Dla większości ludzi bakterie to niewidoczne gołym okiem żyjątka, które należy jak najszybciej zmyć z rąk. Inne podejście do królestwa bakterii reprezentują projektanci. Coraz częściej wykorzystują oni pałeczki, ziarenkowce, przecinkowce i krętki, by stworzyć przedmioty nie tylko unikatowe, lecz także przyjazne środowisku. Bakterie na etacie? Czemu nie. To pracownicy wydajni i kreatywni, choć odrobinę niezdyscyplinowani. Trudno przewidzieć, jaki będzie końcowy efekt ich pracy. O wykorzystaniu bakterii w designie opowiadają projektanci: Hong Yu i Jan Klingler.
Bakterie w branży tekstylnej
Pochodząca z Chin projektantka Hong Yu lubi powtarzać, że zajmuje się rzemiosłem przyszłości. Dla niej powszechne wykorzystanie bakterii w projektowaniu to tylko kwestia czasu. Ale Hong wybiega w przyszłość, żeby zachować przeszłość. W ramach projektu dyplomowego „Design with Life”, zrealizowanego w ESMOD Berlin, opracowała technikę barwienia tkanin przy użyciu bakterii. – W mojej rodzinnej wsi popularnym daniem jest pięciokolorowy ryż. Moja babcia przygotowywała je z okazji świąt. To był cudowny rytuał. Najpierw babcia zbierała rośliny i pozyskiwała z nich barwniki. Potem farbowała nimi ryż. Nie mogłam oderwać wzroku od tych kolorów. I od dłoni babci. Precyzyjnie odmierzała ryż i barwniki. Jak w laboratorium. Patrzyłam na nią i marzyłam, żeby tak samo jak ryż zafarbować swoje ubrania – wspomina Hong. – Babcia zmarła. Z czasem wspomnienia o niej zaczęły blednąć. Chciałam zwizualizować pamięć o babci. Oczywiście kolorami. W projekcie „Design with Life” do farbowania tkanin nie używam jednak barwników roślinnych, lecz wytwarzanych przez bakterie – zaznacza.
Hong stworzyła projekt modułowej kolekcji ubrań, takich, jakie nosiła jej babcia. Proste kroje, oszczędne zdobienia, stonowane kolory. Żadnych modowych ekscesów. Następnie Hong podzieliła ubrania na niewielkie fragmenty. Ta dekonstrukcja symbolizowała proces, jaki zachodził w jej pamięci – wraz z upływem czasu stawała się ona coraz bardziej fragmentaryczna, złożona z luźnych impresji. – Emocjonalnie to był bardzo trudny czas. Zdałam sobie sprawę, jak wiele wspomnień związanych z babcią odeszło w niepamięć. Żałowałam, że nie zdążyłam się z nią pożegnać. To mnie frustrowało i zarazem smuciło. Z czasem zauważyłam jednak, że praca nad projektem przynosi mi ulgę. Dzięki niemu mogłam rozliczyć się ze swoją przeszłością, przepracować bolesne emocje. W końcowym etapie, gdy farbowałam tkaniny, wykorzystując przy tym bakterie, czułam, że w sposób symboliczny ustanowiłam nową relację z babcią.
Zdjęcia: Hong Yu | Projekt Design with Life, Hong Yu
Jak realizacja projektu wyglądała od kuchni? Hong wybrała materiały wyłącznie biodegradowalne, zgodnie z ideą zawartą w książce „Cradle to cradle”. Jej autorzy, Michael Braungart i William McDonough, sugerują, że jedynie odwrót od gospodarki liniowej może uratować świat od katastrofy ekologicznej. Zamiast modelu „od kołyski do grobu”, w którym przedmiot po zużyciu (koniecznie szybkim) trafia na wysypisko śmieci, proponują model „od kołyski do kołyski”. „Cradle to cradle” – esencja gospodarki okrężnej. Nie istnieje w niej pojęcie odpadu, bo każdą rzecz można przetworzyć i na powrót włączyć do obiegu, ewentualnie skompostować. Dla Hong to ideał, do którego powinna dążyć każda branża, nie tylko modowa. Projektantka pocięte laserem skrawki materiału umieściła na szalkach Petriego. W tym momencie przestała mieć stuprocentowy wpływ na swój projekt. Bakterie Serratia marcescens, Micrococcus luteus, Sarcina aurantiaca, które Hong pobrała wcześniej między innymi ze swoich ust i dłoni, pokryły materiał czerwonymi, żółtymi i pomarańczowymi kropkami. Całość wyglądała jak test Rorschacha. – Praca nad projektem była momentami frustrująca. Czekałam kilka dni na efekt, po czym okazywało się, że na materiale nie ma nawet jednej kolorowej kropki. Kolejne dni spędziłam na rozmyślaniach, co zrobiłam źle. Może pożywka dla bakterii była nieodpowiednio przygotowana, a może materiał źle dobrany? Teraz już lepiej rozumiem naukowców, którzy całe życie poświęcają jednemu zagadnieniu, ostatecznie nie dochodząc do żadnych wniosków – śmieje się Hong.
