Sprawa wolnożyjącego stada bydła z Ciecierzyc wywołała wiele emocji. Prawniczy punkt widzenia na tę sytuację przedstawi dr Michał Rudy, radca prawny, wykładowca Szkoły Prawa Uniwersytetu SWPS.
Podobno pierwsze zdanie w opowieści jest najważniejsze. Podobno ludzie myślą za pomocą opowieści, a nie faktów. Podobno im ta opowieść prostsza, tym lepiej. Niestety w opowieściach o uśmiercaniu zwierząt, nic nie jest proste. Nic nie jest takie jak się wydaje. Problem w tym, że nie są to zwykłe opowieści dla dzieci, lecz kazusy dla dorosłych i dotyczą spraw bardzo poważnych, takich jak prawo, ochrona humanitarna zwierząt, uśmiercanie zwierząt. Niektóre z nich ocierają się o występki, to jest o kwestię odpowiedzialności karnej.
Za górami, za lasami, za siedmioma autostradami (w sumie niektóre z nich to bardziej drogi ekspresowe), w każdym razie na łąkach, nad rzeczką, żyło sobie stado bydła. Najstarsi mieszkańcy z okolicy nie pamiętali czy bydło „poszło na wolność" („na giganta"?) dziesięć czy dwadzieścia lat temu. W każdym razie „poszło (...) i się rozmnożyło" a „prości ludzie (...) pięknie opowiadają, o tych zwierzakach". I pewnie stado żyłoby długo i szczęśliwie, unikając transportu do rzeźni, nie korzystając z systemu opieki weterynaryjnej, omijając system urzędowego monitorowania chorób zakaźnych zwierząt, „kradnąc" pasze i wodę niewiadomego pochodzenia (także uprawy po opryskach?), bez paszportów, gdyby w historii nie pojawił się zły smok (w sumie, biorąc pod uwagę obecną jego sytuację kadrową i finansową, to bardziej smoczek ale co tam, zły smok brzmi groźnie).
Zły smok, jak zobaczył stado bydła na gigancie, zionął z pyska (z pyszczka?) ogniem paragrafów i rzekł: „zabiję wszystkie krowy".
Legenda o złym smoku, ma swoje lokalne odpowiedniki w całej Unii Europejskiej. Wystarczy przypomnieć sprawę serbsko-bułgarskiej krowy Penki. W jej sprawie płynęły petycje, apele z różnych krajów Europy o ocalenie zwierzęcia - do Komisji Europejskiej, Rady UE, premiera Bułgarii itd. W mediach społecznościowych krowa zyskała swoje hasztagi: #savepenka oraz #prayforpenka. W obronę zwierzęcia zaangażowało się wiele znanych osób w tym muzyk i były członek zespołu „The Beatles" - Paul McCartney. Samo zwierzę, było „oskarżone" o nielegalnie przekroczenie granicy UE.
Inny „medialny" przykład, z początku 2018 r. to uciekinierka z transportu do rzeźni - krowa Florka. [Akcja rozgrywa się na krajowej łące nad rzeczką, na scenę wkracza Szewczyk Dratewka – „SzD", a nawet kilku.
„SzD" – mam nadzieję, że uda mi się powstrzymać twe zapędy zły smoku, jak zwykle zawiniłeś, a teraz napierasz na egzekucję tych biednych zwierząt.
I Szewczyk Dratewka, po zapewnieniu sobie odpowiedniego poparcia kibiców na stadionie, uzbrojony w argumenty: „wystarczy dobra wola [złego smoka]", „orzeczone [przez smoka] środki są niewspółmierne do problemu związanego z tymi zwierzętami", „pojawiły się też nowe okoliczności w tej sprawie [które zły smok ma wziąć pod uwagę], wystąpił z wnioskiem do złego smoka „o wstrzymanie decyzji o wybiciu stada". Wskazując jednocześnie , że istnieją alternatywne możliwości, które są w zgodzie z ustawą o ochronie zwierząt, a przeto są „bardziej" humanitarne niż nakaz uśmiercenia zwierząt.
A jaka jest prawda (prawna)?
W UE zwierzęta gospodarskie do jakich zaliczane jest bydło podlegają szeregowi przepisów dotyczących nie tylko warunków ich utrzymywania, ale również ich oznakowania, czy też wymagań weterynaryjnych z punktu widzenia zapobiegania i zwalczania chorób zakaźnych zwierząt.
