Dobre liternictwo, prosty przekaz graficzny, oszczędna forma. Język poezji, malarski sznyt i dużo przestrzeni do interpretacji. Czy twórcy Polskiej Szkoły Plakatu odkryli sposób na plakat doskonały? Na czym polegał fenomen Polskiej Szkoły Plakatu i czy dziś ma ona swoich kontynuatorów? A może sztuka protestu to nowe wcielenie tej niezwykłej formacji artystycznej? – odpowiedzi szukamy z prof. Jackiem Joostberensem, wykładowcą w Katedrze Grafiki Uniwersytetu SWPS.
Anegdota mówi, że spotkali się w kawiarni Fraszka. Łódź, ulica Piotrkowska 96 – ten adres znał każdy łódzki artysta. Był bodajże 1945 rok, świat lizał się z wojennych ran. A oni tu, w kawiarni, spowici dymem, przy stoliku prowadzą rozmowę, od której zaczęło się nowe. Eryk Lipiński mówi do Henryka Tomaszewskiego: „Wiesz co, mam fajny pomysł, będziemy robili plakaty filmowe”. Tomaszewski dokumentnie zdziwiony odpowiada: „Jak to będziemy robili plakaty filmowe? My? Prawdziwi artyści? To jest niemożliwe”. A jednak.
W oparach kawiarnianego dymu rodzi się Polska Szkoła Plakatu, która jeszcze nie wie, że jest Polską Szkołą Plakatu. I że wkrótce stanie się fenomenem na skalę światową i że do socjalistycznej Polski będą pielgrzymować adepci sztuki plakatu z całego świata. Bo plakat został podniesiony do rangi sztuki. Ulica stała się galerią, przechodnie – widzami. Jak to możliwe?
Fenomen Polskiej Szkoły Plakatu
To niezwykłe zjawisko artystyczne datuje się zwykle na czas od lat 50. do końca lat 70. ubiegłego wieku. Niektórzy początki Polskiej Szkoły Plakatu lokują w międzywojniu. Jak popularyzator sztuki Władysław Serwatowski, który pisał: „Już w latach 20. XX wieku pojawiła się Polska Szkoła Plakatu. Ten styl historycy sztuki nazywają Stylem 1925 albo Stylem II Republiki”. Inni podkreślają, że polski plakat artystyczny narodził się w 1899 roku. Wtedy Stanisław Wyspiański pokazał światu „Wnętrze” – plakat zapowiadający przedstawienie Maurycego Maeterlincka i towarzyszący mu odczyt Stanisława Przybyszewskiego. Plakat oprócz funkcji czysto informacyjnej posiadał też nadwyżkę symboliczną: przyciągał bogatą metaforyką, oddziaływał na emocje, wywoływał nostalgię. Tak jak najlepsze dzieła twórców Polskiej Szkoły Plakatu.
Stanisław Wyspiański, Wnętrze (1899) | Źródło: www.wyspianski.mnw.art.pl
Słowo „szkoła” sugeruje, że był to jednorodny nurt, w którym artyści o zbliżonym światopoglądzie i podobnej wrażliwości, tworzyli dzieła według ustalonego kanonu. Otóż nie. Plakaciści różnili się stylem, używali odmiennych technik, inaczej podchodzili do pracy. Jan Młodożeniec lubił zamykać grubą czarną kreską barwne, wyraziste plamy. Jego oczkiem w głowie były liternictwo i typografia, a jednym ze znaków rozpoznawczych – dziecięca stylizacja rysunku. Namalował ponad 400 plakatów, w tym wiele filmowych, m.in. „Dawno temu w Ameryce”, „Wielki Gatsby”, „Ojciec chrzestny”, „Gremliny rozrabiają”. Zapytany przez Elżbietę Dzikowską, co różni plakat od obrazu, powiedział: „Plakat wisi na ulicy niczym w galeriach „Płot”, „Mur”, „Metro”. Wiele pięknych obrazów nie byłoby zauważonych na płocie. Plama barwna będzie często lepszym plakatem niż drobiazgowo wyrysowany motyw. Skrót, lapidarność. Nowe formy, nowe pomysły wbrew monotonii i rutynie”.
Jan Młodożeniec | Źródło: www.mutualart.com, www.plakatpolski.pl
Monotonii i rutynie w plakacie przeciwstawiał się też Henryk Tomaszewski, guru kilku pokoleń artystów. W warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych stworzył legendarną pracownię, do której pielgrzymowali młodzi z całego świata. Jego prace są bardzo różnorodne – jest wśród nich malarska „Ditta” (1952), niemal komiksowy „Niepotrzebni mogą odejść” (1947), kolażowy „Obywatel Kane” (1948). Są też plakaty teatralne, w których środki wyrazu są oszczędne, ale efekt na wskroś przeszywający – jak w przypadku „Kordiana” (1980) czy „Love” (1991). Tomaszewski w plakacie cenił dobre liternictwo, prosty przekaz graficzny, oszczędną formę. Lubił bawić się metaforą. Z lubością uciekał w abstrakcję. O plakacie mówił, że „musi być jak dziwka. Wychodzisz na ulicę i widzisz”.
