Wydawało się, że rzemiosło w Polsce jest w zapaści. Wielu kojarzyło się z cepeliowskimi wyrobami oferowanymi przez kolorowe jarmarki w turystycznych miejscowościach. Wtem pojawiło się nowe – nowe rzemiosło. Współcześni rzemieślnicy i rzemieślniczki sięgają do tradycji, ale nie boją się eksperymentów z formą i materiałem. Jedyne co się nie zmienia od lat, to pytanie, czy z rzemiosła da się w ogóle żyć.
Nowe rzemiosło i realia pracy rzemieślników i rzemieślniczek przybliża Olga Milczyńska, ceramiczka, wykładowczyni School of Form, współzałożycielka Stowarzyszenia Nów. Nowe Rzemiosło.
Ewa Pluta: Tworzysz ceramikę, projektujesz przedmioty codziennego użytku. Jesteś rzemieślniczką. Czyli kim?
Olga Milczyńska: Dla mnie rzemiosło to przede wszystkim długotrwała praca z materiałem. Prowadzę z nim dialog: dotykam dłońmi, obrabiam, przerabiam. To praca, w której powtarzalność czynności i cierpliwość są bardzo ważne. Wiem, skąd pochodzi materiał, ile trwa każdy etap pracy. Mam kontrolę nad całym procesem produkcji, do czego oczywiście dochodzi się metodą prób i błędów. Trudno jest zostać rzemieślnikiem w kilka miesięcy.
Rzemiosło to też eksperymenty, na przykład z formą. Praca twórcza i koncepcyjna, szczególnie w opracowywaniu nowych wzorów.
Ewa Pluta: Często ludzie wykonujący artystyczne zawody najpierw słyszą, że świetnie, bardzo fajnie, tylko tak dalej. Ale potem pada fundamentalne i zarazem podszyte niewiarą pytanie: „Czy da się z tego żyć?”. Też je słyszysz?
Olga Milczyńska: Często słyszę: „Dobra, robisz ceramikę, ale czym tak naprawdę się zajmujesz?”. Albo: „Kiedy prowadzisz warsztaty z dziećmi?”. Bo przecież tylko z warsztatów można się utrzymać. Życie ze sprzedaży swoich prac nie jest łatwe, szczególnie w kraju, w którym prawie nikt nie wierzy, że można z tego żyć, i z pewnością nie polega to tylko na tym, że „tak sobie siedzę i lepię”. Wiele osób kręci nosem, że nasze produkty są drogie. Ja myślę, że ich cena jest adekwatna do ilości pracy, jaką trzeba wykonać.
Ewa Pluta: Zwykle myśli się, że rzemiosło to wyłącznie praca w warsztacie.
Olga Milczyńska: Jeśli jedną trzecią czasu mogę poświęcić na pracę w warsztacie, to jestem szczęśliwa. Resztę zajmuje mi prowadzenie firmy, networking, sesje zdjęciowe, zamawianie towaru, obsługa sklepu internetowego. W tej pracy jest także sezonowość. Przed świętami dzieje się dużo, ale styczeń jest już luźniejszy.
Zajmowanie się rzemiosłem daje dużo satysfakcji. Wiem, że ta miska wyszła spod moich rąk. Po całym dniu pracy jestem zmęczona, ale to przyjemne zmęczenie. Mimo że dużo pracuję, mam sporo wolności – to też dla mnie bardzo cenne. Zwykle przychodzę do pracowni około 10.00 i wychodzę o 19.00–20.00. W międzyczasie mogę jednak pójść na spacer, ugotować obiad czy załatwić sprawę w urzędzie. Poza tym lubię swoją pracownię. Stąd jest piękny widok. W lecie wyciągamy stół na zewnątrz, jemy obiad i patrzymy na Wisłę.
Zdjęcia: Karolina Lewandowska
Zobacz wideo: Dizajn dla przyszłości, która już nadeszła
Ewa Pluta: Wy jecie obiad z widokiem na Wisłę, a Polki i Polacy przykuci do biurek patrzą na wolno przesuwające się wskazówki zegara. Jak tak można?! Ale na poważnie: czym stresuje się rzemieślnik?
Olga Milczyńska: W zawodzie rzemieślnika nie brakuje stresujących momentów, ale na pewno jest ich mniej niż w innych branżach. Poza tym praca z materiałem uczy cierpliwości.
