Kto wśród bliskiego otoczenia nie zna przynajmniej jednej osoby, która jest już po rozwodzie lub w trakcie toczącej się sprawy, ręka do góry! Właśnie! Uogólniając, świat rozwodzi się na potęgę i nie jest to zjawisko przynależne do socjologicznej fantastyki, rodem z powieści Philipa K. Dicka. Chociaż rozwód jest społecznym fenomenem, widocznym szczególnie w wysoko rozwiniętych krajach, a ponadto zawsze dotyczy dwojga ludzi, którzy z jakichś powodów nie mogą lub nie chcą już być dalej w formalnym związku, to jednak przede wszystkim jest zerwaniem umowy i odstąpienie od niej wymaga podjęcia prawnych kroków. W rozmowie z dr Małgorzatą Eysymontt, adwokatem i ekspertką w dziedzinie prawa rodzinnego, przyjrzymy się wieloaspektowości rozwodów, przesłankom rozpatrywanym przez sąd, zmianie podejścia do narastającego od kilku dekad zjawiska. Powiemy sobie także o roli prawnika w całym procesie i jego kompetencjach miękkich, które okazują się być na wagę złota.
Marta Nizio, Redakcja stron internetowych Uniwersytetu SWPS: Statystyki są alarmujące. Wynika z nich, że co drugie małżeństwo w polskich miastach się rozpada. Dlaczego tak się dzieje?
Dr Małgorzata Eysymontt: Jeśli chodzi o statystyki, to na ten moment dysponuję danymi GUS za rok 2017 (Rocznik Demograficzny 2017) i najbardziej zaskakujące są nie tyle liczby, bo umówmy się, że już od kilku lat utrzymująca się tendencja zwyżkowa przestała szokować, ile zmiany dotyczące najczęstszych przyczyn rozwodu. Co ciekawe, coraz częściej rozwodzimy się z powodu tzw. niezgodności charakterów. Dane statystyczne dostarczają cennych informacji na temat naszego społeczeństwa. Uwzględniają różne aspekty dotyczące rozwodu, m.in. poziom wykształcenia i status na rynku pracy rozwodzących się małżonków, ich staż małżeński, wiek, liczbę małoletnich dzieci czy obszar zamieszkania w chwili podjęcia decyzji o rozwodzie. Z tych danych wynika, że najwięcej rozwodów jest w dużych miastach. Na szczycie utrzymuje się województwo mazowieckie i śląskie, nieco niżej wielkopolskie. Co ciekawe, coraz częściej to kobiety podejmują tę finalną decyzję.
Skąd taki trend?
Zapewne jest to efekt przemian społecznych, jakie zaszły w ciągu ostatnich dekad. Kobiety, zwłaszcza w dużych aglomeracjach miejskich, mają możliwość zarobkowania, awansowania, są pewniejsze siebie, swojej pozycji. Często zarabiają dobre pieniądze i mają świadomość, że będą w stanie utrzymać siebie i dzieci po rozwodzie. W mniejszych miejscowościach inna jest nieco rola kobiety i jej status. Jeśli kobiety nie są zdolne do samodzielności finansowej, nie decydują się na ten ostateczny krok lub robią to później. Spore znaczenie ma także społeczne nastawienie. W dużych miastach kobiety są bardziej anonimowe, mogą iść anonimowo po poradę do prawnika. W małym mieście istnieje obawa, że ta anonimowość nie będzie kobiecie zapewniona.
No tak, i to słynne „co ludzie powiedzą” może zahamować pewne kroki.
Właśnie, to też jest nie bez znaczenia. Specyfika życia na wsi lub w małych miastach rządzi się nieco innymi prawami, ale oczywiście nie jest to charakterystyczne tylko dla Polski, wszędzie tak jest, im mniejsza społeczność, tym mniejsza anonimowość.
Dane GUSu wiele mówią także o przyczynach rozwodów. Czy Pani, jako ekspert w dziedzinie rozwodów wnika w motywy, którymi kierują się klienci? Czy w ogóle Panią to interesuje?
