„Podczas zajęć z edukacji seksualnej uczniowie nie pytają, w jakich pozycjach najlepiej uprawiać seks, lecz jak stworzyć i utrzymać związek” – mówi Aleksandra Żyłkowska, psycholożka i edukatorka seksualna. Dlaczego rzetelna edukacja seksualna jest niezbędna w szkołach i czym grozi jej brak?
Ewa Pluta: Edukacja seksualna w polskich szkołach jest, czy jej nie ma?
Aleksandra Żyłkowska: To zależy, kogo zapytać. Dyrektorzy szkół zapewne powiedzą, że edukacja seksualna jest prowadzona. Mają oni na myśli zajęcia z wychowania do życia w rodzinie (WDŻ), których prowadzenie należy do ustawowych obowiązków. Jako edukatorka seksualna miesięcznie spotykam się z kilkuset uczniami, którzy mówią, że w praktyce edukacja seksualna nie istnieje. WDŻ to zajęcia dodatkowe, prowadzone po lekcjach. Uczniowie często proszą rodziców o wypisanie zwolnienia.
Na realizację zajęć z WDŻ w każdym roku szkolnym przeznacza się 14 godzin, w tym po 5 godzin z podziałem na grupy dziewcząt i chłopców. Czy to nie za mało?
Co można zrobić w ciągu 14 godzin? W tak krótkim czasie można rzetelnie omówić najwyżej dwa tematy. Przy czym trzeba wziąć pod uwagę liczebność klasy – czasem pracuje się w małej grupie, a czasem w 30-osobowej. Nie rozumiem zajęć prowadzonych osobno dla chłopców i dziewcząt. Seksualność jest realizowana w parze. Z jednej strony istnieje społeczne oczekiwania, że ludzie powinni wchodzić w długoterminowe i monogamiczne związki. Z drugiej skąd młodzi mogą wiedzieć, jak je tworzyć i utrzymywać? Tu nie zawsze rodzina jest wzorem do naśladowania.
Przeciwnicy edukacji seksualnej w szkołach podnoszą, że dzieci i młodzież będą się uczyć pikantnych technikaliów i zejdą na złą drogę.
Podczas zajęć z edukacji seksualnej nastolatkowie nie uczą się, w jakich pozycjach najlepiej uprawiać seks. W edukacji seksualnej ważny jest przede wszystkim temat związków i kompetencji miękkich, dzięki którym może on funkcjonować, a o czym rzadko się mówi. To właśnie o związki najczęściej pytają nastolatkowie. Interesują ich zwłaszcza aspekty psychologiczne. Chcą wiedzieć co oznaczają kłótnie z partnerem lub partnerką. Jak rozwiązywać spory i jak reagować, gdy druga osoba płacze. Wreszcie, jak zakończyć związek, by obydwu stronom przysporzyć jak najmniej cierpienia.
My, psychologowie i seksuolodzy, powinniśmy kłaść nacisk na komponent psychoedukacyjny takich zajęć. Najważniejszym narządem seksualnym człowieka jest mózg. Dlatego warto zwracać uwagę na kompetencje miękkie, ćwiczyć z nastolatkami umiejętność rozmowy na temat seksu i seksualności. W psychoedukacji przedstawia się rzetelną wiedzę, plusy i minusy rozwiązania, lecz wybór ostatecznie leży po stronie nastolatka. Najważniejsze, aby przekazywane informacje nie wywoływały konfliktów intrapsychicznych.
Najważniejszym narządem seksualnym człowieka jest mózg. Dlatego warto zwracać uwagę na kompetencje miękkie, ćwiczyć z nastolatkami umiejętność rozmowy na temat seksu i seksualności.
Czyli?
Konflikt intrapsychiczny pojawia się, gdy osoba musi wybierać między dwoma sprzecznymi celami. Na przykład masturbacja. Stanowi ona naturalnym komponentem rozwoju psychoseksualnego człowieka. Natomiast według normy religijnej jest grzechem i wynaturzeniem. Nastolatek chce zaspokoić swoją naturalną potrzebę, słyszy jednak, że postępuje niemoralnie. Nie wie, co robić. To może wywołać w nim konflikt intrapsychiczny, który z kolei rodzi napięcie emocjonalne. Podczas zajęć z edukacji seksualnej nie oceniamy masturbacji. Nie mówimy nastolatkowi, co powinien robić, lecz przedstawiamy mu wieloaspektową wiedzę na temat tego zagadnienia. Uzbrojony w nią podejmuje ostateczną decyzję.
Często nastolatkowie pytają o metody antykoncepcyjne?
