Czy powietrze może być materiałem budowlanym, jak beton czy cegła? Jak będzie wyglądał zawód architekta za 40 lat? I dlaczego w architekturze najciekawsze są niuanse? O tym rozmawiamy z Maciejem Siudą, architektem, kierownikiem kierunku architektura w School of Form Uniwersytetu SWPS.
Na tablicy korkowej wiszą dziesiątki kolorowych karteczek. To projekt szkoły na Kabatach. Na stole makieta – szkoły w Nairobi. Zdjęcia, zwinięte rulony papieru, mnóstwo zieleni i strzępki rozmów dobiegające zza ściany. Właśnie jesteśmy w pracowni projektowej Macieja Siudy przy Hożej, w Warszawie. Za chwilę dowiemy się, że powietrze może być materiałem budowlanym, podobnie jak cegła czy beton, a w architekturze najważniejsze jest poszukiwanie niuansów.
Zdjęcia: materiały własne Macieja Siudy | W pracowni Macieja Siudy
Powietrze jako budulec
Ewa Pluta: Powietrze materiałem budowlanym, naprawdę?
Maciej Siuda: Czym jest budynek, jeśli nie opakowaniem powietrza? Wyjrzyj przez okno – ściany, strop i dach kamienicy z naprzeciwka nadały powietrzu kształt. Powietrze jest w tym budynku jednocześnie pustką i wypełnieniem. Definiuje relacje między otwartym a zamkniętym. Powiem więcej: powietrze jest oddechem budynku. Na świecie sporo się eksperymentuje z powietrzem jako budulcem. Powstają konstrukcje rozprężone, budynki dmuchane. Kiedyś pojawił się pomysł, żeby budować miasta z dmuchanej architektury.
To wszystko projekty efemeryczne. A architektura kojarzy się z czymś stałym i solidnym.
Mit. Ulegamy złudnemu przeświadczeniu, że architektura powstaje na wieczność. A przecież nawet budynki wykonane z żywotnych materiałów po 30 czy 40 latach zużywają się, niszczeją. W pewnym sensie czas jest zawsze wpisany w architekturę. A im krótszy termin żywotności budynku, tym powietrze staje się ważniejszym materiałem.
Tak jak w projekcie Devebere prezentowanym na 13. Biennale Architektury w Wenecji.
Większość projektów związanych z powietrzem jako budulcem sprowadza się do wdmuchiwania go do formy, napełniania jej i nadawania w ten sposób kształtu. My zrobiliśmy coś odwrotnego (projekt Devebere powstał we współpracy z architektem Rodrigiem Garcíą Gonzalezem): odessaliśmy powietrze z plastikowego balonu pełnego butelek. Powstała próżnia, która usztywniła obiekt, zwiększyła jego właściwości nośne i konstrukcyjne.
Otrzymaliśmy trójwymiarową konstrukcję o nieregularnym kształcie, giętką, podatną na formowanie. I jednocześnie stabilną. Mogliśmy z niej zrobić, co tylko chcieliśmy: pawilon, zadaszenie, wiatę, siedzisko. W Wenecji na przykład, miejscy aktywiści organizowali w nim różne wydarzenia. Żywotność tego projektu wynosiła kilka tygodni – aż do całkowite degradacji materiału. Potem Devebere trafił do recyclingu. Czyli nadal jest w obiegu.
Zdjęcia: materiały własne Macieja Siudy | Projekt Devebere
Czy efemeryczne obiekty mają szanse wyjść poza kontekst sztuki i zyskać walor utylitarny?
Dla mnie architektura to sztuka, która jest użytkowa, bez względu na to czy mówimy o projekcie efemerycznym, czy długotrwałym. Przyrównując architekturę na przykład do malarstwa, grafiki, czy sztuk wizualnych, ta pierwsza zawsze musi mieć na uwadze dobro użytkownika. W przypadku pozostałych dziedzin sztuki – niekoniecznie.
Architektura tymczasowa z pewnością przesuwa się w stronę eksperymentu czy manifestu, zwłaszcza ta pojawiająca się na takich imprezach jak Biennale Architektury w Wenecji, które mają służyć poszukiwaniu nowych wątków w architekturze. To idealne miejsce do podważania, prototypowania, przełamywania stereotypów. Często to kwestia czasu, kiedy projekty pokazywane na Biennale wyjdą z obszaru sztuki-prototypu i zyskają walor utylitarny.
W świecie sztuki istnieje niekonsekwencja. Do budowy wystaw z zasady czasowych używa się materiałów stałych.
Rzeczywiście, do budowy obiektów tymczasowych używa się często tych samych materiałów jak na przykład do budowy lotniska. To założenie u podstaw jest pozbawione logiki. Dlatego w naszej pracowni (Maciej Siuda Pracownia – przyp. red.) próbujemy odejść od tej praktyki i rozszerzyć uproszczone myślenie o architekturze, zgodnie z którym buduje się wyłącznie na wieczność.