Zdjęcia: Hong Yu | Projekt Design with Life, Hong Yu
Projekt Hong to nie tylko próba ocalenia pamięci. Projektantka eksplorowała możliwości biotechnologii także po to, by stworzyć technikę farbowania tekstyliów, która będzie bardziej przyjazna dla środowiska. Współczesny przemysł farbiarski taki nie jest. Przede wszystkim pochłania gigantyczne ilości wody – rocznie jest to ponad 2 tryliony metrów sześciennych. Zanieczyszczone chemikaliami ścieki nierzadko trafiają do rzek, a stamtąd do mórz. Proces ich oczyszczania nie należy do łatwych. Jedną z przyczyn jest różnorodność stosowanych obecnie barwników – od chwili odkrycia pierwszego barwnika syntetycznego przed 150 latami wprowadzono do produkcji około 10 000 środków barwiących. Trudno znaleźć jedną, uniwersalną i zarazem efektywną metodę usuwania barwników ze ścieków. Nowe technologie, na przykład farbowanie bezwodne, są drogie, przez co tylko nieliczne fabryki decydują się je wdrażać.
Kolejna sprawa to negatywny wpływ barwników syntetycznych na zdrowie – zarówno konsumentów, jak i pracowników zatrudnionych w przemyśle tekstylnym. Szacuje się, że 500 barwników azowych, popularnych w przemyśle włókienniczym, jest produkowanych z rakotwórczych amin aromatycznych. To zaledwie czubek góry lodowej. Branża fast fashion – której istotę działania można podsumować w trzech słowach: szybko, tanio, więcej – ma znacznie więcej przewinień na koncie. Ale i tu pojawiają się zmiany. – Branża tekstylna poszukuje obecnie alternatywnych metod barwienia tkanin nie tylko ze względu na dobro środowiska, lecz także, a może przede wszystkim, ze względów biznesowych. Do produkcji barwników syntetycznych wykorzystuje się ropę naftową, która po pierwsze jest surowcem ograniczonym, a po drugie jej cena zależy od wielu czynników, takich jak geopolityka czy kurs waluty rozliczeniowej – podkreśla Hong.
Zdjęcia: Hong Yu | Projekt Design with Life, Hong Yu
Naturalnie pojawia się pytanie, czy farbowanie tekstyliów przy pomocy mikroorganizmów można stosować na przemysłową skalę. Jak to zrobić, jeśli na efekt należy czekać czasem nawet kilka dni? Jak kontrolować proces barwienia, a tym samym ostateczny rezultat? A może wcale nie trzeba tego robić? Na razie pytań jest więcej niż odpowiedzi. Co ma do powiedzenia na ten temat szwedzki projektant Jan Klingler?
Lampa, która ma znaczenie
Jan Klingler ma dwie pasje: projektowanie użytkowe i mikrobiologię. Chętnie eksperymentuje na pograniczu tych dziedzin. – Kiedy zaczynałem pracę jako projektant przemysłowy, miałem poważny dylemat. Mój zawód polega na projektowaniu kolejnych dóbr i usług, często w sposób niezrównoważony, bez poszanowania środowiska. Nie chciałem stać się częścią tego systemu i zacząłem poszukiwać swojej drogi. Tak trafiłem do laboratorium i zainteresowałem się mikrobiologią – tłumaczy. – W tamtym czasie ciągle redukowałem swój stan posiadania. Nie miałem wyjścia, często się przeprowadzałem – w ciągu 9 lat mieszkałem w 5 krajach. Oprócz niezbędnych rzeczy miałem kilka, które kierowany zdrowym rozsądkiem powinienem wyrzucić. Na przykład płyn po goleniu. Wywoływał u mnie reakcję alergiczną, wystarczyła odrobina, żeby skóra stawała się zaczerwieniona. Mimo to przechowywałem go przez lata. Dlaczego? Bo był jedyną rzeczą, jaka została mi po dziadku. Zapach płynu po goleniu przypominał mi szczęśliwe chwile, które z nim spędziłem. To doświadczenie pozwoliło mi określić się jako projektant. Wiedziałem już, że chcę w zrównoważony sposób tworzyć proste przedmioty na lata. Takie, z którymi użytkownicy będą czuć autentyczną więź.