Oczywiście. Przy czym są zdziwieni, że oprócz prezerwatyw i tabletek antykoncepcyjnych są też inne metody zapobiegania ciąży. Podczas zajęć psychoedukacyjnych omawiamy plusy i minusy każdej metody. Tłumaczymy na przykład, że wkładka domaciczna polecana jest kobietom, które mają stałego partnera, bo chroni ona przed ciążą, ale nie przed chorobami przenoszonymi drogą płciową. Skoro o nich mowa – właśnie przygotowuję raport na temat edukacji seksualnej wśród młodzieży. Wynika z niego, że nastolatkowie potrafią wymienić maksymalnie cztery choroby przenoszone drogą płciową: HIV, AIDS, kiłę i rzeżączkę. Mało kto wskazuje na zakażenia pasożytnicze, bakteryjne czy grzybiczne.
Młodzież ma luki w wiedzy o seksualności?
Skąd nastolatkowie mają czerpać informacje o seksualności? Na pewno nie z mediów. Funkcjonują w nich skrajne przedstawienia seksu – albo w wersji purytańskiej albo skarykaturowanej, jak w Warsaw Shore. Najczęściej z pytaniami nastolatkowie zwracają się do rówieśników, którzy nierzadko dysponują nierzetelnymi informacjami przekazywanymi międzypokoleniowo. Młodzi o seksie dowiadują się też z internetu. Rzadziej od swoich rodziców, którzy zazwyczaj też nie są wyedukowani seksualnie.
Braki w edukacji seksualnej wychodzą na zajęciach. Gdy kończę spotkanie z uczniami, proszę ich o anonimowe pytania, na które odpowiadam na forum klasowym. Siedemnastoletni uczeń zapytał raz, czy jest normalny, bo jego koledzy już współżyją, a on jeszcze nie. Gdyby ten chłopiec wiedział, że dojrzewanie to sprawa indywidualna i przebiega w różnym tempie, nie zadałby tego pytania.
Przeczytaj także: Seksualność zaczyna się w nas
Niewyedukowani seksualnie młodzi w dorosłym życiu lądują w poradniach psychologicznych i seksuologicznych. Przykład? Czterdziestoletni mężczyzna, któremu rozpadł się kolejny związek. Z żadną z partnerek nie był w stanie prowadzić satysfakcjonującego życia seksualnego. Po wielu latach okazuje się, że przyczyną problemów jest stulejka, która mogła zostać zoperowana, gdy był dzieckiem. Ale nikt o tym nie wiedział.
Jak nastolatkowie zachowują się na zajęciach z edukacji seksualnej?
To w dużej mierze zależy od prowadzącego zajęcia, ale też od wieku dzieci. Pracuję w szkołach podstawowych i liceach, rzadko się zdarza, by ktoś się śmiał czy żartował. Na początku tworzymy zasady pracy w grupie: rozmowy zostają między nami, nie ma miejsca na krytykę oraz ocenianie. Uczniowie muszą się poczuć bezpiecznie. Jeśli wiedza o seksualności jest przedstawiana rzetelnie i bez zbędnych emocji, tak jak byśmy podawali przepis na zupę pomidorową, nastolatkowie podchodzą do niej poważnie. Młodzież jest bardzo mądra, ale musi zostać wysłuchana.
Jeśli wiedza o seksualności jest przedstawiana rzetelnie i bez zbędnych emocji, tak jak byśmy podawali przepis na zupę pomidorową, nastolatkowie podchodzą do niej poważnie. Młodzież jest bardzo mądra, ale musi zostać wysłuchana.
Jak pani ocenia jako seksuolożka podstawę programową wychowania do życia w rodzinie? Czy program tych zajęć jest adekwatny do współczesnych realiów?
Na pewno podstawa programowa WDŻ jest obszerna tematycznie, choć moim zdaniem warto byłoby ją zweryfikować i dołożyć zagadnienia bardziej współczesne. Oprócz metody Billingsów, bazującej na obserwacji śluzu szyjki macicy, warto omawiać inne metody antykoncepcyjne. Poza tym mam pewne zastrzeżenia do osób prowadzących WDŻ. Obecnie zajęcia te prowadzą osoby z przygotowaniem pedagogicznym, które ukończyły studia z nauk o rodzinie albo nauczyciele przedmiotu po studiach podyplomowych z zakresu wychowania do życia w rodzinie. Często zdarza się, że wychowania do życia w rodzinie uczy chemiczka lub matematyk. Uczniowie wielokrotnie mówili mi, że czują się w takiej sytuacji niekomfortowo, bo dzielili się intymnymi informacjami, a one były wykorzystywane podczas innych zajęć. Nastolatkowie wolą, aby zajęcia te były prowadzone przez osoby z zewnątrz, które zachowają dyskrecję. Z punktu widzenia nauczycieli też nie jest to komfortowe, poza tym są ograniczeni w swoich działaniach. Muszą używać podręczników zatwierdzonych przez Ministerstwo Edukacji Narodowej, których treści dla młodzieży są wręcz śmieszne.
