Mniej znaczy więcej. Lepiej korzystać, niż posiadać – powtarzają zgodnym chórem zwolennicy idei minimalizmu i ograniczają liczbę przedmiotów oraz potrzeb. Ale rynek uzbrojony w marketing tak łatwo się nie poddaje – kusi ich gadżetami i poradnikami, które mają pomóc żyć prosto i szczęśliwie. Jak zatem zostać minimalistką i minimalistą, nie wpadając w pułapkę konsumpcjonizmu?
„Stare miał dżinsy, starą koszulę, w dziurawych kamaszach szedł...” – Tolek Banan, miły bohater PRL-owskiej popkultury, to minimalista w wydaniu ekstremalnym. Współcześni minimaliści, łaknący prostego życia bez nadmiaru rzeczy i wrażeń, aż tak nonszalancko się nie noszą. Więcej, rynek usłużnie podsuwa im kolejne gadżety, bez których rzekomo proste życie nie jest możliwe. Nowo nawróceni na minimalizm dzielą się swoim doświadczeniem w licznych poradnikach. Radzą, jak chcieć mniej, uwolnić przestrzeń od nadmiaru rzeczy, zachować umiar, ćwiczyć się w sztuce prostoty. Że im mniej, tym więcej. Że minimalizm daje radość, a nawet szczęście. W Facebookowych grupach entuzjastki (częściej) i entuzjaści (rzadziej) minimalizmu publikują zdjęcia, na których piętrzą się stosy poradników z ascetyczną okładką i obietnicą szczęścia w tytule.
Nasuwa się przypuszczenie, że minimalizm jest kolejną konsumpcyjną pułapką. Nierzadko generuje nowe, sztuczne potrzeby pod płaszczykiem szlachetnej prostoty. Czasem rządzi się antylogiką fast foodu. W sieci mnożą się artykuły obiecujące szybką drogę do celu: jak zostać minimalistą w kilka godzin, minimalizm w 3 dni, w 21 dni do prostszego życia. Przed totalizmem urynkowienia przestrzegał Zygmunt Bauman w „Płynnym życiu”: „Rynek konsumpcyjny to współczesna (oczywiście zmutowana) wersja spełnionego snu króla Midasa. Wszystko, czego dotyka rynek, zamienia się natychmiast w towar konsumpcyjny. Dotyczy to także tych rzeczy, które próbują wymknąć się reżimowi rynku, a nawet sposobów i środków, za pomocą których to czynią”.
Jak zatem zostać minimalistką i minimalistą, nie wpadając w sidła rynku?
Korzystaj, nie posiadaj
„Życie minimalisty pozbawione jest wszystkiego, co zbędne, by zrobić miejsce na to, co uwielbiasz i co sprawia ci przyjemność” – pisze w książce „Minimalizm. Żyj zgodnie z filozofią minimalistyczną” Leo Babauta, amerykański piewca prostego życia, bloger i pisarz. Najlepiej upraszczanie codzienności zacząć od redukcji przedmiotów. Wcześniej jednak warto się zastanowić, czy odpowiednia jest dla nas droga, którą obierają radykalni minimaliści. Tacy, jak Babauta, który w 2007 roku chwalił się, że posiada zaledwie 42 przedmioty: obrączkę, dowód osobisty, klucze, dwa notatniki Moleskine, rower, kask, po trzy pary: dżinsów, innych spodni, koszulek z długimi rękawami oraz 13 koszul, pięć T-shirtów, pasek, golarkę, szczoteczkę do zębów i krem do golenia, buty do biegania, japonki, martensy, sandały.
Sednem idei/filozofii/stylu życia zwanej minimalizmem (trudno o jednoznaczną definicję) jest korzystanie zamiast posiadania. Jeśli mamy nawet 200 czy 300 rzeczy, ale są one użytkowane, to czemu je wyrzucać. Klucz do minimalizmu to rozpoznanie swoich faktycznych potrzeb i odróżnienie ich od chwilowych pragnień. To one zwodzą na manowce posiadania, przed czym przestrzega Zygmunt Bauman: „To właśnie niemożność zaspokojenia pragnień oraz mocne i trwałe przekonanie, że każdy akt zaspokojenia pozostawia wciąż jeszcze wiele do życzenia i zasługuje na korektę, stanowią koło zamachowe prokonsumenckiej gospodarki”.