Wymogi dotyczące opieki nad bydłem powodują, że ich posiadacz musi mieć nad zwierzętami stałą kontrolę, nawet w sytuacji, gdy utrzymuje je w systemie otwartym (tak z resztą jak w przytaczanej opowieści), czyli w systemie utrzymywania zwierząt na pastwisku, łące, a nie w budynkach gospodarczych. Zatem, w sprawie nie mamy do czynienia ze zwierzętami wolno żyjącymi, a zwierzętami gospodarskimi, którym właściciel, ich posiadacz, nie zapewnił prawidłowej opieki. W obowiązującym na terenie kraju porządku prawnym nie jest możliwe utrzymywanie bydła w półdzikich stadach, które są spędzane na czas ich uboju, gdyż istnieje konieczność zapewnienia codziennego nadzoru posiadacza nad utrzymywanym stadem (terminem „stado półdzikie" nie posługuje się żaden przepis prawa).
Wykluczenie możliwości utrzymywania bydła w stanie półdzikim, wiąże się z działaniami organów Inspekcji Weterynaryjnej, która w momencie, gdy wykryje niezgodności związane z utrzymaniem bydła, ma obowiązek podjąć konieczne działania.
Niezgodności bardzo często wiążą się z brakiem oznakowania zwierząt, szczególnie żyjących w stadach utrzymywanych na otwartym powietrzu (pamiętajmy, że potocznie tylko nazywa się je „stadami dzikimi"). Z kolei, brak wykonania decyzji nakazującej oznakowanie zwierząt, wiąże się z koniecznością ich uśmiercenia.
Ponadto, w przypadku bydła obowiązuje rozporządzenie Komisji (UE) nr 494/98 ustanawiające szczegółowe zasady wykonania rozporządzenia Rady (WE) nr 820/97 w odniesieniu do stosowania minimalnych sankcji administracyjnych w ramach systemu identyfikacji i rejestracji bydła.
Zgodnie z tym rozporządzeniem – „jeżeli jedno lub więcej zwierząt nie spełnia przepisów (...) wprowadza się ograniczenie przewozu zwierząt do lub z tego gospodarstwa a (...) Jeżeli właściciel zwierzęcia nie może potwierdzić autentyczności jego identyfikacji i identyfikowalności, właściwy organ, w stosownych przypadkach i na podstawie oceny ryzyka dla zdrowia zwierząt i bezpieczeństwa żywności, zarządza zniszczenie takiego zwierzęcia bez odszkodowania".
W przypadku bydła porzuconego, czyli bez stałego nadzoru jego posiadacza, nie ma możliwości ustalenia autentyczności identyfikacji i identyfikowalności zwierząt, gdy zwierzęta takie nie są oznakowane, a ich utrzymywanie bez nadzoru nie pozwala stwierdzić pochodzenia poszczególnych zwierząt. Co więcej należy zauważyć, że pod pojęciem oznakowania bydła wiąże się konkretny sposób ich identyfikacji, który obejmuje następujące elementy: kolczyki pozwalające na indywidualne identyfikowanie zwierząt, komputerowe bazy danych, paszporty zwierząt oraz indywidualne rejestry - prowadzone dla każdego gospodarstwa.
W każdym przypadku stwierdzenia utrzymywania nieoznakowanego bydła żyjącego na otwartym powietrzu zachodzi konieczność przeprowadzenia oceny ryzyka dla zdrowia zwierząt i bezpieczeństwa żywności, i rozważenie wydania decyzji nakazującej zabicie takich zwierząt bez odszkodowania.
Taka ocena ryzyka musi brać pod uwagę stopień realnego zagrożenia, a składa się z dwóch elementów: (1) analizy ryzyka (zagrożenia) dla zdrowia zwierząt (brak opieki weterynaryjnej, „kradzież paszy i wody niewiadomego pochodzenia); (2) analizy ryzyka (zagrożenia) dla bezpieczeństwa żywności (brak opieki weterynaryjnej, omijanie systemu urzędowego monitorowania chorób zakaźnych zwierząt (w tym zoonoz), „kradzież" paszy i wodę niewiadomego pochodzenia (także uprawy po opryskach?), bez paszportów). Żaden z nich nie jest ważniejszy, czy bardziej kluczowy, a wystarczy, iż organ stwierdzi zagrożenie w jednym z ww. obszarów, aby być obowiązanym do wydania decyzji administracyjnej.
W przypadku zatem wywiedzenia, iż nie jest ono małe (zagrożenie ma znaczenie), przed organami Inspekcji Weterynaryjnej nie pozostawiono innego wyboru, jak wydać decyzję z przepisu art. 1 ust. 2 rozporządzenia nr 494/98 nakazującą zabicie zwierząt bez odszkodowania, nawet jeżeli decyzja taka nie spotyka się z aprobatą społeczną, czy pobudki emocjonalne nakazują myśleć inaczej.
