Wakacje od innych mogą być wzbogacającym doświadczeniem. W samotności można wreszcie usłyszeć własne myśli, zastanowić się nad swoimi potrzebami, podjąć autonomiczną decyzję. Ale długotrwała samotność jest jednym z najbardziej dotkliwych doświadczeń w życiu człowieka. „Samotność dodaje skrzydeł, lecz tylko tym, którzy mają solidną bazę – bezpieczną więź z najbliższymi” – mówi psychoterapeutka Ewa Chalimoniuk. Dlaczego „sam” nie zawsze znaczy „samotny”?
Ewa Pluta: Co to właściwie znaczy – być samotnym?
Ewa Chalimoniuk: Samotna osoba nie tworzy stałej, bezpiecznej więzi z partnerem czy partnerką, rodzicami lub inną bliską osobą. W jej życiu nie ma intymnej relacji opartej na zaufaniu, bliskości, akceptacji. Nikt na nią nie czeka, gdy wraca po krótszej bądź dłuższej nieobecności. Samotny człowiek czuje się przez wszystkich opuszczony. To dojmujące doświadczenie, ponieważ utrzymywanie stałej i bezpiecznej więzi z drugą osobą jest podstawową potrzebą człowieka.
Są jednak sytuacje, w których czujemy się dobrze bez towarzystwa ludzi. Mówimy wtedy, że wreszcie możemy pobyć sami ze sobą. Upragnione wakacje od innych.
Człowiek lubi czasem być sam, ale nie jest stworzony do samotności. To znaczy, że może ją przeżywać bez poczucia utraty i opuszczenia, jeśli łączą go więzi z innymi ludźmi. Wtedy będzie doceniać chwile samotności. Wreszcie może zrealizować naturalną i zdrową potrzebę – swojej autonomii, odseparowania się od innych. To czas tylko dla siebie. Można pobyć ze swoimi myślami, fantazjami, marzeniami. Poleniuchować, poczytać książkę, wyjść na spacer, pojechać na wczasy. Napawać się samotnością, ale z poczuciem, że nie jest się samotnym w życiu. Powiem nieco metaforycznie: jesteśmy sami w pokoju, ale z kojącą świadomością, że za ścianą ktoś jest i w każdej chwili można się z tą osobą spotkać.
A jeśli za ścianą nikogo nie ma? Czym grozi samotność?
Przedłużająca się samotność rodzi pustkę, głęboki dyskomfort, ból. Może powodować obniżenie nastroju, spadek poczucia własnej wartości, stany lękowe, depresję. Większość samotnych bardzo cierpi. Widać to po osobach, które przez wiele lat żyły w relacji, ale nagle zostały opuszczone. Partner zdradził, odszedł czy zmarł. To wywołuje poczucie głębokiej straty. W tej sytuacji jedni przeżywają żałobę, inni szybko wchodzą w kolejny związek – byle uniknąć samotności. Dodatkowo niektórzy mają problem z ekspresją emocji. Tłumią smutek, złość, gniew, żal. Jeśli emocje nie zostaną „przepracowane”, będą szukać ujścia. Ciało zacznie chorować. Często tak się dzieje ze starymi ludźmi, którzy mocno podupadają na zdrowiu, gdy umierają ich najbliżsi, opuszczają dzieci.
Im samotność trwa dłużej, tym trudniej z niej wyjść?
Długotrwała alienacja skutkuje tym, że ludzie przestają w siebie wierzyć. Myślą, że już nigdy nie nawiążą bliskiej relacji i do śmierci pozostaną samotni, co może działać jak samospełniająca się przepowiednia. Albo inaczej, wreszcie spotykają potencjalnego partnera, którego traktują jak ostatnią deskę ratunku. Są wobec niego zaborczy. Reagują złością, gdy partner nawiązuje znajomości poza związkiem. Boją się, że znowu zostaną opuszczeni. Zbyt długa samotność sprawia, że chcą za bardzo, za mocno, zbyt szybko. Nie dają ani sobie, ani partnerowi czasu na zbudowanie bliskości i zaufania. To może przedwcześnie zniszczyć związek.
Łatwo wyobrazić sobie odwrotną sytuację, w której samotna osoba nie wierzy, że tak miły i atrakcyjny człowiek chce się do niej zbliżyć.
Mało tego, długotrwale samotne osoby stają się podejrzliwe: „Jak to? On chce być ze mną? Może czegoś chce? Przecież na pewno nie zależy mu na mnie”. Co z tego, że partner okazuje uczucie, pożąda, nieba by przychylił. Ciągle spotyka się z nieufnością. Z czasem dochodzi on do momentu krytycznego, w którym stwierdza, że czegokolwiek by nie zrobił, jak bardzo by się nie starał, i tak będzie za mało. Więc odchodzi zrezygnowany.
