Kiedyś babcie i mamy robiły swetry na drutach i przenosiły wykroje z „Burdy” na papier, szewcy naprawiali buty, garncarze toczyli miski, wazony i talerze. Dziś roboty na podstawie algorytmu dziergają z drutu miedzianego skomplikowane struktury, a drukarki 3D drukują meble z recyclingowanych materiałów. Choć zmieniają się czasy, jedno pozostaje stałe – u podstaw rzemiosła zawsze jest człowiek.
O technologicznym rzemiośle i przeobrażeniach pracy ręcznej rozmawiamy z antropolożką dr Ewą Klekot.
Ewa Pluta: Lubi pani rzemiosło?
dr Ewa Klekot: Ono interesuje mnie jako badaczkę. Rzemiosło umożliwia badanie wiedzy ciała, określanej greckim terminem mētis. Rzemieślnik tworzy ciałem. Wykorzystuje cały potencjał swoich ruchów i zmysły, wchodzi w relacje z materiałami, narzędziami i urządzeniami, by osiągnąć pożądany rezultat. Oczywiście mētis można badać w różnych obszarach, w tańcu czy sporcie też, ale rzemiosło jest dla mnie naturalnym wyborem. Ono jest o wytwarzaniu rzeczy, a to bliska mi sfera życia.
Ewa Pluta: O czym jeszcze jest rzemiosło?
dr Ewa Klekot: Nie ma rzemiosła bez technologii. Koszykarz, który plecie koszyki z wikliny, ma swoją technologię. Garncarz, który lepi garnki z gliny, też. Człowiek, który łupał krzemień, miał swoją technologię, zresztą bardzo skomplikowaną, wymagającą rzeźbiarskiego myślenia przestrzennego, dziś zarezerwowanego dla wąskiej grupy osób. Nie inaczej jest z projektantem-rzemieślnikiem, gdy uczy ramię robotyczne dziergać z drutu miedzianego – musi mieć swoją technologię. Czyli wiedzę, którą można wyabstrahować z ciała. Ta wiedza pochodzi z doświadczenia materii, ale w przeciwieństwie do mētis, można ją wyabstrahować. Kiedyś miewała postać zdroworozsądkowych reguł, które mistrz przekazywał czeladnikom. Teraz częściej przyjmuje ona postać matematycznych reguł.
Ewa Pluta: Czyli przeciwstawianie technologii i rzemiosła, co czasem się robi, jest bezzasadne? Potocznie technologia była, a może nadal jest, kojarzona z produkcją fabryczną, zaś rzemiosło z zacisznym warsztatem, w którym powstają niepowtarzalne wyroby.
dr Ewa Klekot: Przeciwstawienie rzemiosła i technologii to sztuczny konstrukt, którego nie da się obronić. Technologia jest częścią rzemiosła. Ale rzemieślniczy sposób wytwarzania różni się od fabrycznego. Fabryka i warsztat to różne światy. Podstawą rozróżnienia nie jest jednak obecność technologii lub jej brak. Nie chodzi o to, że w fabryce są maszyny, a w warsztacie nie. Maszyny są wszędzie. I tu, i tu potrzebna jest wiedza ciała. Różnica polega na tym, że rzemieślnik od początku do końca kontroluje proces produkcji, choć niekoniecznie wszystko musi robić sam, a robotnik w fabryce ma do czynienia jedynie z wycinkiem większej całości. To sprawia, że inaczej funkcjonuje się w warsztacie, a inaczej w fabryce.
Zobacz wideo: Przyszłość? Cyrkularne produkty cyfrowe! – Monika Sznel
Ewa Pluta: To funkcjonujące w potocznym języku przeciwstawienie rzemiosła i technologii musi mieć jakieś korzenie.
dr Ewa Klekot: Kartezjańskie. Na rzeczywistość nadal wpływa dychotomia kartezjańska, która oddziela ciało od umysłu, choć w nauce i filozofii już kilkadziesiąt lat temu zaczęto kwestionować ten dualistyczny sposób myślenia. Teraz widać przeciwną tendencję – zamiast dzielić człowieka na ciało i umysł, a świat na naturę i kulturę włączamy do myślenia i projektowania także formy życia dotąd nieobjęte refleksją humanistyczną, jak chwasty czy szkodniki.
