z własnymi emocjami i frustracjami, uprzedzenia i stereotypy nieustannie funkcjonujące w naszych umysłach, poczucie zagrożenia i chęć udowodnienia swojej pozycji społecznej, łatwość w przyjmowaniu różnego rodzaju ról, samą specyfikę komunikacji internetowej (często przecież jednostronnej i nienastawionej na dialog), a nawet, w gruncie rzeczy, najzwyklejszą w świecie zazdrość. Dlaczego jednak to właśnie dzieci umieszczające filmiki na portalu YouTube, nawet jeśli zupełnie przypadkowe i nieporadne, spotykają się z aż tak silną mową nienawiści?
„Badania pokazują konsekwentnie, że im więcej aktywności podejmuje dziecko, tym bardziej narażone jest na różnego rodzaju zagrożenia. W związku z tym, że nie aż tak wiele młodych osób dochodzi do tej drabiny umiejętności, żeby osiągnąć sukces na YouTube’ie, te, którym się to udało, tym częściej muszą mierzyć się z tego typu reakcjami. Choć trzeba podkreślić, że mimo iż wiele dzieci jest zagrożonych cyberprzemocą, nie wszystkie reagują na nią w taki sam sposób i ponoszą za nią takie same konsekwencje. Bardziej narażone są na nią dzieci, które trudniej radzą sobie z tego typu problemami również w życiu pozacyfrowym. Jednakże wszystkie z nich jednakowo muszą być przygotowane na taki właśnie scenariusz” – mówi Aldona Zdrodowska, psycholog mediów z Laboratorium Interaktywnych Technologii OPI PIB. „Proszę jednak pamiętać, że cyberagresja to po prostu agresja. W tym kontekście nie można mówić przecież tylko o wpływie technologii. Powinno mówić się przede wszystkim o nieprawidłowości w kontaktach społecznych, w relacjach pomiędzy ludźmi” – zaznacza.
Biznes, który sam się nakręca
Obecność dzieci i młodzieży w serwisie YouTube ma też jednak swoją inną, w pewnym sensie dużo bardziej pozytywną, a na pewno (dużo) mniej niebezpieczną stronę. Na portalu tym coraz większą oglądalność zyskują bowiem profesjonalne kanały kilku- i kilkunastoletnich youtuberów, które w ostatnich latach zaczynają cieszyć się ogromną wręcz popularnością pośród użytkowników serwisu, a ich prowadzący stają się idolami, (pozytywnymi) bohaterami dla swoich widzów i, jednocześnie, rówieśników (mimo iż, co oczywiste, w dalszym ciągu borykać się oni muszą z nieustannie spotykającym ich hejtem i mową nienawiści). Na swoich stronach recenzują oni zabawki, pokazują, jak tworzyć proste przedmioty, bawią się, grają w gry komputerowe, czy, zupełnie jak inni vlogerzy, opowiadają o swoim życiu codziennym. Realizowane przez nich materiały wideo zupełnie nie są jednak amatorskie. To w pełni przemyślany biznes. Wynika to m.in. stąd, że treści dla młodszych użytkowników stanowią współcześnie coraz szybciej rozwijający się i coraz bardziej profesjonalny segment serwisu YouTube, związany z ogromną strefą wpływów, niekłamanym sukcesem i, co chyba najważniejsze, sporymi zyskami. Dobrym tego przykładem jest chociażby kanał obecnie niespełna trzynastoletniego Evana – EvanTubeHD, prowadzony przez niego od września 2011 roku, który w maju 2018 roku osiągnął poziom 5,3 milionów subskrypcji, zdobywając przy tym wielomilionowe dochody (zarówno dzięki podejmowanym współpracom, jak i youtubowej oglądalności jako takiej)1.
Młodzi youtuberzy i youtuberki w Polsce
Warto zaznaczyć, że również w Polsce ten „YouTube dla najmłodszych” rozwija się całkiem prężnie (choć jeszcze, co oczywiste, nie można mówić o tak wielkiej skali, jaką udało się osiągnąć kanałowi Evana). Kilku- bądź kilkunastoletnimi idolami polskiego internetu są zatem m.in. czuuX (399 tysięcy subskrypcji), Hejka tu Lenka (372 tysiące subskrypcji), Cookie Mint (343 tysiące subskrypcji), Mela Modela (262 tysiące subskrypcji), PusheenGirl (252 tysiące subskrypcji), Milo Mazur (159 tysiące subskrypcji), ZwariowanyMarcin (132 tysiące subskrypcji), Mateo (129 tysięcy subskrypcji), Playson (109 tysięcy subskrypcji), Zabawy Euzebiusza (94 tysiące subskrypcji), Torcio (85 tysięcy subskrypcji), Marcel Mazur (62 tysiące subskrypcji) czy Marcelek (35 tysięcy subskrypcji). To oczywiście tylko niewielki wybór rodzimych kanałów prowadzonych przez młodych youtuberów i youtuberki. Ponadto na wszystkich z nich prezentowane są bardzo różnorodne treści – od radosnych relacji ze spotkań z przyjaciółki i daily vlogów, poprzez zapisy z gier wideo, po, dużo mniej pozytywne, pranki. Nie zmienia to jednak faktu, że ich obecności w internecie nie sposób już w żadnym razie zignorować. To rosnący w siłę, coraz bardziej widzialny segment polskiej vlogosfery, związany ze sporym kapitałem i dużą popularnością. Młode gwiazdy YouTube’a, często przy pomocy rodziny i rodziców, coraz bardziej świadomie budują więc swoje kariery, a do współpracy czy wspólnych rozmów coraz łatwiej udaje im się namówić ich „starszych kolegów” i „starsze koleżanki” z serwisu, jak choćby Krzysztofa Gonciarza, stylizacjeTV, Hejłobuzy czy Kameralnie. Dość powiedzieć, że bezpośrednią przyczyną tego wyraźnie zwiększającego się zainteresowania „starszyzny” młodszymi youtuberami jest chociażby fakt, że młodzi użytkownicy internetu stanowią współcześnie znaczną grupą odbiorców ich kanałów. Tego potencjału nie można więc ignorować.