Kluczem w sprawie jest bezduszny termin „praworządność". Organy administracji publicznej, na mocy Konstytucji i ustawy Kodeks postępowania administracyjnego, są obowiązane (nie mają zatem innego wyboru) jak działać w granicy i na podstawie prawa, nie mogą przy tym pod naciskiem różnego rodzaju grup społecznych zmieniać decyzji ostatecznych i prawomocnych, na zasadzie własnego „widzimisię", bo fikcją wówczas byłaby idea państwa prawa, a o zaufaniu obywateli do pewności działań administracji publicznej nie mogłoby być mowy.
Wracając do naszego kazusu, jeżeli weźmiemy pod lupę stado niebywale duże, utrzymywane na wolnym powietrzu, którego właściciel od lat nie dopełnia wymogów prawa weterynaryjnego, stado które jest niezidentyfikowane i nieidentyfikowalne, którego status epizootyczny nie jest znany, gdzie nie można odtworzyć zdarzeń dotyczących tego stada, a ponadto stado którego właściciel został uznany za winnego przestępstwa znęcania się nad zwierzętami, to nie powinna dziwić decyzja Inspekcji Weterynaryjnej.
W szczególności jeżeli przypomnimy sobie, iż mamy do czynienia ze zwierzętami gospodarskimi, a nie dzikimi. W sprawie, jak zawsze zresztą w sytuacji kiedy robi się ona „medialna", pojawiają się głosy odmienne, co skutkuje konkretnymi działaniami, w tym przypadku niezliczonymi wnioskami składanymi bezpośrednio u organów Inspekcji. Są to wnioski o wstrzymanie wykonania decyzji, zmianę decyzji, jej uchylenie. Już sam interes prawny tych osób trzecich budzi wątpliwości, bo przecież, co do zasady go nie mają. Czują się jednakże w obowiązku postulować o podjęcie, konkretnych, w ich rozumieniu właściwych, działań przez organy administracji publicznej.
Chodzi o wyrażenie swojego niezadowolenia, o zablokowanie czynności w ich ocenie niewłaściwych, chodzi o wyrażenie opinii w dyskusji, w której tylko nieliczni zauważają, iż jakiekolwiek działanie musi być podparte przepisami prawa. Organ, ma zatem de facto związane ręce, bo musi działać zgodnie z zasadą praworządności, a przez to naraża się na niechęć części społeczeństwa. I tak zaczyna się medialna „przepychanka", w której złym smokiem, nakazujących zabicie zwierząt jest oczywiście Inspekcja Weterynaryjna.
Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, gdy pojawiają się głosy, iż wyrok karny skazujący właściciela zwierząt za przestępstwo znęcania się nad zwierzętami posiada niedopatrzenie, mianowicie Sąd nie orzeka przepadku tych zwierząt, nie zmienia się zatem ich posiadacz, a ponadto zobowiązuje do wykonania decyzji Inspekcji.
I tak, organ administracji publicznej zostaje związany prawomocnym wyrokiem, na który nie ma wpływu, a przeto nie może mieć (chodzi przecież o dwie zupełnie różne procedury), nie ma przy tym żadnego przepisu pozwalającego organom administracji publicznej ingerować w wyroki karne. Nawet wyobrażając sobie taką sytuację hipotetycznie, koncepcja ta wydaje się nie do pomyślenia. Wyrok nie zmienia przeto sytuacji zwierząt, bo nadal w obrocie prawnym pozostaje decyzja ostateczna i prawomocna, a zatem decyzja którą należy wykonać, bo nakłada pewien ściśle określony obowiązek.
W całej sprawie należy też pamiętać (niestety dla zwierząt), że na kanwie niedawnej „afery mięsnej" związanej z nielegalnym ubojem bydła i uwagami audytów unijnych odnośnie działania systemu rejestracji i identyfikacji zwierząt, Polska jest „na cenzurowanym". I to właśnie w takich obszarach, jak: bydło, rejestracja i identyfikacja. Nagłe i na łapu capu „przywrócenie" do systemu rejestracji i identyfikacji (na pewno musiałoby się to odbyć z nagięciem prawa) ponad 170 zwierząt, UE raczej się nie spodoba.
Artykuł był publikowany w Dzienniku Rzeczpospolita z dnia 10.05.2019 r.
Kluczem w sprawie jest bezduszny termin „praworządność". Organy administracji publicznej, na mocy Konstytucji i ustawy Kodeks postępowania administracyjnego, są obowiązane (nie mają zatem innego wyboru) jak działać w granicy i na podstawie prawa, nie mogą przy tym pod naciskiem różnego rodzaju grup społecznych zmieniać decyzji ostatecznych i prawomocnych, na zasadzie własnego „widzimisię", bo fikcją wówczas byłaby idea państwa prawa, a o zaufaniu obywateli do pewności działań administracji publicznej nie mogłoby być mowy.