Oczywiście, to jest początek mojej pracy z klientem – poznanie przyczyny. Co więcej, bez analizy, czy w ogóle doszło do tzw. rozkładu pożycia małżeńskiego, nie da się przeprowadzić postępowania rozwodowego. W zależności od tego, kogo reprezentuję – czy osobę występującą z pozwem czy tę, która pozew otrzymała, muszę odpowiednio się przygotować, poznać stan faktyczny i oczekiwania klienta – czy domaga się rozwodu z orzeczeniem o winie współmałżonka czy też bez orzekania o niej. Są sprawy, gdy chodzi przede wszystkim o ustalenie alimentów lub opieki nad małoletnimi dziećmi Stron i kontaktów z nimi, są też takie przypadki, gdy kością niezgody może okazać się pojawienie się osoby trzeciej czy innych zobowiązań alimentacyjnych. W każdym z tych przykładów motywy moich klientów są niezwykle interesujące, nie tylko dla Małgorzaty Eysymontt adwokata, ale także dla Małgorzaty Eysymontt człowieka. Jak już wcześniej wspomniałam, z raportu Głównego Urzędu Statystycznego wynika jasno, że główną przyczyną rozwodów w Polsce jest od pewnego czasu niezgodność charakterów.
Właśnie „niezgodność charakterów”. Zawsze mnie intrygował ten zwrot i wydawało mi się, że został zawłaszczony przez hollywoodzkie produkcje filmowe. Co niezgodność charakterów oznacza w praktyce?
To jest bardzo pojemne określenie. Zanim odpowiem na to pytanie, musimy się cofnąć w opowieści o rozwodach kilka kroków wstecz. Po pierwsze, aby można było orzec rozwód, muszą zostać spełnione przesłanki określone w art. 56 § 1 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, tj. zupełny i trwały rozkład pożycia, a więc tzw. przesłanki pozytywne orzeczenia rozwodu. Jeśli one wystąpią, a nie pojawiają się przesłanki negatywne, o czym za chwilę, to sąd orzeknie rozwód. Rozkład pożycia jest ściśle związany z niewykonywaniem obowiązków małżeńskich, jakie nasz ustawodawca określił w art. 23 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, a mianowicie są to: obowiązek wspólnego pożycia, wierności, wzajemnej pomocy i współdziałania dla dobra rodziny.
Kiedy w takim razie występuje rozkład pożycia małżeńskiego zupełny i trwały?
Rozkład zupełny następuje wówczas, gdy pomiędzy małżonkami ustały wszelkie łączące ich więzi, a więc więź duchowa (emocjonalna), fizyczna i gospodarcza (materialna), które w zasadzie są głównymi fundamentami związku małżeńskiego. Z kolei rozkład trwały to taka sytuacja, gdy na podstawie okoliczności danej sprawy i zasad doświadczenia życiowego możemy stwierdzić, że powrót małżonków do wspólnoty małżeńskiej we wszystkich wspomnianych aspektach (duchowym, fizycznym i materialnym) nie jest już możliwy. Tu ważną, choć nie zawsze decydującą, przesłanką będzie stanowił upływ czasu, okres oddalenia się małżonków od siebie.
Co oznaczają te więzi?