Jan Klingler | Zdjęcie: Piotr Skrzycki
Taka jest lampa, którą zaprojektował Klingler: prosta, na lata, przyjazna środowisku. Jej głównym elementem są kultury bakterii wyhodowane na dysku żywicy. Kolor lampy w dużej mierze zależy od rodzaju bakterii i pożywki, na której one rosną. Do dysku z żywicy przytwierdzone są żarówki LED. Emitują one światło, które przebija się przez kolorową powierzchnię lampy i jednocześnie stymuluje namnażanie się bakterii. Światło staje się więc kluczowym elementem w procesie projektowym. Ciekawy gadżet? Niezupełnie. Z założenia bakterie są pobierane z miejsc szczególnie ważnych. Prywatna lampa projektanta powstała na bazie bakterii zebranych z kolumny na stacji metra w Östermalmstorg, w Sztokholmie. Tu po raz pierwszy spotkał swojego chłopaka. Lampa przypomina mu początek ich relacji. – Bakterie można pobrać z miejsca, które było scenerią ważnego wydarzenia. Albo rodzinnego domu. Mieszkamy już daleko, ale jego cząstka jest z nami – zaznacza Klingler. – Organizm ludzki zawiera 10 razy więcej bakterii niż własnych komórek. Jednocześnie każdy człowiek zostawia unikatowy mikrobiologiczny ślad.
Lampa, której podstawowym budulcem są bakterie. Projekt Jana Klinglera | Zdjęcie: Piotr Skrzycki
Klingler wykorzystuje bakterie w procesie projektowym po to, by maksymalnie spersonalizować przedmioty. Jego lampy są nie tylko źródłem światła, lecz przede wszystkim nośnikiem pamięci. Dzięki temu między użytkownikiem a przedmiotem powstaje szczególna więź. Zdaniem projektanta jedyny sposób, by uchronić nas przed marnotrawstwem, to projektować rzeczy, które oprócz wartości użytkowej mają też wartość symboliczną. Bo czy łatwo pozbyć się lampy zawierającej mikrobiologiczny ślad ukochanej osoby?
Klingler ma jeszcze jeden cel. – Chciałbym zmienić sposób postrzegania bakterii. Dla wielu są głównie nośnikiem choroby, a tylko dla nielicznych nośnikiem znaczenia. Poprzez swój projekt chcę odwrócić te proporcje. Boimy się bakterii, bo ich nie widzimy gołym okiem. Czasem dostajemy na papierze informację, że jakiś szczep bakterii zaatakował nasze zdrowie, i że trzeba z nimi walczyć. Na co dzień stosujemy duże ilości środków bakteriobójczych, by to „zło” usunąć. Liczę, że mój projekt uzmysłowi, jak ważne i piękne są mikroorganizmy, które żyją w nas i w naszym otoczeniu.
Hodowla bakterii Candida crusei i Candida glabrata pobranych z kolumny na stacji metra, gdzie projektant poznał swojego partnera | Zdjęcie: Sandy Haggart
Bakterie w procesie projektowym – to ciekawostka, o której miło czyta się przy kawie, czy szansa na realną zmianę w sposobie wytwarzania produktów? Projekty Hong Yu i Jana Klinglera zapewne nie sprawią, że zniknie szybka moda i produkty o żenująco krótkiej żywotności. Nie obudzimy się jutro w świecie, w którym większość rzeczy jest wykonana z materiałów biodegradowalnych. Na spotkaniach z wyborcami politycy raczej nie będą rozprawiać o pożytkach z gospodarki okrężnej. Niewykluczone, że w ciągu najbliższej minuty na wysypisko śmieci trafi 60 ciężarówek pełnych ubrań, a milion osób kupi wodę w plastikowych butelkach. Nie zmienia to faktu, że projekty lamp i ubrań, w których tworzenie designerzy „zaangażowali” bakterie, przywracają nadzieję, że nie wszystko stracone. Możemy jeszcze spróbować otoczyć się przedmiotami, które mają znaczenie i które nam służą, a nie na odwrót.
Autorka
Ewa
Pluta
Autorka tekstów, współpracuje m.in. z Newsweek Slow, Newsweek Zdrowie i Uniwersytetem SWPS. Najczęściej (i najchętniej) pisze o rzemiośle, designie, alternatywnych stylach życia i modelach konsumpcji, społecznych utopiach. Absolwentka kulturoznawstwa i Polskiej Szkoły Reportażu. Pomysłodawczyni projektu Granica – reporterskiego spaceru wzdłuż wschodniej granicy Polski.
Projektanci
Hong
Yu
Projektantka mody, obecnie konsultantka w zakresie zrównoważonego projektowania w Ong Studio (USA). Absolwentka ESMOD Berlin na kierunku zrównoważona moda. Jej zainteresowania naukowe obejmują m.in. funkcjonowanie ekonomii cyrkularnej i wykorzystanie biomateriałów w projektowaniu. www.hong-yu.co
Jan
Klingler
Projektant przemysłowy, obecnie pracuje jako freelancer. Absolwent Konstfack University w Sztokholmie. Jego prace były wystawiane m.in. w Kolonii (Light and Building IMM Cologne), Sztokholmie (Stockholm Furniture Fair), Mediolanie (Stockholm Furniture Fair), Malmö (Form/Design Center). Laureat nagród: SSES Validator Grant 2018, Ung Svensk Form Award 2019. Jak podkreśla, inspiracji do swoich prac szuka w najmniej oczywistych miejscach. www.janklingler.com