Czy umiejętność rozmowy, akceptacji i aprobaty wystarczy, by ktoś został naszym przyjacielem? Co skleja ze sobą ludzi? Gdy w naszym życiu pojawi się potrzeba znalezienia jakiegoś mądrego cytatu dotyczącego przyjaźni, nie będziemy mieli problemu. W księgarniach odpowiednich pozycji jest bez liku, a Google na hasło „przyjaźń" wyświetla prawie 16 milionów wyników. Niezależnie zatem od tego, co o niej myślimy, jednego możemy być pewni: jest ważna, bo dużo się o niej mówi i pisze. O przyjaźni i wsparciu, które odczuwamy w relacji z przyjacielem opowiada Przemysław Staroń, psycholog, kulturoznawca, wykładowca Uniwersytetu SWPS w Sopocie.
Artykuł pochodzi z magazynu „Newsweek Psychologia 4/18”.
Do kogo nie przemawiają liczby, wystarczy, że zajrzy do różnorakich tekstów kultury. Literatura piękna – począwszy od „Ani z Zielonego Wzgórza", „Dzieci z Bullerbyn" czy uniwersum Harrego Pottera, poprzez świat wykreowany przez Tolkiena, a skończywszy na niezwykłych analizach de Saint-Exupery'ego – opiewa przyjaźń na wszelkie możliwe sposoby. Kinematografia robi to równie okazale.
Filozofia samą swoją nazwą wychwala przyjaźń, wszak etymologicznie jest przyjacielskim umiłowaniem mądrości. Doskonałe poczwórne lekarstwo, jak nazywał filozofię Epikur, nie jest tak naprawdę doskonałe, gdyż dodatkowo zaleca on pozostawanie w przyjaźni. Także religie, od Rzymu po Tybet, podkreślają wartość towarzyszenia sobie nawzajem w drodze na duchowe szczyty. Jeśli i ta litania nie jest argumentem koronnym, to w końcu własne doświadczenia przyjaźni mogą dobitnie nas przekonać, że jest ona czymś ważnym. Niestety, nie wszyscy się z tym zgodzą. Ten, kto został przez przyjaciela porzucony czy zdradzony, może nieść w sobie bardzo głęboką ranę, która uniemożliwia mu wchodzenie w bliskie relacje na kolejnych etapach życia. Tutaj jednak rodzi się wątpliwość: czy człowiek, który nas porzucił lub zdradził, w ogóle kiedykolwiek był naszym przyjacielem? Był, ale przestał? Czy to możliwe? Aby odpowiedzieć na te pytania i uzasadnić rolę przyjaźni w życiu, musimy pojąć, co stanowi jej istotę. Nieważne cechy, które możemy znaleźć w tej relacji, ale jej esencja.
Istota przyjaźni
Popatrzmy na charakterystyki przyjaźni. Określa ją np. otwartość. Tej cechy oczekujemy jednak także od większości napotykanych ludzi, nawet od urzędników.
Kolejna specyfika przyjaźni to podobieństwo, ale ilu znamy podobnych sobie ludzi, od których trzymamy się z daleka? A poczucie zaufania i bezpieczeństwo? Daje je przecież nawet dobry lekarz rodzinny. Nie znaczy to oczywiście, że od przyjaciół nie oczekujemy otwartości, podobieństwa, zaufania czy poczucia bezpieczeństwa. Ale nawet suma tych cech nie opisze fenomenu przyjaźni. Jej najgłębszą istotę stanowi to, że nie musimy w niej niczego udawać.
Prawdziwe rozmowy czynią przyjaźń potrzebną i cenną. Możemy wypowiedzieć i wyrazić wszystko, a nie spotkamy się z potępieniem, niezrozumieniem, brakiem akceptacji. Nie oznacza to, że przyjaciel ma nas za wszystko chwalić ani że nie może nas krytykować.
Teatr życia codziennego
Erving Goffman, wybitny amerykański socjolog, zauważył, że wszyscy gramy na deskach teatru. Codziennie. Jeśli jesteśmy wśród ludzi, to niemal nieustannie. Goffman sądzi, że obecność drugiego człowieka nieuchronnie przekształca każdą naszą aktywność w występ. Trudno w to uwierzyć?
Być może pomocne będzie przypomnienie sobie, jak jemy chipsy w towarzystwie, a jak, gdy oglądamy serial w samotności. Na pewno przydatne będzie także przywołanie w pamięci sytuacji, gdy pomyliliśmy adresatów SMS-a i wiadomość przeznaczoną dla kolegi wysłaliśmy przez przypadek do rodziców. Na YouTubie można obejrzeć teledysk „Second lives" Vitalica, na którym widzimy, co i jak robią w toalecie osoby przekonane, że nikt ich nie widzi. Chwilami włos się jeży na głowie. Ktoś powie, że to przesada. Że grają tylko ludzie niepoważni, pełni hipokryzji. Jednak wchodzenie w role jest aktywnością czysto ludzką, a łacińskie słowo „persona" pochodzi przecież od greckiego „prosopon", oznaczającego maskę, którą w antycznym teatrze zakładał aktor. Przyjaźń przynosi od tego wyzwolenie. Jest jak uśmiechnięta garderobiana, która widzi nas po powrocie za kulisy. To w jej ręce spoceni, zmęczeni, niezadowoleni z siebie lub pełni dumy oddajemy ciuchy, ona pomaga nam je zdjąć, podsuwa wodę i daje coś jeszcze ważniejszego – możliwość wygadania się. Ona też przygotowuje nas do ponownego wejścia na scenę, dodaje otuchy, trzyma kciuki, zagrzewa do boju. Garderobiana widzi nas z nieogolonymi pachami, ze zwisającą z brzucha fałdką, ze łzami w oczach, a nam to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie: między pojawianiem się na scenie daje nam wytchnienie. To przy niej jesteśmy tak naprawdę sobą. Już nie musimy udawać.