Więź duchowa oznacza przywiązanie emocjonalne, wzajemny pozytywny stosunek uczuciowy małżonków – uczucie miłości i bliskości, wzajemny szacunek, szczerość i zaufanie, a także wyrozumiałość, umiejętność uwzględniania potrzeb drugiej osoby, podejmowania kompromisów. Druga więź to więź fizyczna, intymna. Wspólnota fizyczna małżonków oznacza utrzymywanie przez nich stosunków płciowych. Przy czym, należy pamiętać, że w ocenie sądu – oczywiście o ile takie stosunki są obustronnie dobrowolne – nawet sporadyczne współżycie małżonków oznaczać będzie z reguły, że rozkład pożycia nie jest jeszcze zupełny, skoro więź ta nadal trwa. W swojej praktyce często spotykam osoby, które wykryły zdradę u partnera albo – co ciekawe – ponieważ nie potrafiły podtrzymać więzi duchowej, oddaliły się od siebie także fizycznie i przestały być dla siebie atrakcyjne seksualnie. Są też związki, w których bliskość fizyczna traktowana jest instrumentalnie i nie mówimy tu o patologiach, ale o takich przypadkach, gdzie aspekt seksualny jest podtrzymywany wyłącznie w celach rodzicielskich, reprodukcyjnych, zwłaszcza gdy małżonkowie mają trudności w poczęciu dziecka. Zdarza się, że z tego powodu właśnie mąż traci zainteresowanie swoją żoną, czuje się traktowany przedmiotowo, szuka bliskości poza związkiem małżeńskim. Są też i takie sytuacje, gdy zgłasza się do mnie kobieta w kwiecie wieku i stwierdza, że po 20 latach z mężem, który nie interesuje się nią fizycznie, nie chce już kontynuować tej relacji, zwłaszcza gdy dorastające dzieci opuściły już dom… Trzecia więź a, którą weryfikuje sąd, to więź gospodarcza. I nie chodzi tutaj o to, czy mamy wspólne konto lub wspólnie zamieszkujemy, ale o to, czy wspólnie prowadzimy gospodarstwo domowe. Podsumowując, podczas rozprawy rozwodowej sąd dokonuje wnikliwej analizy tego, czy i kiedy więzi łączące małżonków ustały, zadaje pytania, co pozwala mu ocenić, czy zostały spełnione pozytywne przesłanki orzeczenia rozwodu, a więc czy pomiędzy małżonkami nastąpił zupełny i trwały rozkład pożycia.
A wspominała Pani też o przesłankach negatywnych?
Owszem, jeżeli obie strony chciałyby się rozwieść i są zdeterminowane, żeby się rozejść, a z okoliczności sprawy wynika, że nastąpił zupełny i trwały rozkład pożycia, to sąd musi jeszcze zweryfikować, czy nie zachodzą takie okoliczności, które wyłączałyby możliwość orzeczenia rozwodu. Jeśli małżonkowie mają wspólne małoletnie dzieci, to sąd przede wszystkim musi mieć na względzie dobro tych dzieci i może oddalić powództwo, jeśli okazałoby się, że ich dobro na skutek rozwodu mogłoby ucierpieć. Po drugie, gdy rozwód jest sprzeczny z zasadami współżycia społecznego, czyli np. jeden z małżonków jest trwale niezdolny do pracy, nie ma innych krewnych, którzy mogliby roztaczać nad nim opiekę, orzeczenie rozwodu będzie niedopuszczalne. Sąd musi więc przeanalizować każdą sprawę indywidulanie i uwzględnić dobro tych, którzy na rozwodzie mogą najbardziej ucierpieć. Musi uwzględnić ewentualne pojawienie się drugiej rodziny i to, czy np. dziecko nie jest wykorzystywane do wzajemnych rozgrywek. Sąd też nie może udzielić rozwodu, jeżeli żąda go małżonek wyłącznie winny rozkładu pożycia małżeńskiego, np. bił, pił, notorycznie zdradzał, nie łożył na utrzymanie rodziny, chyba że drugi małżonek wyrazi zgodę na rozwód (sąd musi przede wszystkim kierować się tym, czy ta strona niewinna też tego chce) albo że odmowa takiej zgody w danych okolicznościach byłaby sprzeczna z zasadami współżycia społecznego.
No właśnie, wspomina Pani o biciu, piciu i zdradzie, więc wróćmy do tej niezgodności charakterów.
Według danych, co czwarte małżeństwo rozpada się właśnie przez te niezgodności. Pojęcie to jest różnie rozumiane, określane jako różnice światopoglądowe lub różnice charakterów. Małżonkowie mogą powiedzieć, że najpierw dobrze się układało i przed ślubem i po ślubie, ale im dłużej ich małżeństwo trwa, tym zaczynają mieć ze sobą coraz mniej wspólnego. W pewnym momencie okazuje się, że małżonkowie nie potrafią się porozumieć na wielu płaszczyznach. Nie mają wspólnych zainteresowań, wartości i celów, ich potrzeby różnią się, konfliktują się i w konsekwencji pojawia się rozkład pożycia, ponieważ nie da się już ich związku „posklejać”. A konfliktować można się naprawdę o wszystko, co niekiedy budzi zdumienie. Zdarzają się klienci, którzy nagle orientują się, że partner ma kompletnie odmienny światopogląd i to może okazać się pierwszą przyczyną nieporozumień. Nawet całkiem niedawno prowadziłam sprawę małżonków, których poróżniły poglądy polityczne i różnice kulturowe. Coraz częściej, gdy małżonkowie decydują się rozwieść bez orzekania o winie, w przyczynach rozkładu pożycia małżeńskiego podają „niezgodność charakterów”, nieumiejętność spędzania wspólnie czasu. Zgodzę się, że jest to swego rodzaju skrót myślowy, ale czasami użycie go okazuje się najlepszym rozwiązaniem.