Przedłużająca się samotność rodzi pustkę, głęboki dyskomfort, ból. Może powodować obniżenie nastroju, spadek poczucia własnej wartości, stany lękowe, depresję. Większość samotnych bardzo cierpi.
Dla wielu osób samotność, nawet chwilowa, jest katorgą. Skąd ten strach przed przebywaniem w swoim własnym towarzystwie?
Taka osoba nie dojrzała, nie osiągnęła zdolności do życia w sposób samoistny. Chce, by zawsze ktoś z nią był. Dziecko separuje się od rodziców najczęściej w wieku 4-5 lat. Oczywiście pod warunkiem, że łącząca ich więź była prawidłowa: bezpieczna, pełna akceptacji i zaufania. W czasie dorastania proces separacji się powtarza, po to, abyśmy ostatecznie osiągnęli zdolność do życia jako odrębne, samodzielne jednostki. Nastolatki buntują się przeciwko rodzicom, by się od nich emocjonalnie oddzielić. Dobrze przeżyty bunt pozwala uzyskać większą autonomię. To nauka wyznaczania własnych granic i respektowania granic innych osób. Szkoła tolerancji. Istnieje jednak ryzyko, że zarówno w dzieciństwie, jak i dorosłości proces separacji od rodziców nie zakończy się pomyślnie. Powodów może być kilka. Jeśli niemowlę nie doświadczyło wystarczająco dobrej symbiozy z opiekunem, w dorosłym życiu wciąż jej pragnie. Albo gdy rodzice nie radzili sobie z separacją dziecka i na różne sposoby uniemożliwiali mu zdobycie poczucia odrębności. Trudno było im zaakceptować, że dziecko nie jest takie, jak sobie wyobrażali, że się od nich oddala.
Młody człowiek albo zrezygnuje z siebie i staje się zależny od rodzica, albo zaczyna się oddzielać i wyrywać na wolność. Najczęściej jest to splątanie tych dwóch tendencji – na złość nie będę taki, jak rodzice oczekują, a jednocześnie nadal jestem od nich zależny.
To nie jest zdrowy bunt.
Nastolatek zaczyna budować swoją tożsamość w fałszywy sposób – na totalnej opozycji wobec rodziców. Nie zastanawia się nad swoimi potrzebami i pragnieniami. Wie jedno: nie chce być taki jak ojciec czy matka. Podam przykład. Dorosła, ale wciąż zbuntowana córka oświadcza, że nie chce wziąć ślubu, który dla jej matki jest wielką wartością, a poza tym „co ludzie powiedzą”… „Na złość mamie odmrożę sobie uszy” – postanawia córka, nie zastanawiając się jednocześnie, czy ślub jest dla niej ważny, czy nie, ani co czuje w tej sytuacji jej chłopak. Cała składa się z buntu wobec matki. Terapia służy temu, by przyjrzeć się swoim potrzebom i stwierdzić, co jest faktycznie „moje”, a co stanowi obciążający bagaż ufundowany przez najbliższych. To punkt wyjścia, od którego zaczyna się pracę nad ustanowieniem swojej autonomii. Dzięki niej dwoje ludzi potrafi żyć w związku, a gdy zachodzi taka potrzeba, funkcjonować oddzielnie.
Jedna osoba chce jechać w góry, a druga pobyć sama w domu. Czasem jest to powód do kłótni.
W dobrze funkcjonujących związkach partnerzy szanują to, że druga osoba ma czasem ochotę być sama. Nie stanowi to zagrożenia dla stałości i bezpieczeństwa relacji. Partnerzy nie rozstają się, tylko dlatego że jedno z nich ma ochotę pożyć swoim życiem. Skoro ja lubię marchewkę, a ty groszek, to pozostańmy przy swoich preferencjach. Nie musimy przecież jeść tego, czego nie lubimy, co nie zmienia jednak faktu, że chcemy być ze sobą.
Przeczytaj także: Psychologiczne oblicza samotności
Często trafiają do pani gabinetu osoby, które samotność przerasta i chcą wreszcie z niej wyjść?
Ludzie zgłaszają się do terapeutów w większości przypadków z powodu samotności. Spotykam często trzydziesto-, czterdziestolatków – wykształconych, majętnych, atrakcyjnych, którym nie udało się stworzyć szczęśliwej relacji miłosnej i bardzo cierpią z tego powodu. To często osoby, które w przeszłości przeżyły największą z dziecięcych traum – opuszczenie przez rodziców. Chodzi tu zarówno o fizyczne odejście rodziców, na przykład jedno z nich umarło, jak i emocjonalne porzucenie. W dorosłym życiu osoby te mogą sobie świetnie radzić, zadziwiać innych swoją zaradnością czy inteligencją. W głębi duszy czują jednak lęk przed opuszczeniem. W samotności odżywa w nich wczesnodziecięca trauma, więc żeby uniknąć dyskomfortu, otaczają się ludźmi, czasem na siłę.