Staramy się odkrywać niuanse w projektowaniu architektury. Szukając rozwiązań projektowych, na równi rozważamy użycie betonu, cegły, pustaka, drewna, jak i tkaniny, papieru, balonów czy roślinności. Dobieramy narzędzia, które uwzględniają żywotność projektu. Jest bardzo dużo rozwiązań między stałym a efemerycznym. Nas interesują szarości.
Praca w zagranicznych pracowniach architektonicznych wpłynęła na twoje podejście do architektury?
W każdym z krajów, gdzie pracowałem, miałem okazję zdobyć cenne doświadczenie. W Stanach Zjednoczonych nauczyłem się rozmawiać i słuchać, być uczestnikiem debaty. W Hiszpanio zdałem sobie sprawę, jak ważne jest analizowanie problemów i badania poprzedzające projekt. Tam projektant zawsze ma na uwadze kontekst społeczny. Człowiek i jego potrzeby są najważniejsze. Z kolei w Japonii nauczyłem się uczestniczyć w procesie projektowym i dochodzić do rozwiązania nowymi drogami. Moja droga to zapewne wypadkowa tych trzech doświadczeń.
Czyli w podejściu do architektury narodowość ma znaczenie?
Nie zaryzykowałbym takiego stwierdzenia. To czynniki kulturowe i geograficzne, a nie narodowość wpływają na sposób myślenia o architekturze w danym kraju. Z kolei styl pracy architekta to wypadkowa systemu edukacji, kulturowych potrzeb mieszkańców, systemu ekonomicznego i politycznego dominującego w danym momencie, a nawet pogody. Wreszcie, to suma energii członków zespołu.
Jaka jest architektura w Polsce?
Pogubiona. Ciągle szuka swojego charakteru. Mocno bazuje na zachodnich wzorcach. Przetwarza istniejące pomysły, ale nie generuje swoich od podstaw. Jest zachowawcza, unika ryzyka. Ja chciałbym architektury wpisanej w kontekst, krytycznej, wnoszącej nowe spojrzenie, powstającej na przecięciu globalnej wiedzy i lokalnego kolorytu.
Masz pomysł na zmianę?
Przede wszystkim: nie kopiować. Ciekawszy efekt można uzyskać, wchodząc głęboko w proces, analizując potrzeby przyszłych użytkowników i dobrze definiując problem projektowy, niż rozpoczynać projektowanie od szukania podobnych pomysłów za granicą. To wymaga radykalnej zmiany procesu projektowego. W wielu krajach taka rewolucja się udaje, spójrzmy chociażby na Belgię. Tam architekci w ostatnich latach odcięli się od wpływów holenderskich oraz duńskich i wytworzyli własną tożsamość. Dziś realizują ciekawe, mocno osadzone w lokalnym kontekście projekty, jedne z lepszych w Europie.
Zdjęcia: materiały własne| W pracowni Macieja Siudy
W Polsce architekt często stara się zaspokoić gust, a nie potrzeby klienta.
Problem jest po stronie zarówno architekta, jak i klienta. Często architekt nie potrafi projektować z uwzględnieniem potrzeb ludzi. Skupia się jedynie na formie. Z kolei klient myśli formą i jej oczekuje: podoba mi się taki budynek i taka elewacja, proszę mi to zaprojektować. Chce kalki. A architekt spełnia materialne oczekiwania, oferując projekt, który jest sumą inspiracji zaczerpniętych z kolorowych magazynów albo programów o wnętrzach. Zaczyna od efektu – formy, materii, a nie od rozpoznania problemu i kontekstu.
Należałoby najpierw dotrzeć do sedna problemu i wtedy za pomocą dostępnych narzędzi przestrzennych i własnego wyczucia zaprojektować formę: ściany, konstrukcję, instalację, kolory. To są narzędzia służące materializacji odpowiedzi na konkretne problemy. Klient może nie umieć opowiedzieć o swoich potrzebach. Wtedy wkracza projektant, który je diagnozuje.
Ja mam potrzebę, żeby zamieszkać w dworku szlacheckim. Przyjmiesz moje zlecenie?
Nie zaprojektuję dworku. Chociaż… Na początek proponuję spotkanie. Porozmawiamy, dlaczego akurat dworek.
Moja daleka rodzina mieszkała kiedyś w dworku. Kojarzy mi się ze stabilizacją i spokojem.
No właśnie, czyli ważne jest poczucie stabilizacji i spokoju. Gdyby twoja daleka rodzina mieszkała na przykład w dwuspadowej brdzie, czy wówczas ciągle chciałabyś dworek czy drewniany domek? Dlatego na wstępie sugeruję odłożyć na bok zakorzenione w głowie stereotypy i zamiast na pytaniu „co”, skupić się na „dlaczego”, a dopiero potem na „jak”. Gdybym z marszu zgodził się na zaprojektowanie dworka, wówczas nie podszedłbym do tematu jak architekt-projektant, ale kreślarz. Co więcej, mimo że architektura jest zawodem usługowym, nie widzę nic złego w tym, aby w projektowanych dla klienta obiektach wyrażać także siebie, nawet jeśli miałby to być zaledwie 1 proc. projektu.