Wychodzi jednak na to, że ta niezgodność charakterów wypada blado w porównaniu z uzależnieniami, zdradami i przemocą.
Ciężko stwierdzać, co jest gorsze, a co lepsze, staram się nie wartościować. Każda sprawa jest indywidualna i wytycza nieco inne standardy. Z pewnością sąd, biorąc pod uwagę charakter jego pracy, musi zbadać przyczyny rozkładu pożycia małżeńskiego. Wyobraźmy sobie np. taką sytuację: kobieta składa pozew z wnioskiem o orzeczenie o wyłącznej winie męża, który ją zdradził i w międzyczasie założył nieformalnie drugą rodzinę, zaniedbywał dom. Na co mąż zaprzecza i wnosi o orzeczenie o winie żony lub obojga Stron, sugerując, że zdrada nie była przyczyną, tylko skutkiem rozkładu pożycia małżeńskiego, ponieważ małżonkowie Już dawno oddalili się od siebie pod każdym względem i żona dbała wyłącznie o dobro dzieci, odstawiając męża na dalszy plan. Sąd w takiej sytuacji musi zbadać faktyczną przyczynę rozkładu pożycia danego małżeństwa. Warto pamiętać, że sąd orzeka o winie lub nie. Jeśli małżonkowie zgodnie nie chcą orzekania o winie, to sąd przychyla się do ich wniosku. A jak nie ma małoletnich dzieci, to sprawa naprawdę może potoczyć się ekspresowo. Spraw kończących się orzeczeniem o wyłącznej winie jednego z małżonków jest zdecydowanie mniej, orzeczeń o obopólnej winie jest znacznie więcej. Nie ma jednak takiego działania, że sąd sprawdza kto jest mniej lub bardziej winny, w jakim procencie. Wina wyłączna pojawia się rzadziej. I tu kobiety, w udowadnianiu jej mężowi, są bardziej zdeterminowane. Zawsze wówczas zadaję klientce pytanie, do czego właściwie to orzeczenie będzie jej potrzebne. Jeśli dla własnej satysfakcji, to należy zastanowić się nad tym, czy warto podejmować taki wysiłek. Fizyczny i przede wszystkim psychiczny. Należy pamiętać, że takie postępowania trwają znacznie dłużej, z uwagi na rozbudowane postępowanie dowodowe.
Właśnie, ten wysiłek psychiczny. Czy prawnik jest też psychologiem? Zdarza się Pani tzw. rozmowa o życiu, rozmowa o charakterze terapeutycznym, z osobą składającą pozew? Słyszałam o istnieniu kogoś takiego jak mediator w sprawie rozwodowej.