Henryk Tomaszewski | Źródło: www.plakatpolski.pl, www.poster.pl, www.galeriagrafikiiplakatu.pl
Henryk Tomaszewski | Źródło: www.plakatpolski.pl, www.poster.pl, www.galeriagrafikiiplakatu.pl
Co zatem widzieli mieszkańcy polskich miast w czasach PRL? Festiwal różnorodności i ofensywę koloru. W grafice tamtego okresu wrzało, a temperaturę podnosiły takie postacie, jak m.in. Józef Mroszczak, Tadeusz Trepkowski, Roman Cieślewicz, Waldemar Świerzy, Wojciech Fangor, Andrzej Pągowski, Eugeniusz Get-Stankiewicz, Maciej Urbaniec, Jan Sawka, Lech Majewski. „Uroda tamtych lat komuny polegała na tym, że myśmy mieli prawo z pomocą plakatu przyozdobić miasto na czas naszej premiery. Miasto, które było szare i brzydkie. Poza plakatem nie miało żadnych innych atrakcji do zaoferowania przechodniowi – opowiada Krzysztof Zanussi w filmie „Druga strona plakatu” w reżyserii Marcina Latałły. Do filmów Zanussiego plakaty tworzyli Franciszek Starowieyski („Barwy ochronne”, „Życie rodzinne”), Mieczysław Górowski („Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową”), Marek Freudenreich („Spirala”, „Gdzieśkolwiek jest, jeśliś jest”), Jerzy Czerniawski („Constans”).
Henryk Tomaszewski | Źródło: www.plakatpolski.pl
Dialog ze społeczeństwem
Plakaty puszczały do przechodniów oko. Mówiły do nich językiem aluzji i metafor. Zapraszały do gry w odkrywanie znaczeń. Ich funkcja użytkowa ustąpiła pola artyzmowi. – Plakat prowadził dialog ze społeczeństwem. Był dziełem unikatowym, którego celem nie było opowiedzenie o wydarzeniu wprost, lecz przedstawienie jego interpretacji. Odbiorca spotykał się z zagadką, z formą niedopowiedzianą, językiem poezji. Plakat zapraszał go do odczytywania znaczeń, do wejścia świat stworzony przez projektanta – tłumaczy prof. Joostberens.
Graficy nie byli już jedynie rzemieślnikami na usługach firm, jak zawód ten definiował Cassandre, mistrz francuskiej grafiki użytkowej. Byli artystami. „Sukces polskiego plakatu polegał przede wszystkim na jego inności, odmienności. Wiem, że to brzmi troszkę absurdalnie, ale myśmy pracowali w zupełnej swobodzie artystycznej. Mogły powstawać plakaty filmowe, jakie nie istniały w żadnym kraju w Europie. Dla wszystkich było zaskoczeniem, że można plakat filmowy w ten sposób traktować” – mówi Jan Lenica w „Drugiej stronie plakatu”. A sukces niejedno ma imię, o czym przekonał się właśnie Lenica. Pewnego poranka 1964 roku jego plakaty do przedstawienia „Wozzeck” rozlepione na warszawskich ulicach, zaczęły znikać w zastraszającym tempie. Wszyscy myśleli, że to sprawka cenzury, a to złaknieni kolorów warszawiacy zrywali plakaty, by udekorować nimi mieszkania. Dwa lata później plakat Lenicy dostał nagrodę główną pierwszego w Polsce i na świecie Międzynarodowego Biennale Plakatu. I znowu, nie minęły dwa lata, a w Wilanowie otwarto oddział warszawskiego Muzeum Narodowego – Muzeum Plakatu, którego kusztoszką została historyczka sztuki Janina Fijałkowska (na stanowisku do 1990, potem prowadziła samodzielnie Ośrodek Badań nad Plakatem).
A potem nadszedł 1989 rok i wiele się zmieniło.