Kiedyś pracowałam dla garncarza. Miał bardzo duży piec i musiał sporo się napracować, żeby wypełnić go swoimi pracami. Piec był opalany drewnem, a to znaczy, że ciepło nie rozchodziło się w nim równomiernie. W takich warunkach trudno jest mieć kontrolę nad wypałem. I ten garncarz otworzył piec i zobaczył, że wszystkie naczynia są brązowe, brązowe w bardzo brzydki sposób. Całą pracę ostatnich dwóch miesięcy zakopał w ogrodzie bez słowa skargi. Wtedy pomyślałam, że jest szalony, ale teraz rozumiem, że nie chciał się podpisać pod pracą, której nie akceptuje.
W takich momentach odechciewa się rzemiosła. Ale przychodzi też refleksja, że z materiałem tworzy się relację. Jak to w relacji, nie można mieć pełnej kontroli nad drugą stroną. Materiał też ma coś do powiedzenia. To wielka szkoła cierpliwości. Dziś jest jej coraz mniej. Ludziom brakuje cierpliwości do przedmiotów, do pracy. Widzę to u studentów, którzy narzekają, że nie udał im się wypał. Pytam, który raz próbują, a oni mówią, że pierwszy. Za pierwszym raz ma się udać? Chyba przez przypadek.
Ewa Pluta: Ciężko pracujesz jako rzemieślniczka, a potem spacerujesz po mieście i widzisz szyldy: „rzemieślnicze lody”, „rzemieślnicze hamburgery”, „rzemieślnicze piwo”. Nie irytuje cię nadużywanie czy wręcz banalizowanie słowa „rzemieślniczy”?
Olga Milczyńska: Najpierw się denerwowałam, bo co to znaczy „rzemieślnicze lody”? Potem pomyślałam, że skoro teraz ludzie chwalą się, że piją rzemieślnicze piwo, to może za jakiś czas kupią też kubek od rzemieślnika.
Chociaż widzę, że coraz więcej ludzi rozumie, czym jest rękodzieło. Staramy się tłumaczyć, czym jest oryginalność, jakość wykonania i dlaczego warto zapłacić więcej za ręczną pracę.
Zdjęcia: Karolina Lewandowska
Zajmowanie się rzemiosłem daje dużo satysfakcji. Wiem, że ta miska wyszła spod moich rąk. Po całym dniu pracy jestem zmęczona, ale to przyjemne zmęczenie. Cenię sobie też to, że mimo że dużo pracuję, mam sporo wolności.
Ewa Pluta: Mówisz „my”, czyli pewnie masz na myśli „Nów. Nowe Rzemiosło”, stowarzyszenie skupiające współczesnych rzemieślników, które powstało z twojej inicjatywy. Dlaczego postanowiliście się stowarzyszyć?
Olga Milczyńska: Pewnie wiele osób pamięta, że kilka lat temu na ulicy Podskarbińskiej, na warszawskiej Pradze, w pofabrycznych budynkach działała nieformalna kooperatywa rzemieślników. Stolarze, ceramicy, introligatorzy, artyści. Mieliśmy swoją przestrzeń. Ale pewnego dnia budynek zajął deweloper i my nie mogliśmy z tym nic zrobić. Nie byliśmy podmiotem prawnym, miasto nie miało z kim rozmawiać. Wtedy pojawiła się myśl, że gdybyśmy sformalizowali nasze istnienie na Podskarbińskiej, sprawy mogłyby przybrać inny obrót.
Drugim impulsem do założenia stowarzyszenia rzemieślników było spotkanie BiznesUp! podczas Łódź Design Festival. Byłam tam reprezentantką dwuosobowego studia zajmującego się ceramiką. Wokół mnie przedstawiciele dużych firm z ponad stuletnią tradycją. Zrozumiałam wtedy, że oni mają zupełnie inne problemy niż ja. I że chcę spotkać ludzi, którzy mają problemy podobne do moich. Skontaktowałam się z Małgorzatą Herman z Projektu Pracownie i wspólnie zaprosiłyśmy do współpracy kilkunastu rzemieślników.
Ewa Pluta: Kim są „nowi rzemieślnicy”?
Olga Milczyńska: W Nowiu są wyłącznie rzemieślniczki i rzemieślnicy, którzy tworzą własne, oryginalne produkty. Jedni są związani z projektowaniem, drudzy bardziej ze sztuką, inni działają na pograniczu dziedzin. Wielu wytwarza czysto funkcjonalne rzeczy, ale zostawia na nich swój ślad. Od razu widać, że ten nóż jest od Piotra, bo tylko on stosuje takie wykończenie i takiego drewna używa. Za każdym przedmiotem stoi twórca.
Ewa Pluta: Nów promuje nowe rzemiosło. Czym ono odróżnia się od starego?