Nie dziwi zatem, że na to ogromne zapotrzebowanie musiał odpowiedzieć także rodzimy rynek wydawniczy. W 2018 roku w polskich księgarniach, nakładem wydawnictwa HELION, ukazało się bowiem polskie tłumaczenie książki „Zostań gwiazdą YouTube’a. Twórz najlepsze filmy wideo! Dla młodych bystrzaków”2 autorstwa Nicka Willoughby – nauczyciela, jak głosi okładka, prowadzącego warsztaty produkcji filmowej dla młodzieży (książka w języku angielskim wydana została po raz pierwszy w 2015 roku). Na 128 stronach publikacji można więc dowiedzieć się m.in., jakiego sprzętu najlepiej używać do realizowania dobrej jakości filmików, jak efektywnie przygotować scenariusz, plan zdjęciowy i ustawić kamerę, jak odpowiednio zarządzać ekipą i być sprawnym reżyserem, co to znaczy dobry montaż, a także w jaki sposób udostępniać materiały wideo w sieci. „Chcesz zostać kolejną gwiazdą serwisu YouTube? Czy gdy oglądasz materiały wideo z tego serwisu, nie myślisz sobie: „Też mogę to zrobić!” lub: „Bardzo chcę zrobić coś takiego!”? Jeżeli tak, to wybrałeś właściwą książkę!” (s. 6) – jak czytamy we wstępie.
Szczególnie interesujące są jednak fotografie umieszczone na łamach wspomnianej publikacji. Uśmiechają się z nich bowiem mniej więcej jedenasto-, dwunastoletni modele i dwunastoletnie modelki – co oczywiste, przyszłe gwiazdy serwisu YouTube. Trzymają w rękach kamery, pozują na planie zdjęciowym, patrzą na nas z ekranów, mówiąc w skrócie – uczą profesjonalnej realizacji materiałów wideo. Mimo iż na pierwszy rzut oka ta selekcja zdjęć przedstawiających młodych filmowców i filmowczynie jest dość jednorodna, pod względem ich wieku trudno się temu wyborowi dziwić. To właśnie do tej grupy przede wszystkim skierowana jest książka. „Filmy udostępniane w serwisie YouTube są tworzone przez miliony ludzi na całym świecie. Możesz być jednym z nich! Wystarczy wykazać się odrobiną twórczego myślenia i nakręcić jakiś interesujący materiał wideo” – obiecuje Nick Willoughby (s. 6). „Czy chcesz zostać gwiazdą serwisu YouTube? Dzięki lekturze tej książki dowiesz się, jak realizować materiały wideo, udostępniać je w internecie. Filmuj swoim telefonem lub kamerą, montuj nagrane fragmenty, dodawaj efekty i zdobądź wielu fanów” – dodają wydawcy na tylnej okładce.
Fikcja vs. real
Warto więc zapytać, czy zostanie gwiazdą serwisu YouTube jest rzeczywiście aż tak bardzo proste? Czy każdemu naprawdę udaje się zdobyć prawdziwą rzeszę wiernych i oddanych fanów? „Nie ma prostego przepisu na sukces na YouTube. Obecnie, gdy mamy tak wiele popularnych kanałów, nowi twórcy mają znacznie trudniejsze zadanie. Muszą zaskoczyć widzów, pokazać coś nowego, świeżego, nie mogą być tylko kolejną kopią lubianych youtuberów. Na pewno kilka rzeczy może nam jednak pomóc, jeżeli chcemy dołączyć do grona gwiazd. Pierwsza z nich to naturalność. Trzeba robić to, co się naprawdę lubi, co wynika z zainteresowań, pasji, wrodzonego talentu. Wszystkie przejawy sztuczności czy grania pod publiczność będą zauważone przez odbiorców” – mówi Lidia Rudzińska-Sierakowska, medioznawczyni z Uniwersytetu SWPS. Dlatego właśnie tak wielka liczba profesjonalnych dziennikarzy, prezenterów, artystów i innych osobowości medialnych nie poradziła sobie w serwisie YouTube. „Ich kanały wcale nie zyskały popularności, mimo że mieli potrzebny warsztat, sprzęt i umiejętności. Brakowało im jednak właśnie serca do tego, co robią, traktowali kanał jak kolejny zawodowy projekt. Warto też uzbroić się w cierpliwość, nie można rezygnować po kilku filmach, których liczba wyświetleń będzie bliska zeru, regularne publikowanie i wysoki poziom każdego filmu pomoże zdobyć subskrybentów. Należy pamiętać także o tym, dla kogo robimy nasze filmy, starać się zbudować społeczność, nawiązywać relację z widzami i znaleźć oryginalny styl. Nie można chować się za kamerą, budować wokół siebie muru. Youtuber, nawet ten, który już zdobył popularność, musi być blisko swoich widzów” – stwierdza.