Zarówno przed przystąpieniem do składania pozwu, jak i w trakcie trwania postępowania, mamy możliwość wystąpienia o mediacje. Zawsze zachęcam do skorzystania z takiej formy pośrednictwa. Gdy sądy dostrzegają jakąś szansę wypracowania porozumienia, mogą skierować małżonków na mediację. Mediatorami są psychologowie, pedagodzy, czasami prawnicy i zdarza się, że udaje im się doprowadzić do kompromisu. Wypracowana ugoda będzie dotyczyła najczęściej opieki nad wspólnymi małoletnimi dziećmi czy kwestii związanych z ich wychowaniem, kontaktów rodziców z małoletnimi dziećmi.. Możliwe jest również uregulowanie w ten sposób kwestii majątkowych, np. dotyczących alimentów na dzieci, ale również mieszkania czy podziału majątku dorobkowego. Są pary, które mogą sobie pozwolić na oddzielne zamieszkiwanie po rozwodzie, są jednak i takie, których nie stać na osobny lokal i wtedy na wniosek jednego z małżonków, sąd może orzec o sposobie korzystania ze wspólnie zajmowanego lokalu. Jeżeli mediator potrafi doprowadzić do porozumienia, nie eskalując konfliktu, to może on pozytywnie przyczynić się do rozejścia się pary bez orzekania o winie. A to bardzo dużo. Często, to dzięki mediacjom Strony po raz pierwszy są w stanie podjąć ze sobą dialog, zakomunikować, co doprowadziło do rozstania. Odpowiadając na pierwszą część pytania: z pewnością prowadzenie spraw rozwodowych nie jest dla wszystkich. Każda sprawa angażuje emocjonalnie, trzeba też zadać pewne trudne pytania. Staram się je postrzegać jako konieczne fakty, nieco dystansować. Jednak zdarzało mi się obserwować różnych pełnomocników, którzy niezwykle mocno angażowali się w sytuację reprezentowanych klientów i w mojej ocenie, ich postępowanie doprowadzało do nasilenia i tak już napiętych relacji czy wydłużenia procesu.
A jacy są Pani klienci? Wykształceni? Niewykształceni? Głównie kobiety czy mężczyźni? Z jakim stażem małżeńskim pary najczęściej biorą rozwód?
Nie ma jednego rodzaju klienta. Przychodzą do mnie osoby z różnym wykształceniem, statusem majątkowym, a także z różnym stażem małżeńskim, zarówno bardzo młode, zaledwie kilka lat po ślubie, jak też i pozostające w małżeństwie z długoletnim stażem. Tak się złożyło, że najczęściej do mnie trafiają mężczyźni. Często już w momencie, gdy otrzymali pozew rozwodowy lub żona zakomunikowała im, że taki pozew złożyła i odtąd będzie się z nim komunikowała wyłącznie przez swojego pełnomocnika. Jeśli chodzi o sprawy rozwodowe, to mam rozmaite obserwacje. Jedną z nich jest np. ta, że kobiety, które się do mnie zgłaszają, kierują się przede wszystkim pragmatyzmem – dopóki nie zabezpieczą dzieci i siebie, nie podejmą ostatecznej decyzji co do rozstania. Czasami od pierwszej konsultacji mija rok, nim do mnie wrócą. Widzę najpierw kobiety przerażone swoją sytuacją, tym, że je np. partner zdradził, a gdy wracają po kilku miesiącach, widzę odmienione twarze, przeświadczenie, że „dam radę”, pewne swojej decyzji, gotowe do działania. Z jednej strony dojrzewają emocjonalnie, z drugiej zabierają się do gromadzenia potrzebnej dokumentacji. Mam też do czynienia z ludźmi wypalonymi związkiem, ale i takie przypadki, gdy pojawiają się używki całkowicie niszczące małżeństwo.
Gdyby Pani miała w pigułce powiedzieć, jak wygląda proces rozwodowy? Gdzie się składa wniosek? Jakie są konieczne kroki?
Odpowiem przewrotnie: tak naprawdę prawnik nie jest tu konieczny. Na przykład ściągnięty formularz pozwu rozwodowego ze strony internetowej Sądu Okręgowego wystarczy do samodzielnego wszczęcia postępowania. Wiadomo, że pewne kwestie trzeba udokumentować i przedstawić w toku sprawy, pamiętać o wymogach formalnych pisma procesowego. Zdarza się jednak, że o czymś się zapomni, czegoś się nie uzupełni, nie o wszystkim się pamięta. Sąd wtedy wzywa do uzupełnienia braków formalnych, więc cała sprawa może się przedłużyć. Musimy wykazać, że zaistniały pozytywne przesłanki orzeczenia rozwodu i brak jest przesłanek negatywnych, że nastąpił zupełny i trwały rozkład pożycia małżeńskiego, a więc ustały te trzy więzi, o których mówiłam na początku, a gdy w związku są wspólne małoletnie dzieci, przede wszystkim złożyć wniosek dotyczący władzy rodzicielskiej, kontaktów oraz alimentów itp. To są podstawowe kwestie. Wiadomo, że fachowa pomoc specjalisty ułatwia przebrnięcie przez postępowanie, któremu towarzyszy wiele silnych emocji. Profesjonalny pełnomocnik zarówno doradzi w sprawie zbierania niezbędnych dowodów, jak i wyjaśni wszystkie formalności. Najtrudniejsze jednal w rozwodach nie są wnioski, nie są dokumenty, a właśnie ten bagaż emocji, z którym kobieta lub mężczyzna myślą, że się uporali, a potem na rozprawie zaczynają wszystko przeżywać od nowa, zwłaszcza gdy muszą opowiedzieć o trudnych dla nich także intymnych sprawach. Pełnomocnik staje się wtedy wsparciem.
