Męska seksualność. Traktowana stereotypowo: „facetom tylko jedno w głowie”. Sprowadzana do prymitywnych popędów: „facet zawsze chce”. Często bagatelizowana, między innymi w medialnych przekazach: „Korzeń przestał płonąć? Weź tabletkę”. – Mężczyźni są bardzo samotni w swoich problemach z seksem – mówi Andrzej Gryżewski, seksuolog, który przybliża specyfikę męskiej seksualności i opowiada o tym, że podobnie jak u kobiet męski seks też zaczyna się w głowie.
Ewa Pluta: Męska seksualność nie jest niczym skomplikowanym. Taki panuje stereotyp.
Andrzej Gryżewski: Czasem słyszę takie stwierdzenia od swoich pacjentów. Pytam później, dlaczego przyszli do mojego gabinetu, skoro tak świetnie sobie radzą. Zwykle odpowiadają: mój przypadek jest wyjątkowy. Generalnie seksualność jest bardzo skomplikowaną materią, ale przy zachowaniu zdrowych zasad staje się źródłem przyjemności, satysfakcji, bliskości.
O jakich zdrowych zasadach pan mówi?
Nie będę odkrywczy, jeśli powiem, że kluczowe jest unikanie tak zwanej „gospodarki rabunkowej”. Pierwszym jej aspektem jest wysypianie się. Ale większość mężczyzn nie wiąże braku snu z problemami z seksualnością. Śpią poniżej siedmiu godzin, co w konsekwencji zaburza wydzielanie testosteronu. Dalej mamy efekt domina: mniej testosteronu, to mniejszy popęd seksualny, słabnące pożądanie, problemy z inicjacją zbliżenia. Okradanie się między innymi ze snu to właśnie gospodarka rabunkowa. Prędzej czy później seks musi runąć.
Na drugim miejscu jest dieta, a raczej jej brak. Wielu mężczyzn nie je śniadań, czyli podstawowego posiłku w ciągu dnia. Myślą, że poranna kawa wystarczy. W przelocie, koło południa zjadają na mieście szybką przekąskę. Aż nadchodzi wieczór. Wreszcie można się najeść do woli, ale takie obżarstwo ma swoje konsekwencje w postaci odkładającej się tkanki tłuszczowej. Tu problem jest nie tylko estetyczny, lecz przede wszystkim zdrowotny: otyłość brzuszna może powodować zwiększone wydzielanie żeńskich hormonów, np. estrogenów, a hamować produkcję testosteronu. W konsekwencji ochota na seks jest mniejsza.
W ogóle tryb życia ma ogromny wpływ na seksualność. Wielu moich pacjentów siedzi przez większą część dnia. Zwłaszcza teraz, w czasach pandemii, ruch praktyczne wypadł z ich życia. Zwykle pracują po 8-10 godzin dziennie przed komputerem, w domu odpoczywają na kanapie przed telewizorem, jednocześnie rozpamiętując, co się wydarzyło tego dnia w pracy. Gdzie tu jest miejsce na sport? Ciało jest w coraz słabszej kondycji, a co za tym idzie jakość seksu się pogarsza. A wystarczyłoby 30 minut szybkiego marszu dziennie. Naprawdę, nie trzeba biegać ultramaratonów, żeby mieć udane życie seksualne.
Przeczytaj także: Seks, zazdrość i zdrada. Dynamika związków miłosnych
Czy my nie sprowadzamy w tym momencie seksualności do sprawności seksualnej? Wysypiaj się, ćwicz, jedz zdrowo, bo inaczej nie dasz rady.
To, o czym powiedziałem, to absolutna podstawa, „abc dobrego seksu”. Oczywiście, w seksualności nie chodzi tylko o mechaniczną czynność, ale też o spełnienie emocjonalne. I tu płeć nie ma znaczenia. Choć mężczyźni w większości stawiają na „pokazowy performance” – aby seks był dobrze wykonany, najlepiej z fajerwerkami rodem z porno. Obrazowo opisałem ten mechanizm w „Macho. Instrukcja obsługi”. Mężczyźni o swoją głowę już tak nie dbają. Podstawowa zasada w seksuologii brzmi: jeśli ciało jest podniecone, musi minąć kilkanaście, a często kilkadziesiąt minut, aby głowa została zaktywizowana. Ale jeśli głowa jest zaktywizowana, to ciało szybko się do niej dostosowuje. Krótko mówiąc, mężczyźni nie doceniają sfery emocjonalnej w seksie.
Seksualność to jedno, a emocje drugie?