Co jednak spowodowało, że YouTube jest aż tak bardzo popularny wśród młodych widzów? Jedną z przyczyn tego ogromnego zainteresowania na pewno jest wspominana już przed momentem (często pozorna) bliskość i bezpośredniość, które niewątpliwie leżą u podstaw wizerunku konstruowanego przez chętnie oglądanych youtuberów. Jednakże czy tylko te aspekty są szczególnie istotne w przestrzeni serwisu? „YouTube jest atrakcyjny dla młodych, bo jest wszechstronny, każdy znajdzie tam coś dla siebie, niezależnie jak niszowe są jego zainteresowania lub jak oryginalne ma poczucie humoru. Nie ma tematów tabu, cenzury i politycznej poprawności. Dla wielu młodych widzów youtuberzy są przyjaciółmi, oferują wsparcie w trudnych chwilach – pozwalając za pomocą swoich filmików oderwać się od trudnej rzeczywistości. Są dostępni dla swoich widzów zawsze wtedy, gdy są potrzebni, bo regularnie publikują i trzymają kontakt ze swoją społecznością. Nie bez powodu popularne jest zdanie: „nie wszyscy superbohaterowie muszą nosić peleryny, niektórym wystarczą tylko słuchawki”, które odnosi się do twórców kanałów typu let’s play. Zdarza się, że mają oni wielki wpływ na swoich widzów i pomagają im właśnie przez to, że są zawsze, że są stałym elementem ich życia i tworzą wokół siebie społeczność, w której młodzi odbiorcy czują się zrozumiani” – tłumaczy medioznawczyni.
Nie ulega jednak wątpliwości, że ta siła autorytetu, którym cieszą się obecnie youtuberzy, często wydawać się może bardzo zaskakująca. Co bowiem buduje ich wiarygodność? Jakie mechanizmy odpowiadają za naszą skłonność do ulegania ich wpływowi? Po pierwsze może ona wynikać z efektu (pozornej) bliskości i (całkiem rzeczywistej!) sympatii, którą ich darzymy. Niczym inżynier Mamoń z filmowego „Rejsu” „lubimy melodie, które już raz słyszeliśmy”. Lubimy więc ludzi, którzy przez wiele godzin patrzyli nam w oczy i opowiadali z ekranu o swoim życiu, przynajmniej na pierwszy rzut oka, osobistym. Psychologia nazywa to efektem „czystej ekspozycji” – oceniamy pozytywnie to, co oswojone i bezpieczne. Skoro ktoś jest nam bliski, to jego poglądy zaczynają mieć dla nas znaczenie. Jest ono tym większe, że w sprawach, w których nie jesteśmy ekspertami, złożonych, trudnych i nieoczywistych, nie mamy narzędzi pozwalających nam na ocenienie wiarygodności źródła informacji. Substytutem oceny merytorycznej zaczyna być zatem ocena społeczna. Ja mogę się mylić, ale czy mogą mylić się tysiące czy miliony ludzi oglądających wraz ze mną ten sam kanał? Sława jest tanim i bardzo łatwo mierzalnym substytutem dla pomiaru kompetencji czy wiedzy.
Zasygnalizowana zmiana w myśleniu o autorytetach wyraźnie wpłynęła chociażby na współczesne modele komunikacji marketingowej. Dla przykładu nieprzerwanie rozwijającym się trendem jest obecnie tzw. influencer marketing, polegający na współpracy szeroko rozumianych firm z (popularnymi) blogerami, vlogerami, właścicielami poczytnych kont w mediach społecznościowych czy innymi gwiazdami internetu. Jest on szczególnie skuteczny w grupie najmłodszych konsumentów, a jego największą zaletą jest spora autentyczność i wiarygodność prowadzonej komunikacji (porównując na przykład do klasycznej reklamy). W konsekwencji wiąże się on przede wszystkim z dużo większym zaangażowaniem odbiorców, którzy ufają przecież swoim internetowym idolom. Z tego mechanizmu skrzętnie korzystają również najmłodsi youtuberzy, do których coraz częściej zgłaszają się firmy z prośbą o marketingową współpracę. Monetyzują oni zatem swoją popularność i reklamują w swoich filmikach m.in. zabawki, materiały piśmiennicze, żywność i wiele, wiele innych produktów czy usług. Na ile jest to jednak działanie w pełni etyczne? Czy wiążę się ono ze świadomym wyborem najmłodszych youtuberów? Kto w rezultacie odnosi na tym większą korzyść? To tylko część pytań, które pojawiają się w naszych głowach w kontekście tego tematu. Niemniej mimo wszystko także na tym przykładzie widać wyraźnie, choć to oczywiście wielki truizm, że internet rzeczywiście odgrywa współcześnie niebagatelną wręcz rolę w życiu młodych ludzi.