Jan Lenica | Źródło: www.plakatpolski.pl
Plakat po 1989 roku
„Trzeba zadowolić klienta, ale plakat przecież nie jest zrobiony dla klienta, tylko dla ulicy. Klient jest tylko pośrednikiem, chociaż uważa, że jak płaci, to decyduje. Wyniki widzimy na mieście” – Waldemar Świerzy podsumowuje gorzko lata 90. w „Drugiej stronie plakatu”. Obserwatorzy sztuki podkreślają, że po 1989 roku plakaty zaczęły znikać z polskich ulic. Pozbawione mecenatu państwa musiały mierzyć się z surowymi prawami rynku i reklamy. Przeniosły się do galerii, Muzeum Plakatu w Wilanowie, domów kolekcjonerów. Z rzadka niszowe kino studyjne wypuści serię artystycznych plakatów, których żywot jest efemeryczny i niepewny w czasach bilbordozy i szyldozy. Nie wszyscy jednak kondycję plakatu widzą w tak czarnych barwach. – Plakat ma się całkiem dobrze. Wbrew obiegowej opinii nie jest przeznaczony wyłącznie dla wąskiego grona odbiorców interesującego się sztuką. Spotkać go można nie tylko w galeriach sztuki. Nadal istnieje w przestrzeni publicznej i nadal prowadzi dialog z odbiorcą. W natłoku informacji wizualnych plakat jest nawet bardziej widoczny i łatwiejszy do zapamiętania przez odbiorcę niż afisz zapowiadający wydarzenie – dodaje prof. Joostberens. – Mamy obecnie rzeszę młodych plakacistów, wieku ok. 35 – 40 lat, których można nazwać kontynuatorami Polskiej Szkoły Plakatu. Sebastian Kubica, Monika Starowicz, Stefan Lechwar – to plakaciści, którzy interpretują zjawiska poprzez zwartą, graficzną formę. Ich realizacje powstają głównie na zamówienie instytucji kultury: teatru i opery, rzadziej filmu. Choć istnieje wąskie grono producentów, którzy nie ulegają łatwym przekazom graficznym opartym na schematach ze Stanów Zjednoczonych.
Od lewej: Monika Starowicz, Sebastian Kubica, Stefan Lechwar | Źródło: www.furgaleria.pl, www.sebastiakubica.pl, www.pigasusgallery.de
Trzeba też pamiętać, że plakat plakatowi nierówny. I że często na wyrost nazywamy plakatem na przykład afisz, który jedynie informuje o wydarzeniu. – Często nadużywamy określenia plakat. Łączenie ze sobą kilku elementów graficznych to jeszcze nie plakat. Osobisty przekaz i autorskie liternictwo. Forma, która daje odbiorcy możliwość własnej interpretacji. Przeżycie estetyczne i duchowe, jakie zapewnia. To jest plakat – podkreśla prof. Joostberens.
Sztuka protestu – plakat zbuntowany
Dziś plakat nie tylko otrzymał nowe życie, ale też wiele obowiązków. Bywa nośnikiem społecznego niezadowolenia i niezgody na rzeczywistość. Tak jak plakat „Konstytucja” zaprojektowany przez malarza i grafika Lukę Rayskiego w ramach projektu Demokracji Ilustrowanej. Plakat z dnia na dzień stał się symbolem protestu w obronie wymiaru sprawiedliwości. Trzymali go w ręku protestujący pod Sejmem, zawisł na murach, przystankach, w metrze, nadrukowywano go na koszulkach, udostępniano w mediach społecznościowych. Artysta zamieścił go w internecie na licencji Creative Commons Zero, tym samym pozbywając się praw autorskich do swojej pracy. Każdy, kto chce, może go wydrukować. „W „Konstytucji” nie chodzi tylko o design, ale właśnie o uczestnictwo. Ludzie, którzy zbierają się razem i trzymają plakat – to jest tak naprawdę ta praca” – powiedział Rayski w wywiadzie dla tygodnika „Polityka”.
Luka Rayski | Źródło: www.demokracjailustrowana.pl
Plakat „Konstytucja” wpisuje się więc w sztukę protestu, podobnie jak seria plakatów przygotowana przez Pogotowie Graficzne dla uczestników i uczestniczek Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Znowu, wszystkie ilustracje zostały udostępnione do użytku publicznego – każdy mógł je pobrać, wydrukować i zabrać na Czarny Protest.
Pogotowie Graficzne | Źródło: www.pogotowie.tumblr.com
Plakat stał się częścią ogólnopolskiego performansu i jeszcze raz pokazał, że jest dobrym medium na trudne czasy. – Dla plakatu społecznego czas jest zawsze dobry, bo zawsze są ważne sprawy, o których należy dyskutować. A plakat, dzięki zwartej formie i operowaniu skrótem, doskonale nadaje się, by opowiedzieć o tym, co ważne. Może nawet jest to najlepszy nośnik społecznego protestu, bo nie naraża na przegadanie.
Rozmówca
Jacek
Joostberens
doktor habilitowany sztuk plastycznych, profesor uczelniany na Wydziale Zamiejscowym we Wrocławiu Uniwersytetu SWPS (Katedra Grafiki) oraz na Politechnice Śląskiej na Wydziale Architektury (Katedra Sztuk Pięknych i Projektowych). Zajmuje się: grafiką artystyczną, grafiką projektową, scenografią, wzornictwem, wystawiennictwem, doradztwem. Brał udział w 15 wystawach indywidualnych i w ponad 100 wystawach zbiorowych w Polsce i za granicą. Zdobył wiele nagród i wyróżnień artystycznych, m.in. Nagrodę Główną Prezydenta Miasta Krakowa na Międzynarodowym Triennale Grafiki, 1. Nagrodę na 2. Ogólnopolskim Konkursie Grafiki im. Ludwiga Meidnera oraz Wyróżnienie honorowe na 2. Międzynarodowym Biennale Grafiki Łódź 2018.