Jeden z pacjentów trafił do mnie z zaburzeniami erekcji. Zapytałem, czy jego partnerka odpowiada mu fizycznie. W skali od 1 do 10 ocenił ją na 2. Czyli mu się nie podoba. On lubi niskie, szczupłe, brunetki, a od 3 lat jest w związku z kobietą, która ma metr osiemdziesiąt wzrostu, waży ponad 90 kilogramów i jest blondynką. I uwaga, tu się zaczyna mit miłości romantycznej, który mówi, że jak ludzie się kochają, to wszystko będzie dobrze. Niestety, miłość nie wystarczy. Wracając do mojego pacjenta, intelektualnie są świetnie dopasowani. Lubi z nią spędzać czas, dobrze się dogadują, ale ten seks. W toku wychowania mówiono mu, że atrakcyjność fizyczna jest nieważna, liczą się intelekt i osobowość. Jeśli będzie szczerze kochać swoją partnerkę, to w sferze seksualnej wszystko samo się ułoży. Absolutnie nie. Trzeba wybrać osobę dopasowaną do nas ciałem i umysłem.
Wielu mężczyzn przychodzi do seksuologa w momencie ogromnego kryzysu: partnerka kastruje, on jej nie docenia, nie szanuje, nie lubi. Ale mężczyźni często nie mówią o problemach w sferze emocjonalnej, tylko że chcą mieć lepsze wzwody. Czasem mam wrażenie, że moi pacjenci najchętniej zostawiliby swoje penisy w gabinecie, żebym je naprawił psychoterapeutycznie, a oni się po nie zgłoszą, jak wszystko będzie gotowe. Z zawodu nie jestem jednak mechanikiem, tylko seksuologiem. Pracujemy z pacjentem nad całością, a nie tylko wycinkiem.
Czasem mam wrażenie, że moi pacjenci najchętniej zostawiliby swoje penisy w gabinecie, żebym je naprawił psychoterapeutycznie, a oni się po nie zgłoszą, jak wszystko będzie gotowe. Z zawodu nie jestem jednak mechanikiem, tylko seksuologiem. Pracujemy z pacjentem nad całością, a nie tylko wycinkiem.
Seksualność zaczyna się w głowie?
Na pewnym etapie rozwoju psychoseksualnego. U większości mężczyzn między 16 a 25 rokiem życia pojawia się automatyzm seksualny. Z reguły zawsze są gotowi na stosunek seksualny i nie jest tak ważne, co czują do partnerki. Potem na pierwszy plan wchodzi zaangażowanie emocjonalne: zainteresowanie drugą osobą, szacunek, pożądanie. Mężczyźni często nie zdają sobie z tego sprawy i do gabinetu seksuologa trafiają rozczarowani – przede wszystkim sobą. Myślą, że skoro nie mają wzwodu na zawołanie, to są wybrakowani. Stąd już tylko krok do konfliktów małżeńskich czy partnerskich.
Cały problem w tym, że seksualność jest postrzegana jako sfera życia odseparowana od pozostałych?
Emocje i seksualność muszą być w harmonii. Wtedy seksualność jest radosna i ekscytująca. Obydwie osoby czują się nasycone po seksie. Często słyszę jednak w gabinecie coś innego: ona wygląda jak miss Polski, gdy idę z nią po mieście, wszyscy się oglądają, ale ja nie mam ochoty uprawiać z nią seksu. A jeśli już to robię, czuję potem smutek, złość, żal. W seksuologii tak to nazywamy: smutek po akcie. Ta emocja pojawia się, gdy seks jest w niezgodzie z nami, naszymi potrzebami, oczekiwaniami, upodobaniami.
Przeczytaj także: Jak mężczyzna kocha kobietę
W „Sztuce obsługi penisa” wspomina pan, że deficyty w męskiej seksualności wynikają z braku kontaktu ze sobą. Praca terapeutyczna powinna zacząć się od lepszego poznania siebie?
Bez nawiązania kontaktu ze sobą trudno o sukces psychoterapii. Innymi słowy, przychodzi mężczyzna do gabinetu seksuologa i mówi, że ma problemy z zaburzeniami erekcji. Jeśli on nie podzieli się swoim doświadczeniem, nie opowie o swoich emocjach, to prawdopodobnie terapia skończy się na niczym. Jak ustalić diagnozę? Zgadywać, co jest rzeczywistym problemem? To diagnoza jest matką terapii. Jaka diagnoza, takie sposoby rozwiązania problemu. Seksualności nie da się naprawić zaocznie.
