Media
Polityka, czyli zarządzanie spektaklem
Historia rodem z amerykańskiego filmu1. W Stanach Zjednoczonych zbliżają się wybory prezydenckie. Do sztabu wyborczego starającego się o reelekcję prezydenta dociera informacja, że lada chwila do mediów trafi materiał, ujawniający aferę seksualną z udziałem głowy państwa. Aby przeciwdziałać katastrofalnym skutkom, jakie pociągnie za sobą upublicznienie takiego newsa, prezydent każe swoim ludziom ściągnąć Conrada Breana, człowieka do zadań specjalnych. Brean z miejsca przystępuje do działania, nawet nie zaprzątając sobie głowy tym, czy to prawda czy jedynie fake news. Dr Mateusz Skrzeczkowski z Uniwersytetu SWPS wyjaśni, na czym polega kreowanie spektaklu w mediach i kulturze masowej.
Spektakl czas zacząć
Brean wie, że materiał przedostanie się do prasy. Obrana przez niego strategia polega na niedopuszczeniu, by ujawniona seksafera była wysoko pozycjonowana w serwisach informacyjnych. A co może przyćmić oskarżenie prezydenta o molestowanie nieletniej w Stanach Zjednoczonych, w których skandale obyczajowe zrujnowały niejedną karierę polityczną? Chyba jedynie wypowiedzenie wojny terrorystom. Niestety, aktualna sytuacja geopolityczna nie daje najmniejszego pretekstu do podjęcia jakichkolwiek działań zbrojnych. Brean wpada na pomysł, by upozorować zagrożenie i stworzyć spektakl, ukazujący działania, które będą na to zagrożenie bezkompromisową odpowiedzią.
O wsparcie w działaniach prosi hollywoodzkiego producenta Stanleya Motssa. Ten nie bardzo rozumie, czemu jako człowiek zajmujący się rozrywką zostaje wciągnięty w tę sprawę. Brean odpowiada mu: „Naga dziewczynka poparzona przez napalm. V jak Victoria. Pięciu żołnierzy wciągających flagę na Górze Suribachi. Zdjęcie pamiętamy przez pięćdziesiąt lat, a o wojnie zapominamy. Wojna w Zatoce. Inteligentna bomba wpadająca przez komin. Dwa i pół tysiąca misji dziennie, przez 100 dni, ale wystarczy jedno zdjęcie z bombą i ludzie wierzą w wojnę. Wojna to rozrywka, dlatego przyszliśmy do pana”. Motss łapie i niezwłocznie uruchamia machinę produkcyjną, która swoim zasięgiem obejmuje nie tylko stworzenie opowieści o konflikcie zbrojnym, ale również jej wizualne reprezentacje, patriotyczną piosenkę czy okolicznościowe gadżety.
W studiu filmowym nakręconych zostaje kilka ujęć, które pokazują zgwałconą dziewczynę uciekającą z białym kotkiem na rękach z zaatakowanej przez terrorystów wioski. Następnie udostępnione są mediom i natychmiast jako news dnia zawłaszczają niemal cały czas antenowy wszystkich serwisów informacyjnych. Plan Conrada Breana okazuje się być nad wyraz skuteczny.
fragment filmu Fakty i akty, źródło: www.flimweb.pl
U źródeł hiperrzeczywistości
Jeżeli obraz, będący reprezentacją rzeczywistości, ma w sobie potencjał stania się ikoną przesłaniającą rzeczywistość, to i sprefabrykowana ikona, niemająca swego źródła w autentycznym świecie, z tej właściwości obrazu korzysta. Jean Baudrillard sposób generowania takich obrazów nazywa symulacją. Choć w języku potocznym posługujemy się słowem „symulować” jako słowem bliskoznacznym do słowa „udawać”, to francuski filozof, na potrzeby swojej teorii, dokonuje istotnego znaczeniowego rozróżnienia. Z udawaniem mielibyśmy do czynienia wówczas, kiedy od samego początku dla wszystkich jest jasne, że to, co rozgrywa się przed naszymi oczami, nie jest realne, tylko jest pewną grą z realnością. Wraz z jej końcem dokonuje się deziluzja i rzeczywistość odzyskuje swój autentyczny kształt.
Za przykład niech posłuży serial dla dzieci „Scooby-Doo”. W każdym odcinku bohaterowie bajki mierzą się z kryminalną zagadką, w której zdaje się, że odpowiedzialność za przestępstwo ponoszą siły nadprzyrodzone. Jednak od początku nie dają oni wiary w istnienie ducha, będąc przy tym święcie przekonani, że ktoś tylko zjawę udaje. Każdy odcinek kończy się zdemaskowaniem winnego i zarazem przywróceniem rzeczywistości realnych podstaw.
fragment serialu animowanego Scooby Doo, źródło: www.cda.pl
W przypadku symulacji sytuacja wygląda nieco inaczej. „Symulacja podważa różnicę pomiędzy tym, co «prawdziwe» i tym co «fałszywe»; tym, co «rzeczywiste», i tym, co «wyobrażone»”2. Nie posiadamy ani umiejętności, ani narzędzi pozwalających w sposób jednoznaczny stwierdzić, czy to, co widzimy, ma swoje źródło w rzeczywistości. Przykładem może być osoba symulująca chorobę. Mimo braku u symulanta jednostki chorobowej, występują u niego objawy choroby. Inni widząc te objawy, nie wiedzą, i wiedzieć nie mogą, że de facto nie są one skutkiem przypadłości, a jedynie „pustymi” symptomami. Między objawami a powodem ich wystąpienia nie ma relacji przyczynowo-skutkowej. Jeżeli tą osobą jest mężczyzna stojący przed komisją wojskową, najprawdopodobniej zostanie uznany przez lekarzy za niezdolnego do służby wojskowej. Nie otrzyma powołania do wojska, nie odbędzie szkolenia, nie poleci na misję wojskową, nie zginie od rany postrzałowej. Będzie żył, choć w rzeczywistości „powinien był” zginąć, gdyż był zdrowy. U źródeł dalszych wydarzeń w jego życiu leżeć będzie fałsz, a nie prawda.
Rzeczywistość nie istnieje
Obraz wygenerowany na drodze symulacji Baudrillard nazywa symulakrem. Kiedy otaczają nas autentyczne reprezentacje rzeczywistości oraz sztucznie spreparowane symulakry, a my jesteśmy bezradni przy każdej próbie rozpoznania, co jest czym, pozostaje nam odrzucenie opozycji realne/ nierealne. Istnieje przecież nie mniejsze prawdopodobieństwo, że autentycznie chory zostanie uznany za symulanta, trafi do armii, następnie powędruje na front, by wrócić w trumnie przykrytej narodową flagą. Rzeczywistość została wyparta przez hiperrzeczywistość. Pozornie sprawa wydaje się błaha.
Koniec końców nikt z nas nie czuje się jak Alicja, która znalazła się po drugiej stronie lustra. Baudrillard daleki jest jednak od bagatelizowania dokonującej się na naszych oczach transformacji. Jego zdaniem powszechne przekonanie, że każdy z nas potrafi odróżnić świat baśni od rzeczywistości, to efekt wielu strategii mających na celu uśpienie naszej czujności. Sprowadza je do następującej tezy: „Disneyland istnieje po to, by zataić fakt, że «rzeczywisty» kraj, cała «rzeczywista» Ameryka jest Disneylandem”3. Przekraczaną przez nas bramę wejściową do parku rozrywki traktowalibyśmy jako granicę między światem realnym, a światem udającym bajkę. Kiedy przez nią na powrót wychodzimy jesteśmy przekonani, że w tym momencie bańka iluzji pęka. Że wszystko to, co działo się przed chwilą, było na niby. Kiedy jednak spojrzymy na stan naszego konta bankowego, przekonamy się, że finansowy krwiobieg, utrzymujący przy życiu cały ten świat ułudy, był jak najbardziej realny.
To doświadczenie utwierdzi w nas przekonaniu, że padliśmy ofiarą iluzji, i że tamten świat jest równie prawdziwy, jak ten tutaj. A co, jeżeli jest dokładnie odwrotnie i otaczająca nas rzeczywistość jest na równi ze światem Disneya zasymulowana? Co jeżeli wpadliśmy w pułapkę hiperrzeczywistości, która nas więzi; jeśli komuś zależy na tym, byśmy zupełnie nie zdawali sobie z tego sprawy?
Nic nie jest takie, jakie się wydaje
Kondycję człowieka otoczonego przez znaki, które skrywają, że rzeczywistość została utracona, pokazuje kultowy przed laty film braci Wachowskich Matrix4. Twórcy sami zresztą zdradzają w swoim dziele, że teoria Jeana Baudrillarda była dla nich głównym źródłem inspiracji. W pewnym momencie bohater filmu sięga po książkę, na okładce której widnieje napis „Symulakry i symulacja”, czyli tytuł cytowanej już książki francuskiego filozofa.
fragment z filmu Matrix, źródło: http://www.antimedia.pl www.cda.pl
W filmie Neo, główny bohater, podejrzewa, że to, co go otacza nie jest rzeczywiste. Całe noce tkwi przed komputerem, poszukując odpowiedzi na spędzające mu sen z powiek pytanie: Czym jest Matrix? Jego nieustępliwość sprawia, że udaje mu się odnaleźć Morfeusza, który umożliwia mu przejrzenie na oczy.
Morfeusz: Chcesz wiedzieć… Czym on jest? Matrix jest wszędzie… wokół nas. Nawet w tym pokoju. Widzisz ją za oknem… i w telewizji. Czujesz ją w pracy… w kościele… i kiedy płacisz podatki. Macierz to sztuczny świat, który ci przesłania prawdę.
Neo: Jaką prawdę?
Morfeusz: Jesteś niewolnikiem. Jak wszyscy ludzie, urodziłeś się w więzieniu, którego nie możesz powąchać ani dotknąć. Bo uwięziono twój umysł. Niestety, nie mogę ci powiedzieć, czym jest Matrix. Musisz to zobaczyć.
Filmowa macierz to nic innego jak alegoria hiperrzeczywistości. Wystarczy dokonać lekkiego odarcia amerykańskiej superprodukcji z cyperpunkowej estetyki i z efektów specjalnych, aby w filmie dostrzec egzystencję człowieka żyjącego na przełomie tysiącleci. Nie jesteśmy wprawdzie ofiarami Sztucznej Inteligencji, która sprowadziła nas do roli generatora energii, czego ten jest nieświadomy, gdyż jego mózg nieustannie przetwarza zasymulowane obrazy rzeczywistości, wierząc, że w niej funkcjonuje. Jesteśmy jednak zanurzeni w kulturze wizualnej, w której na nieznaną do tej pory skalę osaczają nas obrazy. Spotykamy je na każdym kroku. Internet pozwala na ich nieustanny przepływ, nawet w momencie, w którym donikąd nie zmierzamy i nie mamy przed sobą włączonego telewizora – wystarczy smartfon.
Fotografia w działaniu
Jaką sprawczość mają obrazy fotograficzne? Same w sobie niewielką. Są nieme. Nie mówią nam nic, jedynie ukazują. Ale z powodu silnie zakorzenionego poglądu o prawdzie potwierdzonej autorytetem własnych oczu, okazują się być kluczowe w uwiarygodnianiu kontekstu, w którym są pokazywane. To, co widzimy na zdjęciu, musiało takim być przed obiektywem aparatu. Jednak znaczenia temu czemuś przydają słowa towarzyszące obrazom. Retoryczna i perswazyjna siła drzemiąca w fotografiach jest zbyt duża, aby różnorakie grupy interesów nie pokusiły się o jej spożytkowanie. W trakcie działań zbrojnych w Donbasie media społecznościowe obiegły zdjęcia mające przekonać rosyjską (bezpośrednio) oraz światową (pośrednio) opinię publiczną o słuszności separatystycznych działań. Wykorzystano w tym celu fotografie: zrobione przed kilkudziesięciu laty w Bośni, aby ukazać bestialstwo ukraińskiej armii; ukazujące ciała meksykańskich handlarzy narkotyków jako zwłoki ukraińskich żołnierzy; dokumentujące konflikt w Czeczeni jako dowód skali zniszczeń spowodowanych przez ukraińskie wojsko itd. A może autorami tych manipulacji jest strona antyrosyjska, która sama wypuszcza w świat tego typu materiały, starając się w ten sposób zdyskredytować Rosję, i osłabić jej wiarygodność. Czytelniku, czy jesteś pewien kto jest autorem niniejszego artykułu?
Telewizja „Świat 24” pokazuje „uchodźców z Ukrainy”, tymczasem zdjęcie wykonano w Kosowie, źródło: www.kresy24.pl
Jaki czynnik sprawia, że fotografia ma w sobie ikoniczny potencjał? Jest nim najprawdopodobniej jej wartość spektakularna, czyli estetyczna moc uruchamiająca w odbiorcy emocję przeradzającą się w uczucie. Największą siłę rażenia mają obrazy, które łatwo mogą zostać przemienione w kicz. „Tam gdzie przemawia serce, nie wypada, aby rozum zgłaszał wątpliwości. W krainie kiczu panuje dyktatura serca. Ale uczucie, które budzi kicz, musi być takie, aby mogły je podzielać masy. Dlatego kicz nie może się opierać na sytuacji wyjątkowej, lecz na podstawowych obrazach, które ludzie mają wbite w świadomość: niewdzięczna córka, odtrącony ojciec, dzieci biegnące po trawniku, zdradzona ojczyzna, wspomnienie pierwszej miłości. (…) Nikt tego nie wie lepiej niż politycy. Kiedy znajdą się w pobliżu aparatu fotograficznego, zaraz łapią najbliższe dziecko, aby je podnieść do góry i całować w policzki. Kicz jest estetycznym ideałem wszystkich polityków, wszystkich politycznych partii i ruchów.”5
Postpolityka?
Polityka w czasach antycznych była tożsama z przestrzenią publiczną, agorą, na której spotykali się wolni ludzie (co wówczas oznaczało zamożnych mężczyzn w pełni sił fizycznych, którzy nie musieli pracować), by ustanawiać prawa na drodze debaty. Prawo nie obowiązywało dopóty, dopóki nie udało się wypracować konsensusu. W średniowieczu tak rozumiana przestrzeń publiczna została zanegowana, a jej idea – dosłownie – wysłana w zaświaty. Źródłem prawa był Bóg, a wolę boską w życie wprowadzali namaszczeni przez niego przedstawiciele: głowa państwa i głowa kościoła. Upadki kolejnych monarchii i postępująca ateizacja szły w parze z coraz silniejszymi siłami społecznymi dążącymi do powrotu do antycznego modelu demokracji, tym razem z dużo dalej niż przed wiekami posuniętymi postulatami emancypacyjnymi (dotyczącymi niewolników, kobiet, niepełnosprawnych fizycznie i umysłowo, homoseksualistów, czarnoskórych itd.). W nowoczesnym świecie polityka szybko jednak wycofała się z kształtowania przestrzeni publicznej, czyniąc swoją prerogatywą zarządzanie gospodarką narodową. Aby władza zyskała w trakcie wolnych wyborów społeczny mandat, jej umiejętność zarządzania państwowym kapitałem musiała iść ręka w rękę z umiejętnością zarządzaniem spektaklem.
Przestrzeń publiczna ma dziś znacznie mniej z agory, a dużo więcej z amfiteatru. Wszelkie działania w sferze politycznej rozgrywają się na oczach publiczności. To ją należy przekonać, że racja leży po naszej stronie. To ona przy urnach zadecyduje, kto swoją rolę odegrał w sposób bardziej przekonywujący. Kto w spektaklu odwoła się do rozumu patrzących, przegra. Kto trafi bezpośrednio do serc, niezależnie od obranej strategii, zwycięży.
źródło: http://static5.businessinsider.com/image/57fc3da38109ee82018b4d63-480/trump-child-impersonator.png
źródło: http://www.pensitoreview.com/Wordpress/wp-content/uploads/photo-bush-snowflake-children-2.jpg
źródło: https://s-i.huffpost.com/gadgets/slideshows/357188/slide_357188_3943724_free.jpg
Jeżeli intelektualne elity wciąż dziwią się, że merytoryczne argumenty zostają zmyte przez tsunami kiczu; jeżeli wciąż wierzą, że niebawem społeczeństwo przejrzy na oczy i zrozumie, że jest mamione obrazem szczęścia, który zataja, że nie kryje się za nim nic, a już na pewno nie rzeczywistość, to znak, że nie odrobiły lekcji. Naukowiec zdoła przekonać opinię publiczną, jeżeli uda mu się naukowca odegrać. W tym celu musi zostać nakręcony na tle biblioteki, trzymać w ręku przyrząd badawczy, wplatać w swoją wypowiedź naukowe terminy. Jeśli nie ma aktualnie wokół żadnego regału z książkami, wystarczy że stanie na niebieskim tle, a bibliotekę wmontuje się w postprodukcji. Jeśli nie dysponuje żadnym artefaktem, niech trzyma w ręku paczkę z czipsami, którą później w odpowiednim programie zamieni się na teleskop. Jeżeli nie pamięta terminów? Niech wymyśla nowe, najlepiej rozpoczynające się od przedrostka „post” (postkryptifikacja, postmakaltynizm), albo kończące się na „izm” (maltawinizm, socomarfizm). Co to znaczy? Skąd mamy to wiedzieć?
O autorze
dr Mateusz Skrzeczkowski – zastępca dyrektora Instytutu Kulturoznawstwa Uniwersytetu SWPS. Naukowo pracuje nad takimi zagadnieniami jak: (est)etyczny wymiar świadectw Zagłady, nie-rzeczy-wisty język obrazów, ożywione-nie-ożywione jako posthumanistyczny motyw w literaturze i sztuce. Prowadzi m. in. zajęcia ze sztuki współczesnej, estetyki, interpretacji, autotematyczności w sztuce czy pamięci Holocaustu.
Przypisy
1 Fakty i akty, (tytuł oryginału Wag the Dog), reż. Barry Levinson, 1997.
2 J. Baudrillard, Symulakry i symulacja, tłum. S. Królak, Sic!, Warszawa 2005, s. 8.
3 Tamże, s. 19.
4 Matrix, reż. Lilly Wachowski, Lana Wachowski, 1999.
5 M. Kundera, Nieznośna lekkość bytu, tłum. A Holland, WIP, Warszawa 2003, s. 188-189.