„Dziewczyna powinna zdawać sobie sprawę, że więcej niż chłopiec płaci za nietrafny wybór, bo nie ma równości w naturze. On jest dawcą życia, siewcą, natomiast jej ciało glebą, w której będzie wzrastało nowe życie. Postawa chłopców, którzy stają się ojcami, bywa różna”. To fragment z podręcznika „Wędrując ku dorosłości. Wychowanie do życia w rodzinie”. Uczniów śmieszy ta forma i treść opisu?
To jest opis nazbyt magiczny i niezrozumiały dla dziecka. Poza tym krzywdzący dla kobiet i utrwalający szkodliwe stereotypy. Kobieta sama się nie zapłodni, no chyba że metodą in vitro. Dlaczego to ona ma wziąć na siebie całkowitą odpowiedzialność za współżycie? Nastolatek i nastolatka decydują się na seks i w równym stopniu dzielą się przyjemnością, jak też odpowiedzialnością za ewentualną ciążę. W tym fragmencie pobrzmiewa też echo dominującej kiedyś normy społecznej, zgodnie z którą kobieta nie mogła cieszyć się swobodą seksualną i musiała skrzętnie ukrywać orgazmy. Dziś kobiety wiedzą, że mają prawo odczuwać przyjemność ze współżycia i głośno o tym mówić.
Przeczytaj także: Granica między seksualnością a seksualizacją
Co jest najtrudniejsze w pracy edukatorki seksualnej?
Często jestem wzywana do gaszenia pożarów. To znaczy dyrektorzy szkół zlecają mi prowadzenie zajęć interwencyjnych po tym, jak doszło do eskalacji problemu. Miesiącami, a nawet latami uczniowie oglądali pornografię, na co nikt nie reagował. Dopiero gdy zaczęli puszczać pornograficzne filmiki podczas lekcji, nauczyciel zainterweniował. Wiem, że pojedyncze zajęcia niewiele pomogą – może wpłyną na świadomość uczniów, ale nie zmienią ich zachowania. Dlaczego reagujemy dopiero, gdy dzieje się coś złego?
Lepiej zapobiegać, niż leczyć. W Polsce potrzebna jest rzetelna edukacja seksualna.
Światowa Organizacja Zdrowia przeanalizowała wyniki 35 badań nad edukacją seksualną prowadzoną w szkołach w Europie Zachodniej. Z raportu wynika, że zajęcia te przyczyniają się do opóźnienia czasu inicjacji seksualnej, częstszego stosowania antykoncepcji, zmniejszają liczbę ryzykownych zachowań seksualnych. Edukacja seksualna stanowi też profilaktykę wykorzystywania seksualnego – ludzie wiedzą, jak reagować, gdy są naruszane ich granice. Aby przyniosła ona zamierzony skutek, musi być prowadzona przede wszystkim przed inicjacją seksualną. Wiedzę o seksualności należy dopasować do kategorii wiekowej i wyprzedzić ją o krok.
Aleksandra Żyłkowska – psycholożka, psychoterapeutka, seksuolożka. Absolwentka psychologi klinicznej na Uniwersytecie SWSP. Wiceprezeska i współzałożycielka Stowarzyszenia Centrum Psychoedukacji i Rozwoju. Prowadzi własną działalność gospodarczą, w której zajmuje się praktyką kliniczną i psychoedukacyjną. Pracuje w Strefie Młodzieży i Strefie Psyche Uniwersytetu SWPS prowadząc warsztaty, wykłady i szkolenia dla uczniów szkół ponadgimnazjalnych oraz pedagogów szkolnych. Współpracuje z Instytutem Psychoterapii i Seksuologii w Katowicach. Ukończyła specjalizacje z seksuologii klinicznej na podyplomowych studiach seksuologia kliniczna na Uniwersytecie SWPS w Katowicach. Jest w trakcie czteroletniego Kursu Systemowej Terapii Rodzin w Ośrodku Psychoterapii w Krakowie. Kurs posiada rekomendację Polskiego Towarzystwa Psychologicznego. Zgodnie z wymogami Polskiego Towarzystwa Psychologicznego oraz Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego swoją pracę poddaje stałej superwizji u osób posiadających tytuł superwizora PTP oraz PTS.