Często słyszę od mężczyzn, że od miesięcy nie uprawiają seksu, choć chcieliby. Nie wiedzą, z czego wynika ich stan. Przecież partnerka jest chętna, otwarta, seksowna. Dopiero potem okazuje się, że w pracy przeżywają chroniczny stres. Albo niedawno zmarła bliska im osoba. Mają prawo do żałoby, opłakiwania straty, ale sobie go odmawiają. Jednocześnie nie dostrzegają połączeń między różnymi sferami życia. Widzą przyczynę, widzą skutek, ale nie widzą zależności między nimi. Nad myśleniem przyczynowo-skutkowym też bardzo często pracujemy. Niby oczywiste, a dla wielu kompletnie niewidoczne.
Wstyd w sypialni – to też męski problem?
Wstyd jest bardzo demokratyczny, dotyczy wszystkich płci, orientacji seksualnych, zawodów. Natomiast wielu mężczyzn wstyd przykrywa alkoholem. Zresztą 60 proc. ludzi nigdy nie uprawiało seksu na trzeźwo. Dla mnie, jako seksuologa, oznacza to, że 60 proc. ludzi stresuje się seksem i czuje przed nim lęk. Typowo męskie lęki to: jak wypadnę, czy partnerka zaakceptuje długość mojego członka, czy ona nie rozczaruje się seksem, czy doprowadzę ją do 50 orgazmów w ciągu nocy, czy przebiję jej poprzednich partnerów, czy dzisiejszy seks będzie wspominała przez najbliższe lata. Pod tymi lękami kryją się głębsze lęki – że jest się niewystarczająco sprawnym seksualnie, czułym, majętnym, doświadczonym życiowo. Nie to, co inni. Oni na pewno są lepsi.
Wstyd jest bardzo demokratyczny, dotyczy wszystkich płci, orientacji seksualnych, zawodów. Natomiast wielu mężczyzn wstyd przykrywa alkoholem. Zresztą 60 proc. ludzi nigdy nie uprawiało seksu na trzeźwo. Dla mnie, jako seksuologa, oznacza to, że 60 proc. ludzi stresuje się seksem i czuje przed nim lęk.
Wstyd pewnie przeszkadza w budowaniu bliskości?
Wstyd przeszkadza partnerom komunikować o swoich potrzebach. Po kilku miesiącach związku mężczyzna czuje, że jego popęd seksualny nie jest już tak wysoki jak na początku, ale wstydzi się powiedzieć o tym partnerce. Boi się zranienia, często kpin. Schodzi więc do partyzantki seksualnej, czyli zaspokaja swoje potrzeby seksualne, masturbując się z wykorzystaniem fantazji lub oglądając pornografię.
„Mężczyźni są bardzo samotni w swoich problemach z seksem” – to pana słowa. Co się pod nimi kryje?
Tak, to ważna i smutna refleksja, którą w gabinecie słyszę od mężczyzn kilkadziesiąt razy na tydzień. Niejeden mężczyzna boryka się z problemami z seksualnością, ale nie ma komu o nich powiedzieć. Partnerce życiowej nie chce. Ma poczucie, że nie gra z nią do jednej bramki. Nawet więcej, ona jest po drugiej stronie barykady, odgrywa rolę surowego cenzora. Koledzy? Trudno się przyznać przed kumplami ze szkoły czy pracy, że „z seksem nie dowożą”. Boją się, że stracą twarz, wylądują na dole hierarchii społecznej. Z rodzicami o seksie się nie rozmawia. Z rodzeństwem też głupio. Kto zostaje?
Seksuolog.
W gabinecie często okazuje się, że jestem pierwszą osobą w życiu tego mężczyzny, z którą on dzieli się swoimi problemami z seksem. Czuję wtedy ogromny smutek, że ta ważna sfera życia jest zaniedbywana, na co wpływ ma między innymi dominująca norma kulturowa, zgodnie z którą o seksie nie powinno się mówić. Powinno się go jedynie uprawiać, jak próbuje nas przekonać w spotach społecznych Ministerstwo Zdrowia (śmiech).
Dostrzegam jednak pozytywne zmiany. Mężczyźni coraz częściej sięgają po fachową literaturę, szukając w niej rozwiązań swoich problemów. Wreszcie zwalczają w sobie wstyd i udają się do seksuologa. Z doświadczenia mogę powiedzieć, że przyjście na pierwszą wizytę to 80 proc. sukcesu. Pacjenci zrzucają z siebie taki ciężar, że z sesji wychodzą bez kurtki, czapki, parasola, nawet kluczyków do samochodu. Czują się jakby przebiegli ultramaraton i dostali medal. Potem jest już z górki.
Andrzej Gryżewski – seksuolog, psycholog i psychoterapeuta poznawczo-behawioralny. Autor bestsellerowej książki o męskiej seksualności „Sztuka obsługi penisa” i „Macho instrukcja obsługi”. Założyciel gabinetu Cbtseksuolog.pl. Miłośnik squasha i dalekich podróży.