Jeśli odrzucimy tę dychotomię, to być może okaże się, że wszystko, co robimy, można by potraktować jak rzemiosło. Chodzi mi o „rzemieślniczy” stosunek do świata: metis oznacza uważność, cierpliwość, ale także błyskawiczne reagowanie na zmianę i sprytne radzenie sobie w nieoczekiwanych okolicznościach. Rzemieślnicza wiedza ciała daje poczucie sprawczości, ale jest też znajomością ograniczeń – czyli dokładnie tym, od czego alienuje nas kapitalistyczna kultura masowa.
Ewa Pluta: Bardziej prozaicznie: co piąty Polak obawia się, że jego miejsce pracy zniknie w związku z rozwojem technologii, w tym sztucznej inteligencji – tak wynika z raportu Deloitte „Voice of the Workforce in Europe”. Wydaje się, że to już było. W XIX wieku szybka industrializacja budziła lęk o przyszłość, także rzemieślników.
Strach przed nowymi technologiami jest treścią kulturową nowoczesności. Kiedyś straszyła maszyna parowa, a dziś sztuczna inteligencja. Proszę jednak zauważyć, że ten strach sieją głównie ci, którzy bezpośrednio nie pracują z nowymi technologiami, jak intelektualiści czy dziennikarze. Pracownicy fabryk, projektanci, rzemieślnicy poznają je, uczą się obsługiwać. Nie twierdzę, że oni nie boją się przyszłości, w której coraz większą rolę będą odgrywać roboty, ale będąc w środku, mają na tę sprawę inne spojrzenie niż ludzie z zewnątrz.
Dwieście lat temu nie tylko chodziło o lęk przed maszynami, lecz o drastyczne zmiany warunków życia spowodowane przez szybką industrializację. W Wielkiej Brytanii ze wsi, gdzie właściciele ziemscy przechodzili na kapitalistyczną gospodarkę opartą na wielkoobszarowej hodowli owiec, do miast ruszyły rzesze wyzutych z ziemi ludzi. To oni stworzyli klasę robotniczą domagającą się swoich praw. Ale to potem. Na początku pracowali w nieludzkich warunkach, przez siedem dni w tygodniu po 16 godzin. Pracowały nawet kilkuletnie dzieci; maszyny ucinały ręce i nogi. Nic dziwnego, że były postrzegane jako zagrożenie – ale to fabryki dawały tym ludziom możliwość zarobienia na utrzymanie, której na wsi już nie mieli.
Nie ma rzemiosła bez technologii. Koszykarz, który plecie koszyki z wikliny, ma swoją technologię. Garncarz, który lepi garnki z gliny, też. Nie inaczej jest z projektantem-rzemieślnikiem, gdy uczy ramię robotyczne dziergać z drutu miedzianego – musi mieć swoją technologię. Czyli wiedzę, którą można wyabstrahować z ciała.
Ewa Pluta: Rzemieślnicy też mieli powody do obaw.
dr Ewa Klekot: Owszem, bali się konkurencji. I dlatego w pierwszej fazie rewolucji przemysłowej niszczyli maszyny, głównie cudze. Jednak obawy, które przełożyły się na aktualną do dziś dychotomię rzemiosła i technologii, wyartykułował w drugiej połowie XIX wieku nie żaden rzemieślnik, czy robotnik, ale zamożny członek klasy średniej, pisarz i intelektualista John Ruskin. Ruskin radykalnie buntował się przeciwko technologii, którą utożsamiał z XIX-wiecznymi fabrykami i ich sposobami eksploatacji robotników. Metaforycznie przeciwstawiał sobie rękę i maszynę. Ręka zostawia na wyrobie ślad człowieczeństwa, a maszyna – wręcz przeciwnie – odczłowiecza go.
Do myśli Ruskina nawiązywali założyciele angielskiego ruchu Arts and Crafts (ruch powstał w 1888 roku – przyp. red.). Oni też przeciwstawiali się mechanicznej produkcji i deklarowali powrót do sztuki użytkowej wykonywanej ręcznie. Uważali, że można tworzyć rzeczy użyteczne o wysokich walorach estetycznych. Należeli do tej części klasy średniej, która proponowała „edukację społeczeństwa przez smak”. Jedną z głównych postaci ruchu Arts and Crafts był William Morris, założyciel i właściciel dobrze prosperującej firmy, w której wywarzano przedmioty codziennego użytku. Morris uważał, że problemem nie jest fakt posiadania maszyn, z których chętnie korzystał w swoim przedsiębiorstwie, ale wyzysk robotników. Dlatego wbrew powszechnym praktykom epoki dbał, by mieli dobre warunki pracy i poczucie sprawstwa. To się udało, ale już edukacja społeczeństwa przez smak – nie do końca. Ponieważ Morris godziwie opłacał swoich robotników, jego piękne wyroby były drogie, więc tylko najbogatsi mogli sobie na nie pozwolić .
