Hasło „bądź sobą" jest jednym z najczęściej wypowiadanych frazesów zachodniej kultury. Aby wieść dobre życie, zasługiwać na podziw i szacunek innych, należy żyć w zgodzie z samym sobą. Często życzymy bliskim: „Pozostań sobą", „Obyś zawsze była taka jak jesteś!". Tylko co to znaczy? O „poszukiwaniu siebie” oraz tym czy życie w zgodzie ze sobą w ogóle jest możliwe opowiada dr Ewa Jarczewska-Gerc, psycholog i coach z Uniwersytetu SWPS.

Trudno zaprzeczyć korzyściom psychologicznym wynikającym z realizacji swojego indywidualnego potencjału, postępowania zgodnie z własnymi przekonaniami czy temperamentem. Jednak aby móc postępować w zgodzie ze sobą, trzeba siebie znać, a nawet więcej - trzeba siebie ciągle poznawać.

Bo choć chcemy wierzyć w to, że jesteśmy cały czas tacy sami - w istocie jest to tylko iluzja. Jesteśmy w ciągłym procesie zmian, czy tego chcemy, czy nie, redagując wręcz własną przeszłość, aby dostosować ją do naszych obecnych postaw, przekonań, decyzji czy zachowań.

Ja ma wiele twarzy

Pytanie o to, jak poznawać siebie, z natury rzeczy może wydawać się nielogiczne, a nawet dziwić. Jak to: poznać siebie? Chyba nikt mnie lepiej nie zna niż ja sama! A poza tym, po co mam siebie poznawać, skoro chodzi o mnie samą. Ja nią przecież jestem!

Rzeczywiście idea poznawania siebie jest dość kłopotliwa, bo zakłada, że mnie są co najmniej dwie - ta, która poznaje oraz ta, która istnieje i jest poznawana. Ta, która jest, oraz ta, która działa (zgodnie lub niezgodnie z wolą tej pierwszej). Nawet jeśli to brzmi irracjonalnie, tak właśnie jest. Mówiąc językiem psychologicznym - struktura ja jest niejednorodna, a mówiąc językiem codziennym - każdy z nas ma wiele twarzy. Co więcej - jest to naturalny i jak najbardziej psychologicznie normalny stan rzeczy. Choć dla wielu ludzi trudny do zaakceptowania, gdyż społecznie promowanym wzorcem jest spójność, wewnętrzna zgodność, jedność i stałość naszej osobowości.

Taka narracja wynika z potrzeby, żeby życie było proste i łatwe do poukładania. Założenie o spójności osobowości daje nam poczucie kontroli: nad samym sobą, innymi ludźmi i ogólniej - nad światem społecznym. Skoro ludzie są spójni, to możemy ich łatwo podzielić, np. na dobrych i złych, moralnych i niemoralnych, mądrych i głupich, ładnych i brzydkich. Nie trzeba zbyt głęboko wnikać i koncentrować się na ciągłym poznawaniu - wystarczy zaobserwować jedno zachowanie człowieka, aby wiedzieć o nim wszystko.

Każdy z nas jest w pewnym sensie totalitarnym władcą, który na bieżąco kontroluje i manipuluje docierającymi do niego informacjami, szczególnie tymi, które dotyczą jego osoby.

Na tę właściwość naszego ja wskazywał już w 1980 r. wybitny amerykański psycholog Anthony Greenwald. Jego zdaniem, w procesie poszukiwania informacji o sobie i świecie wcale nie posługujemy się regułą trafności czy rzetelności. W istocie nasze procesy poznawcze zdominowane są egocentryczną perspektywą postrzegania zjawisk społecznych i własnego zachowania w taki sposób, aby maksymalizować pozytywny autowizerunek i osobiste zasługi.

Mówiąc wprost - nasze ego (totalitarny władca) dopuszcza do siebie jedynie te informacje, które dobrze o nim świadczą, spychając te niechciane i niekorzystne do nieświadomości (lochy, tortury i egzekucje). Zresztą idea mechanizmów obronnych ego, takich jak wyparcie, projekcja czy sublimacja, wprowadzona przez Freuda (na początku XX w.), towarzyszyła psychologii praktycznie od jej zarania.