Świat młodych internetem podszyty
Według ogólnopolskiego badania „Nastolatki 3.0” przeprowadzonego we wrześniu 2016 roku przez instytut badawczy NASK, podległy pod Ministerstwo Cyfryzacji, na grupie młodzieży gimnazjalnej i ponadgimnazjalnej aż 93,4 proc. badanych korzysta codziennie w domu z internetu, a 30 proc. nastolatków pozostaje w sieci niemal bez przerwy, będąc nieustająco on-line. 52,8 proc. ankietowanych nie używa w ogóle w domu komputera stacjonarnego, a do bycia w internecie wykorzystuje przede wszystkim telefony komórkowe, tablety i laptopy (31,3 proc. młodzieży odpowiedziało, że ze smartfonów korzysta ponad 5 godzin dziennie). 78,1 proc. nastolatków codziennie loguje się do mediów społecznościowych, 94,6 proc. z badanych osób ma na nich swoje profile (najczęściej publikowanymi przez nich treściami są własne zdjęcia oraz filmy), a jednymi z najbardziej popularnych stron internetowych w tej grupie są m.in. Wikipedia, Google oraz YouTube (na którą to stronę wchodzi codziennie 35,1 proc. uczniów). 82 proc. ankietowanych przyznaje się zaś do tego, że korzysta z internetu dłużej niż pierwotnie udało im się założyć, przede wszystkim komunikując się z jego pomocą ze znajomymi (68,7 proc. codziennie), słuchając muzyki i oglądając filmy (68,2 proc. oraz spędzając czas w serwisach społecznościowych (78,1 proc.).
Natomiast według badania Gemius/PBI pośród pięciu najczęściej odwiedzanych w Polsce domen, z których korzysta najwięcej (wszystkich) internautów w kwietniu 2018 roku znalazły się: 1. google.pl (25 591 028 internautów), 2. facebook.com (21 920 749 internautów), 3. google.com (21 269 217 internautów), 4. youtube.com (19 919 288 internautów) i 5. onet.pl (17 072 2014 internautów).
Jeszcze bardziej interesujące dane przyniosło badanie przeprowadzone pomiędzy 7 marca a 10 kwietnia 2018 roku przez Pew Research Center na reprezentatywnej próbie amerykańskich nastolatków powyżej trzynastego roku życia. Wynika z niego bowiem, że najpopularniejszą stroną internetową/aplikacją pośród badanej młodzieży jest YouTube. Korzysta z niego aż 85 proc. ankietowanych. Największe straty od 2015 roku odnosi natomiast portal społecznościowy Facebook. Obecnie używa go już tylko 51 proc. nastolatków, dla których znacznie bardziej atrakcyjnymi przestrzeniami w internecie są dziś już Instagram (72 proc.) oraz Snapchat (69 proc.). Ten dobry wynik serwisu YouTube powinno się uznać za niezwykle znaczący. Mimo iż strona ta nie należy do najnowszych, powstała już przecież kilkanaście lat temu, niewątpliwie i nieustająco stanowi swego rodzaju wyznacznik zachodzących wokół nas przemian medialnych, w dalszym ciągu oferując treści atrakcyjne dla młodych użytkowników (jak choćby kanały prowadzone przez lubianych przez nich youtuberów). Z przeprowadzonego badania wynika ponadto, że aż 45 proc. ankietowanych przebywa w Internecie nieustannie, 44 proc. zaś łączy się z nim kilkanaście razy dziennie. 95 proc. młodych ludzi ma zaś dostęp do smartfonów. Jakie pozytywne i negatywne skutki może nieść zatem ze sobą ta nieustająca wręcz obecność (nie tylko) dzieci i młodzieży w sieci?
Jasna i ciemna strona mocy
„Nie sposób jest wymienić wszystkich korzyści wynikających z dostępu do internetu. Wskazuje na to z resztą sam język – w internecie bardziej się „jest” niż się go „używa”. Staje się on uzupełnieniem czy też częścią rzeczywistości, w której uczymy się, spotykamy innych, rozmawiamy, poznajemy świat, szukamy rozrywki czy porad. Stwierdzenie to w równym stopniu, co dorosłych, dotyczy również dzieci i młodzieży. Oczywiście internet ma, podobnie jak rzeczywistość niecyfrowa, swoją bardziej mroczną stronę. Co istotne, sam fakt przebywania w sieci, nawet przez bardzo wiele godzin dziennie, nie stanowi żadnego niepokojącego sygnału. Problematyczne używanie internetu definiowane jest bowiem w kategoriach negatywnych konsekwencji: stresu, objawów „odstawienia”, obsesyjnego myślenia o aktywnościach online i, to często najbardziej niepokojący sygnał, tendencji eskapistycznych, czyli sytuacji, gdzie zanurzenie w rzeczywistości wirtualnej ma pozwolić stłumić czy też odciąć się od trudnych emocji” – komentuje dr Maksymilian Bielecki, psycholog z Centrum Innowacji Uniwersytetu SWPS.