Szukanie radości i satysfakcji w tym co robię, uważam za niesłychanie ważne. Mnie akurat w architekturze interesuje poszukiwanie nowych form wyrazu, podważanie rozwiązań stosowanych przez lata. Od dziecka fascynuję mnie przyszłość i jej możliwe scenariusze. Przeszłość mnie niespecjalnie pociąga.
Do historii też można mieć twórcze podejście.
Dobrze, spotkajmy się i porozmawiajmy o dworku. Na początek wspólnie zastanowimy się, skąd taki wybór. Może dojdziemy do wniosku, że dworek jest pewną ideą, konceptem mieszkania, a nie formą? Może wcale nie musi wyglądać jak dworek, a wystarczy, że będziesz się w nim czuła jak we dworku?
A czego byś na pewno nie zaprojektował?
Budynku, który krzywdzi ludzi, utrwala złe stereotypy. Jeśli czułbym, że to projekt sprzeczny z moim światopoglądem, który zmusza mnie do pójścia na kompromis, odmówiłbym. Nie projektuję wbrew sobie.
Inne podejście do architektury
Często powtarzasz sformułowanie „inne podejście do architektury”. Inne, czyli jakie?
Podam przykład. Właśnie kończymy pracę nad projektem szkoły w Nairobi, w Kenii. Projekt zaczęliśmy od analizy trzech zjawisk, które nasunęły nam się podczas obserwacji i rozmowy z przyszłymi użytkownikami szkoły. Te trzy badane obszary to: ciało człowieka oraz sposób, w jaki obcuje w slamsach z architekturą, cień jako podstawowe narzędzie generowania przestrzeni, w której przebywa użytkownik, oraz natura i jej wpływ na technologię, formę i konstrukcję.
Efektem pracy nie jest stricte budynek, a środowisko edukacyjne, pobudzające wyobraźnię dzieci. Stwarza ono możliwość wypracowania zupełnie nowego konceptu edukacji. Projekt składamy w postaci książki, będącej instrukcją, jak szkołę zbudować oraz swoistym przewodnikiem pokazującym, jak można ją użytkować. Takie założenia, oprócz mocnego powiązania z lokalnym kontekstem i potrzebami użytkowników, ściśle łączą się z działaniami Fundacji Razem Pamoja, która organizuje projekt i pomoże zaopiekować się nim w przyszłości. Gdy szkoła powstanie, przygotujemy uczniów, nauczycieli, fundację i wizytujących ją artystów, do użytkowania nowej przestrzeni, tak by mogli w pełni wykorzystać jej potencjał.
Zdjęcie: materiały własne Macieja Siudy | Makieta szkoły w Nairobi
Zastanawiałeś się kiedyś, jak twój zawód będzie wyglądał za 40 lat?
Na pewno nie martwię się, że zniknie. Raczej ewoluuje. Kontekst wykonywania zawodu architekta nieustannie się zmienia. W przyszłości prawdopodobnie zmniejszy się liczba projektów typowo realizacyjnych. Miasta się nasycą – nie będą potrzebowały kolejnych lotnisk, kin, muzeów. Przestaną się rozrastać w nieskończoność. W tej nowej układance architekt będzie raczej moderować budynkami, a nawet całymi miastami, niż projektować kolejne obiekty. Ważna stanie się umiejętność mediacji, przekonywania do swoich rozwiązań. Krótko mówiąc: komunikacja wejdzie w zestaw narzędzi projektowych.
A szkicowniki będą się kurzyć w muzealnej gablocie?
Szkic, rysunek, w ogóle rękodzieło zawsze będą ważne. Nie wychodzę z domu bez co najmniej jednego szkicownika. Jak rysuję, to myślę. A może to dłoń myśli?
Zdjęcie główne: Margo Didichenko
Autor
Maciej
Siuda
architekt. Wykładowca w School of Form Uniwersytetu SWPS, gdzie jest opiekunem kierunku architektura. Pracował między innymi w biurach projektowych Grupo Aranea (Alicante) czy Sou Fujimoto Architects (Tokio). Obecnie prowadzi w Warszawie autorską pracownię projektową Pracownia Macieja Siudy. Jego projekty sytuują się na pograniczu różnych dziedzin: architektury, sztuki, a także performansu i manifestu. Dominuje w nich humanistyczna refleksja i społeczna wrażliwość. Jest finalistą w międzynarodowym konkursie ARCHIPRIX MIT Boston, otrzymał wyróżnienie w konkursie BETON oraz był nominowany w konkursie SARP na Dyplom Roku za projekt XYZ Structure, który był prezentowany m.in. w Muzeum Guggenheima w Nowym Jorku.