Olga Milczyńska:
Na przykład pozwalamy sobie na eksperymenty: z materiałem, formą, procesem. Albo nie trzymamy się reguł rzemieślniczych. Miskę powinno się toczyć z wysuszonego drewna. W studiu Giewont Maciej Gąsienica robi inaczej: przedmioty toczy z mokrego drewna, ono potem schnie, wtedy zmienia kształt, czasem pojawiają się delikatne pęknięcia. Powstaje naczynie, które nie jest idealne i symetryczne, ale klienci nie zawsze szukają doskonałych przedmiotów. Widzę to w swojej pracowni – czasem kupujący wybierają nieregularne kubki, z rysami, odciskami. Może dlatego, że widać, że one nie są z fabryki, jest na nich ślad ręki.
Rzemiosło to jedna z nielicznych dziedzin, w której istnieje wolność eksperymentowania. W designie jest już inaczej: musi być optymalnie, ekonomicznie, najlepiej we współpracy z biznesem. Rzemieślnik nie musi robić dużych projektów dla korporacji. Może we własnej pracowni prototypować na niewielką skalę. W rzemiośle jest nie tylko wolność, ale też dobra jakość.
Zdjęcia: Irina Grishina
Ewa Pluta: A wydawało się, że rzemiosło jest w zapaści. Jeszcze do niedawna kojarzyło się z Centralą Przemysłu Ludowego, czyli Cepelią. A więc nie najlepiej.
Olga Milczyńska:
To o wiele bardziej skomplikowana sytuacja. Kiedyś w Polsce było wielu rzemieślników, ale oni pracowali głównie na zamówienie i nie musieli dostosowywać się do rynku. Produkowali dla ludzi z Warszawy i na wzór przysłany z Warszawy. A ten wzór był często kopią starego wzoru z muzeum…
W 2015 roku pojechaliśmy z projektantami i studentami do Medyni Głogowskiej, wsi w Podkarpackiem. W latach 70. XX wieku znajdowało się tam 120 zakładów garncarskich. Potężny ośrodek garncarstwa. Chcieliśmy dowiedzieć się więcej o tradycjach garncarskich u źródła, ale źródło praktycznie wyschło. We wsi zostało trzech garncarzy, którzy jeszcze pamiętali, jak się tworzy lokalną specjalność, czyli siwaki – naczynia z gliny, w szarym kolorze. Podczas wspólnej pracy okazało się, że miejscowe kobiety po raz pierwszy od czasów powojennych zaczęły gotować w siwakach. W czasach Cepelii wszystko było wysyłane na sprzedaż.
W pewnym sensie rękodziełem w czasach PRL zajmowali się niemal wszyscy. Niektórzy tak dorabiali, inni zaspokajali swoje potrzeby, bo gospodarka była niewydolna: „Nie masz swetra? To zrób na drutach”. Rzemiosło zaczęto kojarzyć z czymś, co robi się w wolnej chwili, po godzinach, w związku z czym nie przypisywano mu wielkiej wartości. A potem, w latach 90. mogliśmy zacząć kupować rzeczy: ładne, nowe i plastikowe. Ciągłość rzemiosła została zerwana.
Ewa Pluta: Powiedz na koniec, jakiej przyszłości życzysz rzemiosłu?
Olga Milczyńska: Mam nadzieję, że pracownie rzemieślnicze staną się widoczne w miastach i nie będą zmuszone wyjść poza ich obręb. Tak, chciałabym, żeby rzemiosło było integralną częścią miejskiego krajobrazu.
Ewa Pluta: Martwisz się czasem o nie?
Olga Milczyńska: Rzemiosło jest najstarszą dziedziną ludzkiej pracy. Cały czas się zmienia, dostosowując do nowych warunków. Nie boję się o nie. Rzemiosło zawsze sobie poradzi.
Olga
Milczyńska
ceramiczka, artystka, rzemieślniczka. Wykładała ceramikę w School of Form Uniwersytetu SWPS. Ukończyła między innymi studia na wydziale ceramiki w The Royal Danish Academy of Fine Arts, a także Uniwersytet Artystyczny w Poznaniu. Wiedzę praktyczną zdobyła, pracując w pracowniach ceramicznych w Wielkiej Brytanii, Francji, Danii i Korei Południowej. Zaangażowana we wspieranie ginącego rzemiosła artystycznego, jakim jest garncarstwo wiejskie w Polsce, zrealizowała projekty wspólnie z Ośrodkiem Garncarskim w Medyni Głogowskiej. Współzałożycielka Stowarzyszenia Nów. Nowe Rzemiosło. Jako artystka brała udział w wielu międzynarodowych i krajowych wystawach. Uczestniczka Ceramic Biennale w Indonezji w 2019 roku. Obecnie pracuje nad dużą wystawą rzemiosła dla Państwowego Muzeum Etnograficznego.
Fot. Irina Grishina