O negatywnych aspektach serwisu YouTube i obecności młodych użytkowników w internecie jako takim w ostatnich miesiącach mówi się najwięcej bodaj w kontekście popularnych patostreamerów, czyli youtuberów transmitujących na żywo wulgarne, niecenzuralne, patologiczne i przesycone szeroko rozumianą przemocą treści. Gural, DanielMagical, Rafatus, Rafonix, Mahonek, Bystrzak TV – to m.in. tym kanałom prowadzonym przez tych właśnie twórców internetowych udało się zdobyć wielotysięczną oglądalność i olbrzymią popularność, w tym także pośród niezwykle młodej, publiczności. Wszystkie one odbiły się ponadto szerokim echem w polskiej debacie medialnej, stając się gorącym tematem dyskusji na temat ciemnych stron funkcjonowania i korzystania z sieci. Dlaczego jednak chcemy oglądać te, na pierwszy rzut oka, odpychające materiały filmowe (ukazujące chociażby libacje, kłótnie, wulgarny język, hejt czy różnego rodzaju przemocowe zachowania)? Co zatem powoduje, że kanały z patostreamami cieszą się tak ogromnym zainteresowaniem (nie tylko) młodych widzów w internecie?
Fenomen patostreamów
„Co skłania nas do oglądania tego rodzaju treści? Wszelkie uogólnienia będą tu pochopne. Patrzymy z perspektywy lepszego i mądrzejszego”, co pozwala nam poczuć się lepiej. Patrzymy z ciekawości – na to, co nieznane czy wręcz egzotyczne. Istotny jest też konformizm dodatkowo amplifikowany przez mechanizmy funkcjonowania platform takich jak YouTube czy Facebook. Algorytmy wybierają treści, które są popularne i oglądane przez naszych znajomych. Jeżeli zjawisko jest komentowane, to trzeba coś o nim wiedzieć. Więc klikamy i oglądamy – nawet jeżeli towarzyszy temu poczucie winy czy wręcz pewnego zażenowania” – tłumaczy dr Maksymilian Bielecki. Co jednak ważne, patostreamy stanowią przeniesienie do świata wirtualnego zjawisk, które obecne były w stosunkach rówieśniczych od zawsze. Anonimowość nasilająca agresję, wyśmiewanie, stereotypizacja czy bullying nie narodziły się w internecie. „Obarczanie technologii odpowiedzialnością za pojawianie się okrucieństwa (czy nawet zła) w życiu społecznym jest gestem kuszącym, ale w gruncie rzeczy infantylnym. Istotne jest tu raczej uświadomienie sobie specyfiki i lepsze zrozumienie natury tych procesów. Na przykład refleksja nad ich nieprzewidywalną, «wiralową» dynamiką i jej konsekwencjami” – dodaje psycholog.
Rzeczywiście, wielka popularność patostreamów obnażyła szereg ciemnych stron i atawizmów charakterystycznych dla naszego bycia w przestrzeni internetu (nie tylko zresztą najbardziej oczywistą w tym kontekście potrzebę podglądactwa i przekraczania obyczajowych granic). Warto jednak podkreślić, że w pewnym momencie zaczęły one również powszechnie funkcjonować jako swego rodzaju poświadczenie łatwości, z jaką można zbudować swoją karierę w serwisie YouTube, stając się chociażby dowodem na to, jak niewielki wysiłek trzeba włożyć, żeby zdobyć ogromną wręcz rzeszę wiernych widzów. Nie dziwi więc, że przeciwko patostreamom zaczęli protestować profesjonalni twórcy internetowi, przez lata świadomie budujący swoje kariery i mozolnie zdobywający rozgłos nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Bez wątpienia najgłośniejszym tego przykładem jest apel SA Wardęgi, jak dotąd najczęściej subskrybowanego polskiego youtubera, który publicznie i z całą stanowczością zaprotestował przeciwko działalności polskich patostreamerów. Protest SA Wardęgi sprowokowany został działaniami wspomnianego już Gurala, który podczas swoich streamów m.in. przekonywał swoje nastoletnie fanki do obnażania się i uprawiania z nim seksu, a także namawiał do nienawiści i przemocy ze względu na szeroko pojętą inność (jego ofiarą padł chociażby inny dość popularny youtuber – Gracjan Roztocki).3
„Większość z Was słyszała pewnie, że od roku na YouTube’ie bardzo dynamicznie rozwijają się kanały patologiczne, ludzie piją na nich alkohol, kłócą się i upadlają, a wszystko to dzieje się przy uciesze śledzących ich obserwatorów, bardzo często nieletnich. YouTube z nieznanych powodów nie banuje tych kanałów, a ich rosnąca popularność sprawiła, że algorytmy automatycznie wyświetlają ich transmisje live coraz większej ilości młodych ludzi. Jednak wraz ze wzrostem popularności rośnie również pycha i pewność siebie, a streamerom przesuwają się granicę, pokazując ich prawdziwą, mroczną stronę” – przekonywał SA Wardęga w filmiku, który zamieścił 18 marca 2018 roku na swoim fanepage’u na portalu społecznościowym Facebook. „PatoStreamerzy atakują niewinne osoby na videochatach, nakłaniają nieletnich do rajdów i wyzywania innych twórców, a po kilkugodzinnej transmisji live usuwają zapis z kanału i youtube nie widzi w tym wtedy żadnego problemu. Z drugiej strony yt nagminnie blokuje kanały, które mówią o polityce, problemach społecznych (np. uchodźcy) czy religii. Co się dzieje z tym portalem?“ – pytał w poście zamieszczonym pod materiałem.