Na samotność uskarżają się też osoby, które żyją w związku, ale z partnerem nie łączy ich miłość i intymność, lecz lęk przed samotnością. Boją się, że w pojedynkę sobie nie poradzą. Jednocześnie czują, że ich potrzeby nie są zaspokajane. Żyją swoim życiem, choć oczekiwali od partnera wspólnoty na każdym poziomie. Na samotność uskarżają się też osoby, których partner zdradził lub odszedł, i nie mogą sobie z tym poradzić. Samotność to powszechne zjawisko.
Skąd się bierze samotność?
Najczęściej wynika stąd, że w pierwszych latach życia nie udało się zbudować z matką prawidłowej, stabilnej więzi. Ten deficyt z dzieciństwa daje o sobie znać w dorosłym życiu, gdy przychodzi czas na nawiązywanie różnych więzi – od przyjacielskich po miłosne. Osoby te żyją często iluzją, że mąż może zastąpić im ojca, a żona matkę.
Oczywiście można, a nawet trzeba, mieć oczekiwania wobec partnera, ale nie należy liczyć, że zrealizuje wszystkie nasze potrzeby – zarówno te dziecięce, jak i dorosłe.
Bez terapii trudno sobie to uświadomić?
W trakcie terapii pacjenci uczą się troski o siebie, miłości własnej, pracują nad poczuciem własnej wartości. Najpierw muszą się jednak zmierzyć z bolesną prawdą – w dzieciństwie nie otrzymali tego, co im się należało i czego oczekiwali. Jako dorośli ludzie mają prawo odczuwać z tego powodu złość, smutek, gniew. Potem muszą przeżyć utratę nadziei, że partner nie zastąpi matki czy ojca, i że sami powinni wziąć odpowiedzialność za swoje potrzeby. Dzięki terapii te osoby mają szanse stworzyć z partnerem bezpieczną więź. Chyba że związek wcale nie rokuje – partner jest skupiony wyłącznie na sobie, wzajemne uczucie i troska nie istnieją. Wtedy należy zadecydować, czy się zostaje w relacji, czy odchodzi.
Samotności nie należy się bać?
Przebywanie w samotności, w swojej autonomii, to bardzo ważna umiejętność. Bez niej prawdopodobnie nie powstałoby nic twórczego. Wszelkie działania paraliżowałby przymus szukania potwierdzenia swojej wartości w oczach innych, strach przed porażką. W samotności można usłyszeć własne myśli, zastanowić się nad swoimi potrzebami, podjąć autonomiczną decyzję. Samotność dodaje skrzydeł, ale tylko tym, którzy mają solidną bazę – bezpieczną więź z najbliższymi.
Ewa Chalimoniuk – certyfikowany psychoterapeuta i trener Polskiego Towarzystwa Psychologicznego. Certyfikowany psychoterapeuta Europejskiego Stowarzyszenia Psychoterapii. W latach 2009-2011 przewodnicząca Polskiego Towarzystwa Integracji Psychoterapii. Prowadzi terapię indywidualną, rodzinną i grupową korzystając z różnych podejść teoretycznych. Absolwentka Wydziału Pedagogiki Specjalnej Uniwersytetu Gdańskiego, Podyplomowych Studiów Profilaktyki i Resocjalizacji. Ukończyła Studium Terapii Rodzin. Posiada duże doświadczenie w pracy z osobami po stracie (żałoba) oraz pomocy osobom w kryzysie i traumą. Przez wiele lat prowadziła zajęcia na Uniwersytecie SWPS. Jest członkiem zespołu Laboratorium Psychoedukacji w Warszawie.
Obejrzyj webinar „Samotność pośród ludzi”
Otoczeni ludźmi, ale samotni. Mając rodziny, wielu znajomych i dobre relacje w pracy, czujemy się osamotnieni, w izolacji, zmarginalizowani, odrzuceni. Dlaczego tak jest? Co na to wpływa? Czy kontakty twarzą w twarz mogą uczynić nas zdrowszymi, szczęśliwszymi i mądrzejszymi? Jakie są konsekwencje długotrwałego poczucia osamotnienia i do jakich zaburzeń prowadzą? Jak na dobre pożegnać ten stan? Psycholog Joanna Gutral rozmawia o tym z psycholożką i psychoterapeutką Ewą Chalimoniuk.