Zwalcz strach przed utratą
„Przydasizm nasz powszedni”: „Może kiedyś będzie to potrzebne”, „Przecież to prezent, nie mogę go wyrzucić”, „To jest zbyt cenne”. Tak trudno rozstać się z przedmiotami, nawet jeśli są nieużytecznymi durnostojkami. Jak się z nimi pożegnać bez żalu? Babauta podpowiada, by wyrzucić rzeczy nieużywane w ciągu ostatnich 6 miesięcy. W przypadku rzeczy sezonowych ten okres należy wydłużyć do 12 miesięcy. „Sprawa jest prosta: jeżeli czegoś nie używasz, jest to przedmiot zbędny”. Jeśli przechowujemy rzeczy ze względów sentymentalnych, można zrobić im zdjęcie, aby zachować wspomnienie o nich, bo ono jest najważniejsze, nie przedmiot sam w sobie.
Warto też zdać sobie sprawę, że przechowywanie zbędnych rzeczy jest marnotrawstwem zasobów i kumulowaniem śmieci, o czym wspomina Babauta: „Te przedmioty zajmują przecież przestrzeń, którą opłaca się każdego miesiąca w formie czynszu, hipoteki lub miejsca do magazynowania. Do tego marnują twój czas i zdrowie, powodując niepotrzebny stres, wymagając konserwacji, a także wzbudzając frustrację podczas ich przeszukiwania w celu znalezienia tej, w danej chwili potrzebnej, rzeczy”.
Audio: Kupuję, bo nie mogę przestać
Zadowalaj się tym, co masz
„Do wielu ludzi przemawia estetyka oraz produkty czerpiące z reguł minimalizmu, jednak o wiele trudniej jest im żyć według tej filozofii” – zauważa Leo Babauta. Rzeczywiście, zdjęcia ascetycznych wnętrz, w których dominuje jasna kolorystyka i czasem przewinie się modny gadżet, wyglądają atrakcyjnie. W minimalizmie nie chodzi jednak o „estetyczne życie”, lecz życie świadome i uważne, bo tylko takie pozwala uniknąć niepotrzebnych pokus.
Babauta radzi, by nowe życie bez nadmiaru rozpocząć od uświadomienia sobie, że już wystarczająco posiadamy i że fakt ten powinien być źródłem zadowolenia. „Kluczem do zadowolenia z tego, co się już ma, jest wzbudzenie w sobie niezadowolenia z konsumpcyjnego trybu życia, jaki jest lansowany w mediach”. Guru minimalistów nie przewidział jednak, że głoszona przez niego filozofia życia również może stać się konsumpcyjną pułapką.
Posprzątaj w życiu
Nie banalizujmy minimalizmu. Nie sprowadza się on do porządków w szafie, lecz w istocie jest długotrwałym procesem porządkowania wszystkich obszarów życia. „Minimalista w procesie” upraszcza swój rozkład dnia, eliminując z niego niepotrzebne działania: „(…) chodzi o to, żeby robić tylko to, co absolutnie konieczne, i dzięki temu wygenerować czas na robienie tego, co czyni cię szczęśliwym”. Minimalizm to rezygnacja z toksycznych lub nic nie wnoszących do naszego życia relacji. To rozważne gospodarowanie czasem – cennym i ograniczonym zasobem
Minimalizm przejawia się także w dążeniu do zdrowego odżywania: unikania obżarstwa, jedzenia naturalnych produktów, samodzielnego gotowania zamiast stołowania się na mieście. Babauta proponuje również minimalistyczny fitness, w którym ćwiczy się co prawda mniej niż na treningach i z wykorzystaniem mniejszej ilości sprzętu, ale za to regularnie i z przyjemnością.
Kolejna sfera to finanse osobiste, w których minimalista próbuje zaprowadzić dyscyplinę: ogranicza konsumpcję, czyli kupuje tylko to, co jest niezbędne (pierwszy i oczywisty krok), spłaca długi, tworzy „fundusz awaryjny” na nieprzewidziane wydatki, używa gotówki, ewentualnie kart debetowych i jak ognia unika kart kredytowych.
Przeczytaj także: Wielka wolność w małym domku
Ciesz się z minimalizmu
W minimalizmie nie chodzi o to, żeby się umartwiać i odrzucać wszelkie dobrodziejstwa cywilizacji, lecz z rozwagą z nich korzystać. Odróżniać potrzeby od zachcianek. Cieszyć się tym, co już się ma. Umieć rezygnować ze zbędnych rzeczy. W życiu nastawić się na tryb doświadczania zamiast posiadania. Zwolnić tempo. Korzyści z upraszczania i redukowania przyjdą szybko: więcej czasu na pielęgnowanie relacji, hobby, poprawę zdrowia i kondycji fizycznej; mniej stresu, długów, sprzątania, a więcej oszczędności. Wszystko po to, by móc powtórzyć za Henrym Davidem Thoreau, pisarzem i filozofem, autorem „Walden, czyli życie w lesie”: „Uwielbiam mieć w życiu dużą swobodę”.
Tekst: Ewa Pluta. Zdjęcie: Erol Ahmed/Unspash.com