Apel SA Wardęgi w konsekwencji odniósł jednak skutek. W marcu 2018 roku, po szerokiej dyskusji medialnej dotyczącej działalności patostreamerów, Gural został zatrzymany przez policję. Bezpośrednią przyczyną zatrzymania były, co oczywiste, jego skrajnie patologiczne transmisje, w których 21-letni streamer namawiał swoje nastoletnie widzki do kontaktów seksualnych za pieniądze oraz do rozbierania się przed kamerą, a także w których padały liczne groźby karalne. Warto jednak zauważyć, że słowa SA Wardęgi ujawniły jeszcze jedną, niezwykle palącą kwestię, szczególnie istotną w kontekście młodych użytkowników serwisu YouTube. Zwróciły one bowiem uwagę na swoistą „nieporadność” tego portalu względem umieszczanych w nim patostreamów, jak też na brak skutecznych i jednorodnych rozwiązań systemowych związanych z transmitowaniem tego typu treści. Co ciekawe, wątpliwości SA Wardęgi dotyczące funkcjonowania serwisu YouTube i braku konsekwentnie stosowanych, legislacyjnych regulacji nie były oczywiście odosobnione. Chociażby w 2017 roku Paweł Zastrzeżyński, m.in. dziennikarz Telewizji Republika, wystosował list otwarty do Premier Beaty Szydło. List ten był jego oddolną reakcją na jeden z popularnych patostreamów, którego (rzekomo) wielomilionowa publiczność, w tym liczna grupa uczestniczących w nim dzieci i młodzieży, wspólnie brała udział w swego rodzaju spektaklu wywoływania duchów, które to zachowanie, jak pisał, jego zdaniem szargało dobre imię prezydenta Lecha Kaczyńskiego, wartości związane z tysiącletnią tradycją chrztu Polski, a także szydziło z katastrofy smoleńskiej.
„Należy przeciwdziałać temu zjawisku w chwili, gdy jest jeszcze ono na etapie rozwoju. Trzeba to przerwać! Można zrobić odniesienie do historii, gdy młodzież w Niemczech wybijała szyby i malowała swastyki, z tego wyrósł faszyzm. Dziś takim zagrożeniem i nowym zalążkiem trzeciego totalitaryzmu po faszyzmie i komunizmie może być bezpośrednio okultyzm i anarchia. Jesteśmy już świadkami tego w ostatnich wydarzeniach za naszą zachodnią granicą. Właśnie te postawy są wynikiem komunikacji, która rozlewa się w transmisjach nadawanych w internecie. Przekazach absolutnie pozbawionych kontroli, choćby takiej jakie piastuje KRRiT nad publicznymi nadawcami. Proszę rozważyć ten problem zwłaszcza w nowej ustawie dotyczącej Mediów Narodowych. W obecnej zupełnie dziewiczej sytuacji dla formy i przekazu treści, pominięcie przekazu internetowego zwłaszcza YouTubowego Streama byłoby zaniechaniem, które w młodym społeczeństwie miałoby nieodwracalne skutki“ – przekonywał w swoim liście Premier Beatę Szydło.
Przywołane powyżej słowa Pawła Zastrzeżyńskiego należy oczywiście uznać za mocno dyskusyjne. Wynikają one bowiem przede wszystkim z politycznych zapatrywań dziennikarza, w pierwszej kolejności zwracając uwagę swoją bezsprzecznie ideologiczną wymową. W zestawieniu z wypowiedzią SA Wardęgi apel ten ujawnia jednak szczególnie kluczowy problem, z jakim borykamy się w dzisiejszych czasach. Jest nim mianowicie w gruncie rzeczy brak wyraźnie zdefiniowanych i jednakowo egzekwowanych rozwiązań, które mogłyby uchronić (nie tylko) młodych użytkowników przed dostępem do patologicznych treści zamieszczanych w przestrzeni internetu. Warto wobec tego zapytać, czy systemowa ochrona przed patostreamami jest współcześnie jakkolwiek możliwa? A jeśli tak, to, co chyba jeszcze ważniejsze, czy nie zagrażałaby ona przy tym jednocześnie wolności słowa?