Rola nieświadomych procesów, najpierw w ujęciu psychoanalitycznym (freudowskim), potem w ujęciu poznawczym (np. John Bargh), w funkcjonowaniu psychicznym człowieka jest niezaprzeczalna. I choć żaden szanujący się psycholog nie podważy tezy, że mechanizmy obronne, iluzje czy zniekształcenia percepcyjne istnieją, o tyle ocena, na ile pozytywnie czy negatywnie wpływają one na nasz dobrostan psychiczny, wzbudzała - i do dziś wzbudza - pewne kontrowersje.

Aby móc postępować w zgodzie ze sobą, trzeba siebie znać, a raczej - trzeba siebie ciągle poznawać. Bo choć chcemy wierzyć w to, że jesteśmy cały czas tacy sami, w istocie jest to tylko iluzja. Ciągle się zmieniamy, redagując własną przeszłość, aby dostosować ją do naszych obecnych postaw, przekonań, decyzji czy zachowań.

Co nam bardziej służy - prawda o sobie czy iluzja?

Kontakt z rzeczywistością jest jednym z podstawowych kryteriów zdrowia psychicznego. To oczywiste. Jednak tu pojawiają się pytania i wątpliwości - ile tego kontaktu jest dobre dla jednostki i jak bardzo trafny powinien być, aby przynieść korzyści, a nie wyrządzić szkodę?

Pytanie o to, czy iluzje i zniekształcenia percepcyjne są nam jakkolwiek potrzebne do sprawnego funkcjonowania, a jeśli tak, to w jakim zakresie, pojawiło się pod koniec lat 80. XX w. za sprawą dwójki amerykańskich psychologów, Shelley Taylor i Jonathana Browna. Dokonali oni przeglądu teorii, a także wyników badań dotyczących efektów terapii psychologicznych, polegających na dogłębnym konfrontowaniu pacjenta z samym sobą, swoimi wadami i przywarami oraz otaczającą go rzeczywistością.

Wyniki tych analiz pokazały, że trafne postrzeganie siebie pociąga za sobą niestety pewne negatywne implikacje - obniżoną samoocenę, a nawet umiarkowaną depresję. Nie wiadomo wprawdzie do końca, co jest jajkiem, a co kurą - czy osoby depresyjne i z niską samooceną postrzegają się trafniej, czy też trafna autopercepcja efektywnie obniża nastrój i samoocenę. Ale z dużą pewnością wiadomo, że zdrowy, dobrze funkcjonujący człowiek przejawia w swojej percepcji tak zwaną inklinację pozytywną. 

Ma ona postać trzech iluzji: 

  • kontroli,
  • nierealistycznego optymizmu,
  • oraz zawyżonej samooceny.

Trzy iluzje: kontroli, nierealistycznego optymizmu oraz zawyzonej oceny

Iluzja kontroli polega na tym, że nawet w sytuacjach losowych mamy poczucie wpływu na to, jaki jest ich przebieg i zakończenie. Poczucie kontroli jest nieodzownym elementem naszej tożsamości i pozytywnej samooceny, a potrzeba kontroli jedną z najbardziej ludzkich motywacji. Jak przejawia się iluzja kontroli? Na przykład w poczuciu większego wpływu na wynik rzutu kostką, kiedy rzuca się samemu, w porównaniu do sytuacji, gdy kostką rzuca inna osoba. Tymczasem z obiektywnego punktu widzenia w obu przypadkach liczba wyrzuconych oczek jest w pełni losowa. Przykładów jest oczywiście o wiele więcej. Jednym z nich są różnego rodzaju amulety czy talizmany. Kiedy je mamy przy sobie, czujemy, że nic złego nie może nam się przytrafić, gdy z jakichś powodów je tracimy - opuszcza nas także poczucie siły i kontroli, zaczynamy czuć się niepewnie i tracimy grunt pod nogami.