Arts and Crafts, Ruskin, Morris, „szatańskie fabryki” Williama Blake’a, a także opozycja ręki i maszyny – to wszystko reakcja społeczna na radykalne zmiany, jakie zaszły w XIX wieku.
Ewa Pluta: Teraz też można zaobserwować powrót do rzemiosła. Ale co ciekawe, rzemieślnicy czerpią z tradycji, jednocześnie poszerzają swoje pole działania dzięki wykorzystaniu na przykład robotów. Wspomniała pani o robotycznym ramieniu, które dzierga z drutu miedzianego.
dr Ewa Klekot: „Sknocone” to projekt dyplomowy Magdaleny Mojsiejuk i Pawła Lasoty, którego byłam promotorką razem z Oskarem Ziętą oraz Maciejem Siudą. Zaprogramowali robota Kuka, żeby z drutu miedzianego wyplatał struktury przypominające dzianinę. Czyli ramię robotyczne wykonywało określone ruchy na podstawie napisanego wcześniej algorytmu. Ale najpierw sami autorzy projektu musieli opanować wytwarzanie dzianiny: na drutach, na jednym drucie, na maszynie dziewiarskiej. Obserwowali swoje ciała, każdy ruch. W ten sposób zdobywali wspomnianą na początku mētis, wiedzę ciała. Bez niej nie byliby w stanie nauczyć robota czegokolwiek. To ludzka ręka jest pierwsza. Robot powtarza jej ruch. Człowiek musi więc najpierw opanować rzemiosło, by potem nauczyć go robota, nie na odwrót.
Ewa Pluta: Co będzie dalej z rzemiosłem w Polsce? Jak ono się będzie zmieniać?
dr Ewa Klekot: Jestem antropolożką, nie wróżką, więc przewidywanie przyszłości mogę uprawiać raczej po amatorsku. Wolę rozmawiać o teraźniejszości.
Możemy pokusić się o wnioski na podstawie obserwacji rozwoju rzemiosła w zamożnych społeczeństwach Zachodu. Tam jego ranga w XX wieku bardzo wzrosła, teraz jest ono wysoko wartościowane. Ludzie chcą nie tylko kupować rzemieślnicze wyroby, ale też je wytwarzać. Zawody rzemieślnicze są dla wielu atrakcyjne, bo z jednej strony dają poczucie sprawczości, a z drugiej fizyczny kontakt z materialną rzeczywistością. Niewykluczone, że w Polsce będzie podobnie, zresztą moda na rzemiosło już u nas istnieje. Nie wiemy jednak, czy w międzyczasie nie skończy się nasz świat.
Ewa Pluta: Załóżmy, że jakimś cudem świat przetrwa naszą obecność.
dr Ewa Klekot: Prawdopodobnie rękodzieło będzie coraz bardziej doceniane, ale pamiętajmy, że zachodni boom na rzemiosło zaistniał w innych warunkach makroekonomicznych. Teraz jako większość biedniejemy, bogaci się tylko mniejszość, pauperyzuje klasa średnia. Nie wiemy, czy te globalne zjawiska nie spowodują, że wzrost popularności wyrobów rzemieślniczych w Polsce nie wyhamuje. Przyzwyczailiśmy się do popularnej w nowoczesności myśli, że postęp jest liniowy i wszyscy zmierzamy do jednego celu. Nie, nie zmierzamy. Ewolucja jest przystosowaniem, a nie postępem. Skutki niektórych zmian wprowadzanych w imię postępu mogą nas wkrótce zabić, bo nie damy rady się do nich przystosować. Chociaż, z drugiej strony, w postapokaliptycznej rzeczywistości „rzemieślniczy” stosunek do świata może być bardzo przydatny…
dr Ewa
Klekot
antropolożka kultury, tłumaczka, kuratorka, doktor nauk o sztuce. Interesuje się interdyscyplinarnym łączeniem humanistyki i nauk społecznych z projektowaniem i działaniami artystycznymi. Kierowała interdyscyplinarnym projektem badawczym „Ludzie z fabryki porcelany” (0264/NPRH4/H2b/83/2016), a ostatnio wspólnie z ceramiczką Olgą Milczyńską zrealizowała wystawę Robić/Rzeczy na Łódź Design Festival 2019. Aktualny obszar badań to antropologia wytwarzania: umiejętności, wiedza ciała, materiały i procesy; tradycje wytwarzania a dziedzictwo niematerialne.