„Nigdy wolność słowa w żadnym medium nie była rozumiana w sposób absolutny. Internet jest pod tym względem bardzo ciekawym przykładem. O ile bowiem inne media są nieustająco kontrolowane pod tym kątem, o tyle sieć nie doczekała się precyzyjnych regulacji. Nie ze względu na kwestie techniczne. Dużo większym wyzwaniem jest chociażby to, że internet jest medium międzynarodowym, a prawo działa przecież w obrębie jednego państwa. Warto zaznaczyć, że prawo zna regulacje, które dość jasno definiują granice wolności słowa. Są nimi na przykład mowa nienawiści, naruszanie godności osobistej, nawoływanie do przestępstwa i inne tego typu zjawiska. Zatem patostreamerzy jako tacy nie są zupełnie bezkarni, co pokazuje zresztą casus Gurala – mówi Karolina Szczepaniak, edukatorka i koordynatorka projektów IT z Centrum Cyfrowego.
Prawdziwy problem leży jednak zupełnie gdzie indziej. Zanim zostaną uruchomione narzędzia prawne, patologiczne materiały wideo przez jakiś czas funkcjonują przecież w sieci i, tym samym, oddziałują na dzieci i młodzież. „To nie jest tak, że YouTube nie ma narzędzi, żeby zająć się tym problemem. Pojawia się jednak pytanie, czy ma w tym interes? Filmy z naruszeniem praw autorskich są przecież bardzo szybko usuwane ze stron serwisu, a publikujące je kanały, po kilku ostrzeżeniach, zawieszane. Dlaczego więc tego rodzaju mechanizmy nie mogą zostać uruchomione w kontekście kanałów patostreamerów i transmitowanych przez nich patologicznych treści. YouTube nie boi się podejmować natychmiastowych rozwiązań w przypadku łamania praw autorskich. Dlaczego zatem wciąż brak jednoznacznego scenariusza dotyczącego działalności patostreamerów? Cóż więc powiedzieć. Musi to być w gruncie rzeczy decyzja. Szeroko pojęta decyzja polityczna” – zauważa Szczepaniak.
Bezradność Youtube’a, czyli o kolosie na glinianych nogach
Należy oczywiście podkreślić, że patologiczne treści zamieszczane w serwisie YouTube to nie tylko wąsko rozumiane patostreamy. Znakomitym tego przykładem jest chociażby tzw. afera „Elsagate”, która z ogromną siłą wybuchła w mediach na całym świecie w drugiej połowie 2017 roku (choć jej początków bez trudu można doszukać się kilka lat wcześniej). Podobnie jak patostreamy obnażyła ona słabość funkcjonowania YouTube’a jako takiego, uwypuklając jednocześnie brak systemowych rozwiązań w kontrolowaniu dostępu do serwisu przez jego najmłodszych użytkowników. Tzw. afera „Elsagate” związana była bowiem z pozoru niewinnymi filmikami zamieszczanymi na stronie portalu. Na pierwszy rzut oka przypominały one zwyczajne materiały adresowane do najmłodszego odbiorcy, ukazywały ulubionych bohaterów filmowych (stąd właśnie wziął się człon „Elsa”, pojawiający się w nazwie „Elsagate”, będący imieniem jednej z głównych bohaterek popularnej wśród dzieci „Krainy lodu”), sprawiały wrażenie przefiltrowanych i nadających się dla kilkulatków. W rzeczywistości, m.in. pod płaszczykiem dosyć atrakcyjnych animacji, prezentowały one jednak szeroko definiowaną przemoc, pornografię i inne nieprzeznaczone dla młodych oczu treści, podszywając się tym samym pod materiały wideo ulubione przez najmłodszych użytkowników serwisu.
Co ważne, filmiki te bez trudu można było znaleźć również w przestrzeni YouTube Kids, czyli specjalnej aplikacji przygotowanej dla rodziców chcących uchronić swoje dzieci przed materiałami niewłaściwymi dla wieku ich pociech. Na YouTube Kids w założeniu miały bowiem znajdować się starannie wyselekcjonowane filmy, bezpieczne od przemocy i nieodpowiedniego contentu, a zatem, tym samym, niezagrażające chociażby rozwojowi psychicznemu młodych użytkowników. Algorytmy serwisu nie wyłapywały jednak wspomnianych patologicznych treści. W konsekwencji dzieci, trzymając tablet w rękach i wędrując w niekontrolowany sposób od filmiku do filmiku, mogły więc zobaczyć m.in. Spider-Mana uprawiającego seks z Elsą, Hitlera tańczącego z Myszką Mickey, porody, przebijanie dłoni gwoździami, spożywanie alkoholu, picie wody z toalety, aborcję, pissing, fekalia i wiele, wiele innych tego typu, najbardziej rozmaitych materiałów. Co więcej, wszystkie te treści, z racji ich nieustająco rosnącej popularności i zwiększającej się liczby obejrzeń, zaczęły zajmować coraz wyższe miejsca na listach polecanych, co tym bardziej rozszerzyło ich przerażające w gruncie rzeczy pole rażenia. Wprawdzie w rezultacie w kwietniu 2018 roku w aplikacji YouTube Kids został wprowadzony szereg zmian związanych z użytkowaniem serwisu, zakładający większą kontrolę rodziców nad prezentowanymi w nim treściami, niemniej nie ulega wątpliwości, że afera „Elsagate” mimo wszystko pozostanie jednym z bardziej wyrazistych przykładów tego, jak wiele trudnych do przewidzenia (jak również do rozwiązania) zagrożeń może spotkać nie tylko nas, ale także nasze dzieci w przestrzeni internetu.