Przewaga nad rodziną
Pochwała przyjaźni jest w pewnym sensie uderzeniem w rodzinę. Z książek, mediów i gabinetów psychoterapeutycznych często bije żal, że właśnie w rodzinie udawać musimy. Po to zresztą czytamy książki czy szukamy pomocy u terapeutów, żeby uciec w inny świat lub na prawić ten, z którego przychodzimy. Ktoś powie, że spowiednik czy terapeuta to także osoby, przy których nie musimy udawać. Wynika to jednak z ich profesji, która wymaga fundamentalnego elementu przyjaźni.
Na czym polega uderzenie w rodzinę? Realia społeczno-kulturowe, w których żyjemy, wytworzyły dość specyficzny jej model. W większości nie stanowi ona przestrzeni, w której można całkowicie być sobą. A największym dramatem jest to, że w rodzinach wciąż brakuje rozmów. Tych prawdziwych, nie tzw. smali talków, w których musimy udawać.
Rozmowy prawdziwe
Prawdziwe rozmowy czynią przyjaźń wspaniałą, potrzebną i cenną. Możemy wypowiedzieć i wyrazić wszystko, a nie spotkamy się z potępieniem, niezrozumieniem, brakiem akceptacji. Nie oznacza to, że przyjaciel ma nas za wszystko chwalić albo że nie może nas krytykować. Nie o to chodzi.
Żeby to zrozumieć, należy uświadomić sobie różnicę między akceptacją a aprobatą. Akceptacja pochodzi od łacińskiego „accepto", które znaczy: przyjmuję. Aprobata natomiast od "aprobo": zgadzam się. Przyjaciel ma pełne prawo nie aprobować naszych czynów, bo sam przecież, ukrywając dezaprobatę, musiałby udawać. Jest jednak tym, który nas akceptuje. Może nam powiedzieć, że jego zdaniem związek, w którym tkwimy, rujnuje nam życie, ale jednocześnie da do zrozumienia, że nie zostawi nas, mimo że dokonujemy, jego zdaniem, złych wyborów. To symultaniczne współistnienie totalnej akceptacji i pełne szacunku dawanie lub brak aprobaty czyni z przyjaźni coś tak szczególnego. Jeśli jest przenoszone na płaszczyznę rodziny, związków i wszelkich innych relacji, nadaje im głębi. Czasami można to dostrzec, gdy małżonkowie czy partnerzy oceniają, że są dla siebie przede wszystkim przyjaciółmi, gdy słyszy się od córek, że ich najlepszą przyjaciółką jest mama, a uczniowie mówią o swojej nauczycielce, że jest ich autorytetem i najlepszym przyjacielem.
Jak budować takie relacje? Starać się widzieć i słyszeć emocje, które przyjaciel odczuwa, dawać mu poczucie, że może przy nas przeżywać absolutnie wszystkie. Jednocześnie trzeba stworzyć wspólnie taką przestrzeń, w której będzie można przerwać wylewanie żalów opowiadaniem o niecodziennym wydarzeniu, jakie przydarzyło się nam w tramwaju. Wszystko to musi być jednak zbudowane na szczerości i autentyczności, inaczej się nie da.
Haruki Murakami napisał, że ból jest nieunikniony, ale cierpienie jest wyborem. Nie unikniemy bólu, który przynosi życie, gdyż taka jest struktura naszego odczuwania. Brak bólu oznaczałby, że wygasły w nas emocje, co albo dowodziłoby naszej śmierci, albo stanu spowodowanego zażyciem silnej substancji psychoaktywnej. Dzięki przyjaźni ból może nie zamienić się w cierpienie, bo go wyrazimy. Wyrażony i przyjęty jest o połowę mniejszy, jest bowiem opanowany i zaopiekowany. Tak jak mówi popularny w internecie mem Beaty „Ari" Smugaj, rysującej „Lisie Sprawy": Jeśli cię boli nóżka, potrzebujesz „ojojojojojojojojojojojojojojojojojojojoj ". Ojojane miejsca bolą mniej.
Artykuł pochodzi z magazynu „Newsweek Psychologia 4/18”.
Czasopismo dostępne na stronie »
O autorze
Przemysław Staroń – psycholog i kulturoznawca. W pracy zawodowej umiejętnie łączy dwa obszary swojej specjalizacji – jako kulturoznawca pracuje w II LO im. Bolesława Chrobrego w Sopocie, gdzie uczy etyki oraz wiedzy o kulturze, a jako psycholog – w Zakładzie Psychologii Wspomagania Rozwoju SWPS, Sopockim Uniwersytecie Trzeciego Wieku i Centrum Rozwoju Jump. Wyróżniony tytułem Nauczyciela Roku 2018.