A czy klienci na forum piorą brudy? Wyciągają plik maili czy smsów, nagrania, które udowadniają winę małżonka?
W pismach procesowych składane są różne wnioski dowodowe, w tym na okoliczność zawinienia małżonka w rozkładzie pożycia czy też sytuację opiekuńczo-wychowawczą wspólnych małoletnich dzieci Stron. Mogą to być wnioski o przesłuchanie określonych świadków lub o przeprowadzenie dowodu z dokumentów. Jeśli chodzi o nagrania, to sądy różnie do tego podchodzą. Należy wziąć pod uwagę, że ten rodzaj dowodów może być wyjęty z kontekstu. Składając takie nagranie, należy kierować się zasadą dużej wstrzemięźliwości. Gdy jednak dysponujemy wyciągami z rachunków bankowych albo zrzutami z ekranu komputera lub telefonu, ściągniętymi z portali społecznościowych, ukazującymi np. że partner okłamał nas, że jedzie w delegację, a oznaczył się z inną kobietą na Fidżi, to tutaj sprawa jest dość oczywista. Dowody nie mogą łamać praw do prywatności. Sądy dopuszczają dowody dostarczone przez detektywów, ale – jak już wspomniałam – z uwzględnieniem zasady wstrzemięźliwości.
Odnośnie do tych brudów. Gdy jednej lub drugiej stronie zależy na uzyskaniu praw rodzicielskich, to skala konfliktu od 1-10 sięga?
Nie ma ustalonej skali, tak to może skonkluduję. Każda sprawa jest indywidualna i dużo zależy od kultury procesowej Stron i ich pełnomocników.
A czy dzieci zeznają w sprawach rozwodowych?
Co do zasady żadne dziecko poniżej 13 roku życia, a jeśli chodzi o wspólne małoletnie dzieci Stron, które nie ukończyły 17 lat, nie mogą być przesłuchiwane w charakterze świadków. Z kolei inną instytucją procesową jest tzw. wysłuchanie małoletniego przez sąd, odbywające się w tych sprawach, które dotyczą dziecka, w tym władzy rodzicielskiej, jego kontaktów z rodzicami czy ustalenia miejsca zamieszkania dziecka po rozwodzie. Tu trzeba oczywiście rozważyć rozwój umysłowy, stan zdrowia oraz stopień dojrzałości dziecka, a w miarę możliwości jego zdanie i rozsądne życzenia, w tym również, przy którym z rodziców dziecko chciałoby pozostać. Takie wysłuchanie odbywa się poza salą sądową. Oczywiście mowa tu o wspólnych małoletnich dzieciach. Gdy dzieci są już starsze lub gdy dzieci nie są wspólne, sprawa wygląda inaczej.
Wiemy też, że zdarzają się rodzice, którzy często wciągają dzieci w swoje spory. Spotyka się Pani z tak prowadzoną rozgrywką?