Wracając do naszego kazusu, jeżeli weźmiemy pod lupę stado niebywale duże, utrzymywane na wolnym powietrzu, którego właściciel od lat nie dopełnia wymogów prawa weterynaryjnego, stado które jest niezidentyfikowane i nieidentyfikowalne, którego status epizootyczny nie jest znany, gdzie nie można odtworzyć zdarzeń dotyczących tego stada, a ponadto stado którego właściciel został uznany za winnego przestępstwa znęcania się nad zwierzętami, to nie powinna dziwić decyzja Inspekcji Weterynaryjnej.
W szczególności jeżeli przypomnimy sobie, iż mamy do czynienia ze zwierzętami gospodarskimi, a nie dzikimi. W sprawie, jak zawsze zresztą w sytuacji kiedy robi się ona „medialna", pojawiają się głosy odmienne, co skutkuje konkretnymi działaniami, w tym przypadku niezliczonymi wnioskami składanymi bezpośrednio u organów Inspekcji. Są to wnioski o wstrzymanie wykonania decyzji, zmianę decyzji, jej uchylenie. Już sam interes prawny tych osób trzecich budzi wątpliwości, bo przecież, co do zasady go nie mają. Czują się jednakże w obowiązku postulować o podjęcie, konkretnych, w ich rozumieniu właściwych, działań przez organy administracji publicznej.
Chodzi o wyrażenie swojego niezadowolenia, o zablokowanie czynności w ich ocenie niewłaściwych, chodzi o wyrażenie opinii w dyskusji, w której tylko nieliczni zauważają, iż jakiekolwiek działanie musi być podparte przepisami prawa. Organ, ma zatem de facto związane ręce, bo musi działać zgodnie z zasadą praworządności, a przez to naraża się na niechęć części społeczeństwa. I tak zaczyna się medialna „przepychanka", w której złym smokiem, nakazujących zabicie zwierząt jest oczywiście Inspekcja Weterynaryjna.
Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, gdy pojawiają się głosy, iż wyrok karny skazujący właściciela zwierząt za przestępstwo znęcania się nad zwierzętami posiada niedopatrzenie, mianowicie Sąd nie orzeka przepadku tych zwierząt, nie zmienia się zatem ich posiadacz, a ponadto zobowiązuje do wykonania decyzji Inspekcji.
I tak, organ administracji publicznej zostaje związany prawomocnym wyrokiem, na który nie ma wpływu, a przeto nie może mieć (chodzi przecież o dwie zupełnie różne procedury), nie ma przy tym żadnego przepisu pozwalającego organom administracji publicznej ingerować w wyroki karne. Nawet wyobrażając sobie taką sytuację hipotetycznie, koncepcja ta wydaje się nie do pomyślenia. Wyrok nie zmienia przeto sytuacji zwierząt, bo nadal w obrocie prawnym pozostaje decyzja ostateczna i prawomocna, a zatem decyzja którą należy wykonać, bo nakłada pewien ściśle określony obowiązek.
W całej sprawie należy też pamiętać (niestety dla zwierząt), że na kanwie niedawnej „afery mięsnej" związanej z nielegalnym ubojem bydła i uwagami audytów unijnych odnośnie działania systemu rejestracji i identyfikacji zwierząt, Polska jest „na cenzurowanym". I to właśnie w takich obszarach, jak: bydło, rejestracja i identyfikacja. Nagłe i na łapu capu „przywrócenie" do systemu rejestracji i identyfikacji (na pewno musiałoby się to odbyć z nagięciem prawa) ponad 170 zwierząt, UE raczej się nie spodoba.
O autorze
dr Michał Rudy – radca prawny z dużym doświadczeniem zawodowym, wspólnik w Kancelarii Prawnej Result Witkowski Woźniak Mazur i Wspólnicy Spółka Komandytowa. Specjalizuje się w opiniowaniu projektów aktów administracyjnych i regulacji wewnętrznych. Posiada wieloletnie doświadczenie zarówno we współpracy z administracją publiczną, jak i przedsiębiorstwami, w tym sektora spożywczego. Był dyrektorem Biura Organizacyjno-Prawnego, a następnie dyrektorem Biura Prawnego Głównego Inspektoratu Weterynarii. Kierował również kilkoma międzynarodowymi projektami z zakresu administracji weterynaryjnej i prawa weterynaryjnego. Pełnił także obowiązki zastępcy dyrektora Departamentu Emisyjno-Skarbcowego w Narodowym Banku Polskim, w którym był odpowiedzialny między innymi za emisję znaków pieniężnych Rzeczypospolitej Polskiej oraz gospodarowanie ich zapasem. Opublikował wiele prac dotyczących krajowego i wspólnotowego prawa administracyjnego, w tym z zakresu prawa weterynaryjnego i sanitarnego. Za współautorstwo podręcznika akademickiego dla studentów medycyny weterynaryjnej otrzymał nagrodę Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Został wyrózniony odznaką Zasłużony dla rolnictwa nadawaną przez Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi.