Indywidualiści od kolektywistów różnią się tym, jak postrzegają rodzinę. Jedni widzą ją jako małą grupkę nastawioną na własne szczęście, drudzy zaś uważają ją za ogromną wspólnotę opartą na harmonii i wzajemnej trosce. Kto ma większą szansę na życie w udanej rodzinie? O tym opowiada Marta Penczek-Zapała, psycholog międzykulturowy z Uniwersytetu SWPS.
Artykuł pochodzi z magazynu „Newsweek Psychologia 2/16”.
Dotychczas rodzina składała się z matki, ojca i nieletnich dzieci a także, nierzadko, babci lub dziadka. Jednak współczesna indywidualizacja i dążenie do osobistego szczęścia prowadzą do przemian w obrazie rodziny. Ludzie szukają satysfakcjonujących związków, porzucając te, które się nie sprawdziły, co przekłada się na rosnącą liczbę rozwodów. Również większe przyzwolenie na rodzicielstwo bez ślubu powoduje, że coraz częściej spotykamy się z sytuacją, w której jeden rodzic wychowuje jedno albo więcej dzieci. Ponowne wchodzenie w związki prowadzi zaś do powstawania rodzin patchworkowych, w których ludzie wychowują nie tylko własne potomstwo, lecz także to z wcześniejszych związków jednego lub obojga partnerów. W skład takiej rodziny wchodzi poniekąd, za pośrednictwem dziecka, były partner wraz z nową rodziną. Coraz głośniej mówią o swojej sytuacji także osoby homoseksualne, które żyją w stałych związkach, czasem wychowując dzieci. Wszyscy dążą do tego, żeby być szczęśliwym w swoim życiu i w swojej rodzinie, co każe szukać nowych rozwiązań. W dużym kontraście pozostają rodziny kolektywistyczne, w których ceni się tradycję, a ludzie przez długie lata trwają w starych układach. Wydaje się, że osoby żyjące w takich rodzinach nie dążą do indywidualnego szczęścia, przez co go nie osiągają.
Brak prywatności
W tradycyjnych, kolektywistycznych społeczeństwach za bliską rodzinę uważa się znacznie więcej osób. W jednym domu może mieszkać więcej niż jedna para z nieletnimi dziećmi oraz starzejący się dziadkowie. W miastach, gdzie nie ma takich możliwości lokalowych, krewni starają się np. mieszkać w jednej okolicy i utrzymywać częsty kontakt, odwiedzając się nawzajem czy codziennie do siebie dzwoniąc.
Z tego powodu niemal bez przerwy bliższa lub dalsza rodzina otacza każdego jej członka, ponieważ wszyscy utrzymują ze sobą intensywne relacje. Zapewnia to duże poczucie bezpieczeństwa, bo zawsze łatwo jest znaleźć kogoś, kto wyciągnie z tarapatów albo pozwoli ich uniknąć, zwracając uwagę na niewłaściwe zachowanie. Pilnowanie się nawzajem przez członków rodziny bywa wykorzystywane przez pracodawców. Na przykład w Ameryce Południowej chętnie zatrudniają oni od razu kilku członków jednej rodziny i zachęcają do polecania kolejnych kandydatów do pracy. Wiedzą bowiem, że krewni będą się nawzajem nadzorowali oraz sobie pomagali, w konsekwencji więc wszyscy będą dobrze pracować. Wpływ na postępowanie członków rodziny dotyczy również istotnych życiowych decyzji. Dobrym przykładem jest tu historia jednej z chińskich studentek. Spytana, dlaczego zdecydowała się na studiowanie psychologii w Polsce, przyznała, że wcale nie wybrała takich studiów, a o kraju, do którego się przeprowadza, dowiedziała się dopiero w drodze na lotnisko. Ta młoda kobieta chciała studiować za granicą, więc jej wujek obiecał wszystkim się zająć. To on podjął taką decyzję, ponieważ wiedział, że bratanica interesuje się psychologią (wybrała inny kierunek), a w Polsce nie ma przyjaciół, więc skupi się na nauce. Na ostatnim roku studiów dziewczyna powiedziała, że krewny miał rację i jest szczęśliwa. Jak widać, decyzja była oparta na bardzo dobrej znajomości osoby, której dotyczyła, i w trosce o jej dobro, a nie chwilową przyjemność.