Wiara w to, że los, kosmos czy też natura lubią nas nieco bardziej niż innych, to z kolei przejaw nierealistycznego optymizmu. Wiara w siebie sprawia, że podejmujemy się realizacji trudnych celów. Dzięki pozytywnym iluzjom idziemy do przodu, cieszymy się życiem. Kluczem do efektywności iluzji jest jednak ich natężenie. Jeśli potrafimy je sobie dozować, dzialają na naszą korzyść. Jeśli przesadzimy i stracimy kontakt z rzeczywistością, pojawią się klopoty nierealistycznego optymizmu. Ludzie wierzą, że szansa na niefortunne zdarzenia czy sytuacje w ich życiu jest ciut mniejsza w porównaniu do przeciętnego innego człowieka. I tak np. osoba paląca papierosy, choć wie, że jej nałóg może prowadzić do choroby nowotworowej, uważa często, że szansę na to, aby ona zachorowała, w porównaniu do innego palacza są mniejsze. Podobne wnioski stawiamy także w kwestii wypadków samochodowych, szans na znalezienie pracy, prawdopodobieństwa bycia ofiarą przestępstwa czy możliwości zapadnięcia na depresję. Działa to także w drugą stronę - wierzymy, że mamy większe szansę niż inni na: udane małżeństwo, znalezienie wymarzonej pracy czy po prostu - bycie szczęśliwą osobą.

Trzecią iluzją jest zawyżona samoocena. Uważamy, że jesteśmy trochę mądrzejsi, ładniejsi, bardziej utalentowani i moralni niż przeciętny inny człowiek. Ktoś może zapytać - a co, jeśli to wcale nie iluzja, tylko naprawdę tacy jesteśmy? Nie przeczę, że takie jednostki rzeczywiście istnieją, jednak jeśli w ten sposób myśli o sobie większość - nie jest to możliwe z powodów matematycznych.

Po co nam różowe okulary?

Są nam potrzebne do szczęścia, do radości, ale też do tego, aby działać, być aktywnym i ekspansywnym. Wiara w siebie sprawia, że podejmujemy się realizacji trudnych celów, bo wierzymy, że „kto jak nie ja" jest w stanie je osiągnąć. Dzięki pozytywnym iluzjom idziemy do przodu, odczuwamy pozytywne emocje i zwyczajnie cieszymy się życiem.

Kluczem do efektywności iluzji jest jednak ich natężenie. Szczypta soli w zupie nadaje jej smak i sprawia, że jest dobra, chcemy ją jeść. Gdy wsypiemy soli za dużo, przestaje być smaczna i staje się niestrawna. Tak samo z naszymi iluzjami, mechanizmami obronnymi i innymi zniekształceniami percepcji. Jeśli potrafimy je sobie dozować - wówczas działają na naszą korzyść. Jeśli jednak przesadzimy i stracimy zupełnie kontakt z rzeczywistością, wówczas pojawią się kłopoty.

Kiedy w takim razie jesteśmy tak naprawdę sobą? Czy wtedy, gdy oceniamy się trafnie, ale mamy depresję, czy wtedy, gdy oceniamy się pozytywnie ponad miarę, ale jesteśmy szczęśliwi i aktywni?

Może warto zaakceptować fakt, że klasycznie rozumiane bycie sobą po prostu nie istnieje. To, co istnieje, to... stawanie się sobą. Nikt z nas nie jest ukonstytuowany raz na zawsze, każdy dzień przynosi zmiany w naszej osobowości, w naszych poglądach i postępowaniu.

To, co możemy zrobić, aby nieco ułatwić sobie proces stawania się sobą, a w konsekwencji polubić siebie, to wpuścić trochę powietrza do „totalitarnego władcy", czyli naszego ego. Aby stawać się sobą, nie musimy mieć klarownych i niezmiennych poglądów w każdej dziedzinie, zajadle walczyć o rację w każdej dyskusji, bronić swych przekonań do ostatniej kropli krwi. Dajmy sobie przyzwolenie na to, aby zmieniać się, być w błędzie, mylić się. Paradoksalnie właśnie wtedy jest większa szansa, że odniesiemy sukces w procesie stawania się sobą.

 

newsweek psychologia logo

Artykuł był publikowany w styczniowym wydaniu "Newsweek Psychologia Extra 1/17”.

258 ewa jarczewska gerc

O autorce

Ewa Jarczewska-Gerc – psycholog Uniwersytetu SWPS. Specjalizuje się w psychologii różnic indywidualnych. Zajmuje się zagadnieniem efektywności i wytrwałości w działaniu oraz wpływem stymulacji umysłowych na wykonywanie zadań. Bada związki pomiędzy różnymi formami myślenia i wyobrażania sobie a efektywności.

Artykuły

Zobacz także

Group 426 Group 430 strefa zarzadznia logo 05 logo white kopia logo white kopia