Rzeczywiście, istnieje takie zjawisko. W literaturze nazywane jest ono Parental Alienation Syndrome (z ang. Zespół Oddzielenia Rodzicielskiego), często funkcjonuje w Polsce pod nazwą syndromu Gardnera. Polega ono na tym, że rodzic pierwszoplanowy, czyli ten, który dzieckiem się opiekuje i częściej z nim przebywa itd., nastawia dziecko przeciwko drugiemu rodzicowi – drugoplanowemu (najczęściej temu, który z dzieckiem nie mieszka). Pierwszy rodzic określany także jako „narcystyczny” nie tylko nieświadomie wywiera wpływ i presję na dziecko, aktywnie angażując je w swój konflikt z drugim rodzicem, np. poprzez swój lekceważący stosunek do byłego partnera czy negatywne o nim wypowiedzi w obecności dziecka, ale także poprzez przelewanie własnych frustracji wobec rodzica drugoplanowego przy dziecku. Jest to nic innego jak rozgrywka dzieckiem wymierzona przeciwko małżonkowi. „Tatuś zły”, „Mamusia Ci nie kupi” itp., czyli schemat bardzo toksyczny, krzywdzący najbardziej oczywiście dziecko. A pamiętajmy, dziecko chłonie jak gąbka…
Dawniej rozwodnicy byli stygmatyzowani, skazani na społeczny ostracyzm, dziś rozwody w rodzinie stanowią normę. Co stoi za tak wielką przemianą światopoglądową?
Bardzo trudne pytanie, ponieważ nie jestem socjologiem. Myślę, że inna jest obecnie świadomość i akceptacja społeczna, ale także inne jest tempo życia, pozycja kobiet w związkach, wzajemne oczekiwania, kolejność priorytetów. Bardzo wiele się zmieniło, zarówno w kwestii nastawienia do instytucji małżeństwa, jak i wartości religijnych i kulturowych. Istnieje masa różnych związków, ale też i różnych form związków, które stanowią szczęśliwą rodzinę, a jednak nie są to tradycyjne związki sformalizowane. Zmieniło się społeczeństwo, zarówno polskie, jak i europejskie. Chociaż w Polsce idzie to nieco wolniej niż na świecie. Pozostawiam to bez wartościowania, czy jest to dobre czy złe. Tak się po prostu dzieje.
Ostatnie, nieprawnicze, pytanie, może zbyt śmiało zabrzmi. Dziś ludzie przed ślubem, pytani o motywy zawierania związku, mówią, że kierują się przede wszystkim miłością. Czy miłość nie jest przypadkiem w obliczu tych statystyk GUS-owskich przereklamowana?
Ciekawe pytanie. Moim zdaniem miłość nie jest przereklamowana, z tym że współcześnie stawia się jej coraz więcej wyzwań. Ludzie kiedyś wiązali się z nieco innych powodów. Oczywiście miłość była ważna, ale liczył się podobny status, wartości, chęć założenia rodziny. Obecnie, dynamika życia wymusza na nas zmianę priorytetów. Ponadto, mam taką obserwację, że wśród rozwodzących się par, często tych młodych, z krótkim stażem małżeńskim, nie ma zbyt wielu wspólnych trwałych łączników, współistnieją dwa różne światy, niemożliwe do scalenia. Ona z jednymi wzorcami, on z biegunowo odmiennymi. Oczywiście, pewne rzeczy można sobie i w sobie wypracować, bo umówmy się, że nie tylko samo wychowanie nas determinuje, ale także dom, z którego się wywodzimy i umiejętność dialogu, wyrażania i wysłuchania wzajemnych potrzeb i oczekiwań. Jest to silna tkanka, która w nas zostaje i nawet czasem sobie nie uświadamiamy, jak mocno to rzutuje na nasze wybory, sposób postępowania. Nie sądzę, by miłość była przereklamowana, ale wydaje mi się, że powinniśmy szukać w związku kilku punktów styku, które będą nas łączyć. Ważne, żeby mieć wspólne cele i chcieć je razem realizować.
Dziękuję za rozmowę.
Wywiadu udzieliła:
dr Małgorzata Eysymontt – adwokat. Specjalizuje się w prawie rodzinnym i prawie Unii Europejskiej. Zajmuje się także prawem karnym oraz legalizacją pobytu i zatrudnienia cudzoziemców. Jej zainteresowania naukowe koncentrują się wokół prawa rodzinnego, w szczególności postępowań rozwodowych i alimentacyjnych, a także prawa instytucjonalnego Unii Europejskiej. Jest adiunktem na Wydziale Prawa Uniwersytetu SWPS w Warszawie, gdzie prowadzi zajęcia z zakresu prawa cywilnego oraz prawa Unii Europejskiej. Prowadzi także własną kancelarię adwokacką. Jest miłośniczką języków obcych, w tym angielskiego i francuskiego oraz podróży.