Nierzadko zresztą cała rodzina albo któryś jej członek finansują studia krewnej, wszyscy bowiem cenią sobie szczęście bliskich i dbają o nie jak o własne. Ceną za takie wsparcie jest brak prywatności, jednak ludzie wychowani w kulturach kolektywistycznych są do niego przyzwyczajeni. Gdy z jakichś powodów zostają oddzieleni od rodziny, czują się samotni, a nawet zagubieni, nie mogąc prosić bliskich o radę. Nie jest to więc, jak mogliby podejrzewać indywidualiści, ciężka i nieznośna sytuacja. Skoro człowiek wie, że ludzie „wtrącają się" dla jego dobra, ponieważ się o niego troszczą, nadzór nie musi być uciążliwy.
Czasami osoba żyjąca pod nadzorem krewnych czuje się przytłoczona sytuacją i nieszczęśliwa. Jednak indywidualnie podejmowane decyzje też mogą prowadzić do porażki.
Zaaranżowane życie
W tak zżytych ze sobą rodzinach niezwykle istotne jest, kto do niej należy i z jakimi ludźmi się łączy. Stąd aranżowanie małżeństw. Rodzice samodzielnie, z pomocą swatek lub specjalnie w tym celu wynajętych firm poszukują kandydatów (albo kandydatek), którzy najbardziej by odpowiadali ich dziecku. Stosują wiele kryteriów - pochodzenie, zawód, zainteresowania, grupa krwi czy horoskop - są one zależne od kultury danego kraju. Biorąc pod uwagę te zobiektywizowane czynniki, dobierają jednego albo kilku najlepszych kandydatów, których „CV są prezentowane głównej zainteresowanej osobie. Nierzadko może ona wybrać tego, kto wyda się jej (jemu) najlepszy. W niektórych krajach dochodzi do spotkania z potencjalnym małżonkiem. Oczywiście podczas randki młodzi nie zostają sami, lecz towarzyszą im członkowie rodzin. Dopiero gdy wszyscy zaakceptują związek, może dojść do małżeństwa. W innych kulturach do spotkania dochodzi dopiero w trakcie zaręczyn czy ślubu. Osoby wychowane w kulturach zachodnich uważają taki sposób zawierania małżeństwa za nienaturalny i unieszczęśliwiający. Nie zauważają, że również w naszym kręgu cywilizacyjnym samodzielny wybór partnera jest nowym wynalazkiem. Jeszcze w epoce romantyzmu normą było aranżowanie małżeństw. Wielkie miłości opisywane przez poetów nie dotyczyły żon, ale raczej kochanek. A zatem w historii ludzkości normą było swatanie i wybieranie partnerów przez rodzinę, a wyjątek stanowiły małżeństwa z miłości. Uważamy, że stadła aranżowane muszą być nieszczę- | śliwę, ponieważ tworzący je ludzie nie mieli możliwo- 2 ści wybrania najlepszego dla siebie partnera. Jednak nierzadko mają wpływ na wybór, bo przecież są pytani o zdanie. Poza tym dla rodziców dobro ich dziecka jest ważne. Mają oni możliwość obiektywnego spojrzenia na sprawę, ponieważ się nie zakochują, a co za tym idzie - nie ulegają wpływowi namiętności podczas podejmowania decyzji. Dzięki temu są w stanie ocenić, kto na dłuższą metę będzie odpowiedni dla ich dziecka. Tymczasem w świecie zachodnim małżeństwa jako efekt porywu serca oparte są na założeniu, że żadne różnice nie są ważne, bo prawdziwa miłość wszystko przetrwa.