Jak zatem chronić przed patostreamami? „Wielka w tym rola edukacji. Nie tylko zresztą szkolnej. Bez wątpienia bowiem to my sami, rodzice i opiekunowie, już od najmłodszych lat powinniśmy edukować nasze dzieci w obszarze tzw. digital skills. Najczęściej nie zastanawiamy się jednak nad tym, w jaki sposób trzylatek będzie reagować na reklamy. Nie dyskutujemy wspólnie na temat tego, czym jest „prywatność” w rzeczywistości cyfrowej i jak powinniśmy ją chronić. To ogromny błąd. Warto jednak pamiętać, że nawet jeśli sami nie posiadamy tego rodzaju kompetencji, to mimo wszystko w dalszym ciągu jesteśmy odpowiednimi osobami, by móc radzić sobie z takimi wyzwaniami. Możemy przecież rozmawiać z naszymi dziećmi o ich cyfrowym życiu. Możemy wprowadzać zakazy i ustalać granice, starając się nie pozostawiać ich sam na sam z technologią. Możemy też uczyć właściwych relacji z innymi ludźmi – zauważa Aldona Zdrodowska.
YouTube to niewątpliwie imponujące narzędzie. Serwis ten wpłynął bowiem nie tylko na współczesną komunikację, sposoby spędzania czasu wolnego czy przesunięcie granic prywatności. Przede wszystkim umożliwił on także tworzenie nowych modeli kariery czy form zarobkowania. Tym samym stał się on źródłem wiedzy oraz przestrzenią ekspresji i twórczych działań dla wielu ludzi na całym świecie. Pośród tych ludzi, co oczywiste, znajdują się również dzieci i młodzież, które każdego dnia korzystają z dobrodziejstw tego portalu. Korzystają zresztą na różne możliwe sposoby. Raz będąc biernym odbiorcą przekazywanych treści, raz aktywnym użytkownikiem prezentującym swoje poglądy na świat. Każda z tych perspektyw niesie z sobą jednak tyle samo szans, co zagrożeń. Przestrzeń serwisu YouTube, ale też internetu jako takiego, to bowiem nierozpoznane do końca pole nieustających wyzwań i stałej konieczności podejmowania coraz to kolejnych negocjacji. Jego popularność często usypia czujność, choć bywa też niezwykle pozytywną płaszczyzną rozwoju i jednostkowych zmian. Naszą podstawową rolą jest zatem w sposób jak najbardziej świadomy zdawać sobie sprawę z tej ambiwalencji.
O autorze
dr Karol Jachymek – doktor kulturoznawstwa, filmoznawca. Zajmuje się społeczną i kulturową historią kina (zwłaszcza polskiego) i codzienności, metodologią historii, zagadnieniem filmu i innych przekazów (audio)wizualnych jako świadectw historycznych, problematyką ciała, płci i seksualności, wpływem mediów na pamięć indywidualną i zbiorową, społeczno-kulturowymi kontekstami mediów społecznościowych oraz blogo- i vlogosfery, a także wszelkimi przejawami kultury popularnej. Współpracuje m.in. z Filmoteką Szkolną, Nowymi Horyzontami Edukacji Filmowej, Against Gravity, KinoSzkołą i Filmoteką Narodową – Instytutem Audiowizualnym. Prowadzi warsztaty i szkolenia dla młodzieży i dorosłych z zakresu edukacji filmowej, medialnej i (pop)kulturowej oraz myślenia projektowego i tworzenia innowacji społecznych. Autor książki „Film – ciało – historia. Kino polskie lat sześćdziesiątych”.
Przypisy
1 Imperium Evana jest zresztą znacznie większe. W serwisie YouTube działają bowiem inne (współ)prowadzone przez niego i przez jego rodzinę kanały, m.in. EvanTubeRaw (3,2 miliona subskrybentów), EvanTubeGaming (1,2 miliona subskrybentów) czy, strona jego siostry, JillianTubeHD (1,1 miliona subskrybentów) oraz ojca – DTSings (101 tysięcy subskrybentów).
2 Co ciekawe, w serii „Dla młodych bystrzaków” w 2017 roku wydana również została publikacja zatytułowana „Minecraft. Modyfikacje. Dla młodych bystrzaków” autorstwa Sarah Guthlas. W istocie świadczyć to może o polu zainteresowań współczesnych, młodych użytkowników internetu.
3 „Słuchaj, życzę Ci, żebyś zdechła, bo jesteś szmatą. I życzę Ci, że jak kiedyś będziesz szła po ulicy, żeby ktoś Cię chwycił, jakiś psychopata, i żeby Cię zgwałcił i poderżnął Ci gardło, rozumiesz? Żeby Cię zabił. Spierdalaj!” – jak mówił Gural w jednym ze swoich bardziej głośnych streamów.