Szczęśliwi-nieszczęśliwi
W tej sytuacji tuż po ślubie para, która zawarła małżeństwo z miłości, w początkowej fazie jest szczęśliwsza od tej, która została dobrana przez innych. Jednak z czasem sytuacja ulega zmianie. Namiętność par dobranych z miłości opada i partnerzy muszą zacząć sobie radzić z szarą codziennością, z niedostrzeganymi wcześniej cechami partnera, które na dłuższą metę okazują się problematyczne. Reakcje rodzin są bardzo różne, ale często bliscy nie chcą się mieszać w sprawy młodych, bo to nie ich dotyczy bo nie lubi zięcia lub snowej. tości, rodzina. W efekcie satysfakcja takiej wyswatanej pary rośnie i po latach jest wyższa niż w przypadku małżeństw z miłości. Małżonkowie słyszą więc od rodziny, że własne brudy należy prać za zamkniętymi drzwiami. Można wprawdzie udać się na terapię dla par, ale w Polsce na ogół musimy sami sobie radzić. Nierzadko decydujemy się szukać szczęścia gdzie indziej, w kolejnym związku. To wyjście jest coraz częściej akceptowane. Kolejne relacje mają nas przybliżyć do szczęścia, ale nierzadko są oparte na powielanych wzorcach, co sprzyja powtarzaniu błędów. Takie podejście jest nie do pomyślenia w rodzinach kolektywistycznych. Tutaj zięć czy synowa zostali wybrani i przez to są akceptowani przez rodziców, którym zależy na szczęściu własnego dziecka oraz na harmonii wewnątrz rodziny. W związku z tym są gotowi mieszać się w sprawy młodego małżeństwa, które dopiero pracuje nad swoimi relacjami. Zawsze są gotowi interweniować. Duża rodzina ma zresztą wszystkich na oku, łatwiej więc np. zapobiec zdradom. Potencjalnie niewierny małżonek zostanie szybko przywołany do porządku. Zaaranżowane małżeństwo, pracując nad związkiem, musi dopiero zbudować miłość, ale czyni to na zupełnie innych zasadach niż to, w którym partnerzy dobrali się na własną rękę. Nie zaczynają od namiętności, lecz od zaangażowania. Przyjaźń i namiętność muszą się dopiero pojawić. I z czasem to się udaje, bowiem bardzo ważne jest to, co trwale łączy ludzi: wspólny język, wartości, rodzina. W efekcie satysfakcja takiej wyswatanej pary rośnie i po latach jest wyższa niż w przypadku małżeństw z miłości.
Postrzeganie rodziny
Oczywiście nie każda decyzja podjęta przez krewnych jest trafna. Czasami osoba żyjąca pod ich nadzorem czuje się przytłoczona sytuacją i nieszczęśliwa. Czasami małżeństwo okazuje się błędem, ponieważ partner jest np. złym człowiekiem. Jednak indywidualnie podejmowane decyzje też mogą prowadzić do porażki. Różny natomiast może okazać się poziom otrzymanego wsparcia. Indywidualiści od kolektywistów różnią się tym, jak postrzegają rodzinę. Jedni widzą ją jako małą grupkę nastawioną na własne szczęście, drudzy zaś uważają ją za ogromną wspólnotę opierającą się na harmonii i wzajemnej trosce. Obie mają być czymś pozytywnym dla człowieka i pomóc mu iść przez życie, jednak realizują te cele na odmienne sposoby. Warto czasem spojrzeć z odmiennej perspektywy i coś z niej zapożyczyć, by poprawić jakość swojego życia, np. podążając za radą bardziej doświadczonego członka rodziny.
Artykuł pochodzi z magazynu „Newsweek Psychologia 2/16”.
Czasopismo dostępne na stronie »
O autorce
Marta Penczek-Zapała – psycholog międzykulturowy Uniwersytetu SWPS. Specjalizuje się w badaniu konfliktów międzygrupowych, ich przyczyn oraz emocji przez nie wywoływanych. Analizuje również mechanizmy związane ze stereotypami oraz uprzedzeniami.
Obejrzyj webinar „Szczęście – jak je osiągnąć?”
Czy istnieje przepis na szczęście? Jak na jego poczucie wpływa porównywanie się z innymi i social media? Czy trudne emocje niosą NIEszczęście? Psycholog i psychoterapeutka Joanna Gutral rozmawia o tym z dr. Maciejem Frasunkiewiczem – psychologiem społecznym z Uniwersytetu SWPS.